Czaty
-
- W porządku. Jeśli nic mnie nie zatrzyma, powinienem wrócić jeszcze dzisiaj, po południu. - Przekazał sprzedawcy 5 złotych monet i odszedł. Oddalił się nieco od samego targu niewolników, w poszukiwaniu miejsca gdzie może zakupić środek transportu. Skoro można wynająć dyliżans, na pewno znajdzie się prosty odkryty wóz.
-
Miasto żyło w dużej mierze handlem niewolników, przez co wielu lokalnych rzemieślników przestawiło się tak, aby również móc czerpać z tego źródła, stąd choćby kilka warsztatów powroźników, kuźnie zajmujące się wytwarzaniem łańcuchów, obroży czy nawet znakowaniem tubylców, a także zakłady ciesielskie, gdzie zajmowano się choćby tworzeniem wozów, przeważnie prostych konstrukcji, mających jedynie służyć za transport dla bandy niewolników, czego też właśnie potrzebowałeś.
-
Wszedł do jednego z zakładów.
- Halo, jest tu ktoś? Chciałbym kupić wóz. Wraz z końmi. Mniej więcej taki, aby pomieścił 9 dzikusów. -
Ludzie, którzy tu pracowali byli fachowcami nie tylko w zakresie ciesielki, ale i zajmowania się klientami, więc nie minął kwadrans, a ty miałeś już przed sobą cieślę prezentującego jeden z pojazdów, w sam raz na twoje potrzeby.
- Pięć złotników. - powiedział mężczyzna, nie bawiąc się w zachwalanie towaru, bo wóz był prosty i nie był niczym szczególnym, więc i nie miał po co. -
- W porządku, miło się robi z panem interesy. - Wyłożył pieniądze. Wraz z tym wydatkiem, wykorzystał wykorzystał całe dostępne złoto, tak jak przewidywał będzie musiał wziąć część własnych pieniędzy. - Może pan wystawić wóz na zewnątrz? Zaraz przyprowadzę konie i zaprzęgnę je. - Pobiegł na jednej nodze do banku i wypłacił ze swojego konta 10 złotników. Następnie zakupił dwa konie pociągowe i wrócił z nimi pod zakład ciesielski. Kiedy już je zaprzęgł, wszedł na miejsce woźnicy i poprowadził pojazd pod saloon gdzie miał się spotkać z “Nathanem”. Wszedł do środka i zamówił obiad. Zajął miejsce przy stoliku i wyciągnął się na krześle, odprężając się po męczącym dniu.
-
//Napisałeś, że masz 100 na koncie i “kilka” przy sobie. Nie wiem ile to dokładnie te kilka, więc uznajmy, że została mu z jedna sztuka złota. A poza tym to teraz kupiłeś sam wóz, bez koni, te musisz dokupić osobno w jakiejś stajni. Dlatego proponuję edytować post, że zostawiłeś wóz, poszedłeś do banku, pobrałeś pieniądze, kupiłeś konie, wróciłeś z nimi po wóz i dopiero wtedy udałeś się do saloonu. Generalnie jest to GM’owanie samego siebie, ale chyba żadnemu z nas nie chce się tracić czasu na tak prozaiczne i nudne czynności, nie?//
-
//Teraz nie płacił z własnych pieniędzy tylko z funduszy jakie przekazała organizacja Wizjonerów. Wziął je od zamordowanego Bernarda. Ale to nie ważne. W każdym razie edytowane.//
-
Z zabranych z banku pieniędzy, po odliczeniu zamówionego dopiero co obiadu, zostały ci jeszcze dwa złotniki i sześć srebrników, ale czego nie robi się dla wyższych celów? W perspektywie tego, czego możesz dokonać, pieniądze są właściwie niczym. Jeśli chodzi o twojego kompana, to jeszcze go tu nie było, wciąż musiał załatwiać swoją część spraw. Po niecałym kwadransie oczekiwania pojawił się jednak nie on, ale jedna z tubylczych kelnerek, podając ci zamówiony posiłek, tym razem kilka kromek chleba z masłem oraz solidną porcję gulaszu z grzybami, warzywami, gotowanymi jajkami i dziczyzną.
-
Nie podziękował za posiłek. Ponownie przeszło mu przez myśl, że dzikusy nie powinny kręcić się między ludźmi. Na widok na obitego i apetycznego dania, aż pociekła mu ślinka i bez wahania zaczął pałaszować swój obiad.
-
Mniej więcej kilka chwil po tym, jak skończyłeś swój posiłek, a kelnerka zabrała ze stołu naczynia, do środka wszedł twój znajomy. Postał chwilę obok przejścia, lustrując wnętrze, w którym zaczęły powoli gromadzić się tłumy, a gdy cię odszukał, szybko i zdecydowanie ruszył w kierunku twojego stolika.
