[Metro-Koks] Stacja Blok Koksowniczy-1
-
Zachodni kraniec Metro-Koksu, BK-1 jest stacją buforową pomiędzy tą linią, a Metrozetem, a także nieoficjalną granicą, oddzielającą państwo byłych robotników od stacji oryginalnie zjednoczonych przez Dyktatora.
W przeszłości właśnie tutaj miały miejsce prowadzone z zmiennym szczęściem najcięższe walki Metro-Koksu z mieszkańcami Perły, a później rodzącym się Sojuszem Zdzieszowickim. Byli pracownicy Zakładów wciąż nie zapomnieli o poniesionej w tym miejscu klęsce i zmuszeniu ich do dołączeniu do przymierza. Potajemnie buzują tu anty-rządowe nastroje, których nie poprawia fakt coraz to gorszych warunków życia.
Na stacji panuje nasilające się przeludnienie, powodowane głównie ruchem imigracyjnym. Rodziny z dalszych części linii zakładowej przybywają na BK-1 z nadzieją na uzyskanie paszportu do Metrozetu, rozbudzaną zapewnieniami lewych przewoźników. Ci zazwyczaj zapewniają transport na stację, pobierając za to srogie opłaty, po czym tajemniczo znikają, zostawiając wielu na lodzie.
Panuje tu brud i bieda, w wyniku czego BK-1 co chwila staje się ogniskiem groźnych chorób. Wśród mieszkańców Metra istnieje także bliskie prawdzie przekonanie, że to właśnie tu żyje najwięcej sierot, a także najwięcej nieletnich jest zatrudnionych przy pracy w manufakturach, które z zasady najczęściej zajmują się produkcją prostej broni palnej i białej.
Żyć inieumierać. -
Anthony Jim Fawcett [T-10 (Wydarzenie)] @Vader
— A więc dobrze. — Odezwał się kapitan po krótkim namyśle. — Jim i Maestro, wy pójdziecie poszukać jakiegoś sensownego miejsca do zatrzymania się na noc. Bałwan, ty idziesz ze mną, musimy znaleźć jakąś robotę, chcąc niechcąc.
Słysząc to, Bałwan mruknął coś pod nosem, zrzędząc jak zwykle, ale przystał na plan dowódcy. Maestro podobnie, jednak ograniczył się od wydawania jakichkolwiek komentarzy, w zamyśleniu przysuwając się bliżej kompana.
“Ukraiński Step” przybył na stację kwadrans wcześniej, dostając się na jej teren bocznym wejściem, oczywiście za sowitą opłatą. Ostatnie przygody pogoniły ich aż z Bloku Energetycznego, gdzie jeden nadgorliwy Gwardzista zaczął podążać śladami ich nie do końca legalnej działalności, przez BK-2, gdzie nie mieli zbyt wiele do roboty, by w końcu trafić na na BK-1. Duruk miał zamiar nieco odbudować tutaj nadwyrężony budżet grupy, wiedząc, że zleceń na pewno nie zabraknie. -
Anthony Jim Fawcett
Fawcett ukrył niechęć do wykonania tego zadania udawanym kaszlem, a chwilę później wstał, przy okazji klepiąc się po kieszeniach, by zobaczyć, czy czegoś z jego rzeczy mu nie brakuje.
- Dobra Maestro, im szybciej to zrobimy, tym lepiej - stwierdził, oznajmiając tym samym, że jest gotów do drogi. -
// Zgadnij kto napisał odpis na chusteczce podczas siedzenia w lokalu wyborczym. //
Anthony Jim Fawcett [T-9 (Wydarzenie)]
— Tak, tak, chodźmy. — Odpowiedział wyrwany z zamyślenia Maestro.
