Ośrodek Szkoleniowy T.A.R.C.Z.Y
-
Znajdujący się w bliżej nieokreślonym miejscu na terenie Florydy ośrodek szkoleniowy, w którym przygotowuje się do pełnoprawnej służby agentów tajnej agencji znanej albo i nie znanej, jako T.A.R.C.Z.A. Na terenie kompleksu znajduje się zbrojownia ze sprzętem wytwarzanym w dość niedalekiej podziemnej fabryce, podziemna strefa mieszkalna i wspólna dla agentów, złożony teren do treningu w rozszerzonej rzeczywistości, a także centrum komunikacyjne. Wszystko to co wymienione znajduje się pod ziemią, poza centrum komunikacyjnym.
-
@Woj20000
To dopiero akcja! Ledwo wyszedł ze szpitala, już go musieli przenieść do tego ośrodka szkoleniowego w celu intensywnego treningu przed zostaniem superżołnierzem. Niby mogłoby mu się to całkiem podobać, bo jakaś atrakcja na stare lata… No ale jednak w tyle głowy bardzo go gryzie jedna sprawa. To, że konieczne było skłamanie jego żonie i córce, że trzeba go było zabrać na operację tutaj, co tylko nadało im zmartwień, jakby ich nie było za mało. I właśnie to ani na chwilę nie daje mu spokoju. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kiedy do jego kwater przyjdzie pośrednik, żeby się nim zająć, to uda mu się na chwilę o tym zapomnieć. -
Nie ma co, to mu się życie poukładało…
Jednego dnia jesteś sobie przysłowiowym cieciem i spędzasz sobie zwyczajnie dnia, a jeszcze w tym samym dniu kończysz zaatakowany przez superzłoczyńców, w dodatku niejeden raz, a potem dostaje możliwość zostania agentem i nosicielem kosmicznego bytu jednocześnie…
W tej sytuacji, jaka na niego trafiła, to mimo wszystko było właściwie rozsądne wyjście. Tak przynajmniej ostatecznie będzie mógł ochronić swoją rodzinę przed tym, jak wmieszał się to wszystko tamtym zdarzeniem w konwoju.
Najgorzej w tym wszystkim i tak jest to, że przedtem przy okazji zdążył pogorszyć sobie relację z córką poprzez wyjawienie jej sekretu i doprowadzić żonę do zawału skończeniem w szpitalu. Gdyby nie Havoc, pewnie dalej siedziałby w tym gipsie, a może nawet w ogóle by nie chodził już na zawsze.
Cholerny świat, po prostu cholerny świat. Przynajmniej na swojego podręcznego kosmitę może, a przynajmniej, musi liczyć.
-Ten… - zaczął niepewnie w myślach do symbionta, aby zagaić rozmowę w trakcie czekania na pośrednika - Dzięki jeszcze raz, że trzymałeś mi kości w używalnym stanie, wiesz? -
Istne szaleństwo. Można by wręcz pomyśleć, że to wszystko jest jakimś wariackim snem, z którego Doug się niedługo wybudzi. Na jego szczęście lub nieszczęście, tak nie jest.
Lecz cóż poradzić - jedyne na co Doug teraz może liczyć to to, że jego rodzina rzeczywiście będzie mogła uniknąć konsekwencji zbiegów okoliczności w życiu pana Maheswaran. Może to nawet trochę lepiej dla Connie, że będzie oddalony. Da jej to trochę czasu, żeby ochłonąć.
A tak na chwilę obecną to lepiej liczyć na to, że wszystko związane z procedurą zostawania superżołnierzem się uda, a on nie zostanie zaliczony do listy efektów ubocznych Serum.
-Nie ma sprawy, stary. Tak czasem wychodzi. Żeby nie było, że nagle nabrałem altruizmu, to lepiej zadbaj, żebym miał okazję do porachowania cudzych kości w zamian za sklejenie twoich. - odpowiedział Havoc w jego myślach tym swoim wyluzowanym, zadowolonym z siebie tonem “głosu”. -
Nie tylko Connie będzie mogła ochłonąć i nieco “przytępić” swój zawód ojcem, ale też samej Priyance zdecydowanie bardziej się to przyda. W końcu nie dość, że najpierw dowiaduje się o kosmicznych wojażach w szpitalu, a potem męża spotykają takie akcje…
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko postarać się zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. A póki co może zrobić to tylko T.A.R.C.Z.A. i on sam będący w niej. No chyba…
Nie, będzie dobrze. Przeżył już spotkanie z kosmicznymi kamieniami, dwa ataki superzłoczyńców i związanie z kosmicznym pasożytem, to przeżyje wszystko.
-Co jak co, ale tu tego nie braknie. W końcu walka ze złoczyńcami to ich praca. A potem i nasza. - odparł na spokojnie, upewniając symbionta o możliwości w miarę swobodnego wpierdolu jako tajni agenci. Lub operatorzy sił specjalnych. Zależnie co im tam wylosują.
Póki co mógł najwyżej wstać i przespacerować się po pomieszczeniu dla zabicia czasu, jaki to przepływał podczas oczekiwania na kogoś, kto go zgarnie i pokaże, co dalej. -
Choć… Biorąc pod uwagę to co się działo w szpitalu, można mieć pewne obawy co do bezpieczeństwa rodziny. Pewne jest za to to, że na pewno nie będzie lepiej, jeśli Doug się nie zepnie w sobie i zabierze za trening, byleby jak najszybciej móc chociaż na chwilę spotkać się ze swoją rodziną. Będzie musiał się dopytać przy spotkaniu z jakimś dowódcą o program ochrony rodzin agentów, ot co.
-I to mi się podoba. Życie bez obowiązkowego spuszczenia wpierdolu chociaż raz w tygodniu to nie życie. - odrzekł pół-żartem, pół-poważnie.
Już po chwili w progach kwater Douga stanął dość pospolicie wyglądający amerykański wojskowy o stopniu majora, noszący na sobie mundur.
Na wejściu zasalutował, po czym powiedział:
-Jest pan wezwany do odprawy służbowej w centrum komunikacyjnym.