- I jak? - zagadnął szybko, siadając na krześle naprzeciwko. Z niemałym zdziwieniem odkryłeś, że jego głos zaczął wreszcie zdradzać jakieś emocje, do tego było to… poddenerwowanie? A może nawet niepokój? -
-Wszystko załatwione, transport stoi przed wejściem, a towar zakupiony. Muszę ich tylko odebrać. A ty? Zaciągnąłeś ochronę? Wydajesz się jakiś nieswój.
-
- Musimy zmienić nasze plany, przynajmniej teraz. - odparł i rozejrzał się po saloonie, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni ubrania jakąś kartkę i położył przed tobą. - Masz tu namiary na odpowiednie osoby, opłaciłem ich z góry, odeskortują cię pod sam dom. Ja… Powiedzmy, że spotkam się z wami później, o ile w ogóle, bo możliwe, że będę musiał udać się w zupełnie inne miejsce.
-
Spojrzał na niego wyraźnie niepocieszony.
- Nie próbujesz mnie chyba wystawić? Gdzie i dlaczego musisz tak nagle wyjechać? -
- Nie wiem gdzie, a nawet gdyby, to nie mam zamiaru ci powiedzieć, żeby się nie narażać. Cóż, powiedzmy, że spotkałem tu kilku starych znajomych, którzy mają do mnie stare pretensje, a ja nie mam zamiaru pozwolić im na to, żeby nafaszerowali mnie ołowiem. No i nie mam zamiaru wciągać w to ciebie, każdy Wizjoner ma jakiś cel w życiu, jeśli zginiesz razem ze mną, to go nie wypełnisz.
-
- Tak to prawda. Każdy musi po prostu robić swoje. - Przytaknął postawionej przez Nathana sentencji, chociaż powodem było bardziej chęć uniknięcia ewentualnej strzelaniny, niż wiara w przeznaczenie. Spojrzał na niego nadal z kwaśną miną - Więc co? Tutaj się rozstajemy i będę musiał sam odstawić Mivotów? - Westchnął - No dobrze. Ale możesz chociaż zaprowadzić mnie do najemników i przedstawić mi ich osobiście? Jeśli pójdę sam mogą nie uwierzyć że jestem z tobą. - Powiedział, chociaż powodem tej prośby, było to że nie ufał Nathanowi i podejrzewał go, że wcale nie opłacił ochroniarzy.
-
- Uwierz, że wolisz nie przebywać teraz w moim towarzystwie. - odparł z wątłym uśmiechem i wstał szybko od stołu. Odszedł, sadzając długie kroki, nie dając ci przez to szans na jakikolwiek protest, chyba że pobiegniesz za nim i spróbujesz go dogonić.
-
Nie miał zamiaru dać za wygraną. Pobiegł za nim i zawołał:
- Ejże! Mówię poważnie! To zajmię tylko chwilę i rozwieje wszystkie wątpliwości. -
Do tego czasu opuścił już saloon. Usłyszał twoje słowa, ale nie zatrzymał się. Na szczęście zdołałeś wypatrzeć go w tłumie. I nie tylko jego. Na tle odzianych niemalże barbarzyńsko traperów, ludzi gór i innych lokalsów, obwieszonych bronią najemników i łowców nagród oraz ubranych funkcjonalnie, wygodnie i dość elegancko kupców i handlarzy spoza okolicy dostrzegłeś też trzy sylwetki, zupełnie niepasujące do otoczenia, trochę jak Nathan. Wszyscy trzej byli mężczyznami, podobnego wzrostu i postury, choć ciężko było ci powiedzieć coś więcej. Z tłumu wyróżniał ich dziwny ubiór. No, może nie taki dziwny, solidne buty z ostrogami, odprasowane na kant spodnie, koszule, marynarki, krawaty, rękawiczki, meloniki, ale pasujące bardziej do Imperium czy jakiegoś jeszcze większego miasta poza Oskad, a nie Czat. Wszyscy mieli na sobie identyczne stroje, które różniły się jedynie kolorem: o ile buty zawsze były z ciemnej skóry, podobnie jak pasy, to reszta ubioru była w wypadku jednego zielona, drugiego niebieska, a kolejnego szara.
-
Zmieszał się nieco, widząc te nowe postacie. Czy to byli ci którzy sprawiają kłopoty Nathanowi? Cóż nieważne jak bardzo są niebezpieczni, raczej nie zrobią nic głupiego w takim tłumie. Pobiegł próbując dogonić Nathana.
-
- Teraz zabiją nas obu, wspaniale. - mruknął tamten kwaśno na twój widok, gdy w końcu przecisnąłeś się przez tłum i go dogoniłeś. - Właśnie dlatego liczyłem, że już nie pokażesz się w moim towarzystwie. Teraz nie spuszczą cię z oka.