Wąziutkim przesmykiem wciśniętym pomiędzy sięgające stropu, zatęchłe baraki, którym bliżej było do stosu klaustrofobicznych skrzyń, aniżeli budynku, w którym żyto i pracowano. Nic dziwnego, że nastroje w Metro-Koksie, a szczególnie na przeludnionym BK-1, wrzały. Upokorzeni Koksownicy musieli mieszkać w ścisku tych klatek, pozostawieni na pastwę chorób, przestępstw i porażającej biedy. Zwierzchnictwo Dyktatora przejawiało się tu wyłącznie w szarych figurach Gwardzistów, rozpędzających potajemne wiece i coraz częściej aresztujących separatystycznych działaczy. Po spojrzeniach mieszkańców jasne było, że żołnierze nie cieszyli się tutaj popularnością.Dalej stacja prezentowała się niewiele lepiej. To, co rzuciło się Anthonemu w oczy najbardziej, to masa ludzka, pozornie wylewająca się z każdego zakamarka i szczeliny. W tym morzu brudnych, nieumytych ciał panowała smrodliwa duchota, dusząca usta i nozdrza. Co rusz słychać było rozdzierający płuca kaszel starców, dorosłych i wielu dzieci. Pod stropem unosiły się ledwo widoczne, smoliste opary, zapewne pochodzące z nieszczelnych instalacji i nielegalnych palenisk. Jim słabo znosił tutejsze powietrze, lecz na razie dawał radę.
W końcu przedarli się w gąszcz pomieszczeń technicznych, gdzie ludzki tłok z leksza zmalał. Tam też Maestro zatrzymał towarzysza i wskazał na szyld jednej z kanciap.
— Co o tym sądzisz? Pomysł na pewno piękny, choć szkoda, że w tak obskórnym miejscu… — Westchnął.Szyld piętrowego budynku białymi literami głosił nazwę “Motel Konstelacja”. Nietrudno było się domyślić pochodzenia nazwy. Z sufitu zwisała wyszczerbiona… kula dyskotekowa. Padało na nią światło niewielkiej latarki, gasnącej od czasu do czasu. Ocalałe lustra kuli obijały światło tak, by padało na osmoloną ścianę budynku, tworząc jasne punkty, mające przypominać tytułową konstelację gwiazd.
-
Anthony Jim Fawcett
Spokojnym, lecz czujnym wzrokiem drapieżcy rozglądał się po otoczeniu, zwłaszcza po twarzach dzieci. Odczuwał, jakby to powiedzieć, głód. Głodu, jakiego nie zaspokoiłby żadnym jedzeniem. Tak właściwie, to powinien bardziej się kontrolować. Fawcett uśmiechnął się w duchu. Już czegoś takiego próbował. Nasłuchał się opowieści o Diogenesie, gdzie to też, by zaspokoić się seksualnie, po prostu się masturbował. Ale masturbacja to było za mało dla Anthony’ego. To było opłacalne na początku, kiedy dział się chaos. Później trzeba było szukać czegoś poza tym zamiennikiem. Najpierw były desperatki, te były łatwe. Myśli samobójcze i brak miłości w świecie po apokalipsie czyniły z kobiet łatwe cele. I z tego korzystał, nawet w pełni legalnie i bez konsekwencji.
Później jednak wybudowano społeczeństwo i kobiety znów chciały być szanowane. No to uznał, że zrobi to bez ich przyzwolenia. Udało się, a pod koniec nawet już nie płakały. Oszustki, zawsze narzekają, chociaż im się podoba. Teraz jednak było ciężko i łatwo było wpaść. Dorośli trzymali się mocno, a potrafiły narobić hałasu nawet ze szmatą w ustach. A ten tłok temu nie pomagał… dlatego obserwował dzieci, zwłaszcza te starsze. Nie traktował się jako pedofila, miał pewne granice. W Metrze jednak dorasta się wcześniej, prawda? Wystarczyło tylko natknąć się na dziewczynę, która będzie dzielnie przedstawiać swoją dorosłość mimo dziecięcej buzi.
- Jesteśmy dobrą grupą, zasługujemy na dobre rzeczy - odparł, wracając z myślami na ziemię. A raczej pod ziemię. - Zapamiętam nazwę i jak tu dojść. Szukajmy jednak alternatywy, jeżeli będą oczekiwać tutaj zbyt wysokiej ceny. -
Anthony Jim Fawcett [T-9 (Wydarzenie)]
— Myślę, że lepiej będzie najpierw przekonać się ile chcą tu, bo jeżeli mało, to po co mielibyśmy niepotrzebnie marnować czas szukając dalej? A poza tym… — Maestro uśmiechnął się niewinnie. — Ładnie tu. Pójdę zapytać.
Obrócił się na pięcie, odchodząc w kierunku “Konstelacji”. Prędko zniknął w drgającej ciemności korytarza skrytego za lekko podartą, muślinową zasłoną broniącą dostępu do wnętrza motelu.
-
Fawcett cicho westchnął i ruszył za towarzyszem. Jeżeli tamten coś załatwi, to przynajmniej będzie mógł powiedzieć, że zrobili to razem. I sam się nie napracuje. Zachował jednak ostrożność, tak na wszelki wypadek, jakby coś miało się spieprzyć.
-
Anthony Jim Fawcett [T-9 (Wydarzenie)]
Wnętrze motelu nie zaskakiwało tak bardzo jak jego fasada, prezentowało się zupełnie zwyczajnie, budynek równie dobrze mógłby robić za burdel. Korytarz rozchodził się w dwóch kierunkach, prawym i lewym. Na całej jego długości rozciągał się szereg wejść do kolejnych pomieszczeń, zasłoniętych wysłużonymi, lecz względnie schludnymi i czystymi kurtynami. Zaraz naprzeciwko drzwi do budynku znajdował się pokój pozbawiony jednej z ścian. Na oko Anthony’ego właściciele chcieli upchnąć tutaj wszystko co niezbędne dla poprawnego funkcjonowania motelu, a nie będące miejscem dla klienteli; w jego głębi walały się łysiejące miotły, wiadra i szmaty. Obok niech spoczywała spora miska, pewnie służąca do prania wszystkich pościeli (luksus!). Dalej wyrastała metalowa szafka na przechowanie wszystkich drobiazgów klienteli oraz regał, na którym spoczywały… klamerki? Każda miała na sobie wypisany flamastrem numer. O regał oparto zwiniętą matę do ćwiczeń.
Ostatnim elementem “recepcji” była “recepcjonistka” siedząca za niewielkim biurkiem, na którym ktoś z fantazją postawił dzielnie stawiającą opór upływowi, a przynajmniej sprawiającą takie wrażenie, kasę fiskalną.
Dziewczyna obsługująca właśnie Maestro nie mogła mieć więcej niż trzynastu lat. Była wyraźnie zmęczona, z trudem utrzymywała powieki w górze słuchając towarzysza Jima. Poza tym była jednak zadbana, nosiła czyste ubrania, a jej włosy ścięto krótko wprawną dłonią.
— …Czyli łącznie za nas czterech dwadzieścia cztery waluty, tak? — Maestro potarł kciukiem rzadki zarost pod nosem.
— Albo szesnaście, jak panowie zmieszczą się razem do jednego pokoju, albo dwadzieścia, jak na dwa pokoje.
— Hmm… Jim? — Maestro odwrócił się do towarzysza. — Co o tym sądzisz? Którą ofertę bierzemy?
-
Są pewne rzeczy, które nawet w podziemnych tunelach wyglądały pięknie. Zadbane dziecko, pracowite, wspierające tak jak potrafi swoich rodziców. Skoro urodziło się w Metrze, to już zapewne zaznało trudów życia, chociaż ciągle było przed nią. Jej pierwsze związki, zauroczenia, drobne marzenia, które mogły się spełnić nawet w świecie po apokalipsie… a na dodatek urocza, niewinna buźka, dziecięce spojrzenie i jej niezbyt wielkie rozmiary były…
Jim zamrugał kilkukrotnie, wracając do rzeczywistości. Nie obchodziło go to, co ustalał Maestro. Tak właściwie, to miał go głęboko w dupie, jednakże słysząc swoje imię zorientował się, że nie słuchał, o czym ta dwójka rozmawiała. W ramach odpowiedzi machnął ręką.
– Weź taniej. Kapitan wolałby przeznaczyć tę walutę na coś, co się nam przyda na dłużej. Później najwyżej dopłaci różnicę i weźmiemy drożej. -
Anthony Jim Fawcett [T-9 (Wydarzenie)]
— W takim razie niech będzie jeden pokój. — Maestro odparł. — Jakoś się zmieścimy, najwyżej będziemy dzielić łóżka. — Zaśmiał się pod nosem, odliczając szesnaście waluty. — Nie brzmi to tak źle, co Jim? — Zachichotał.
Dziewczynka przeliczyła pieniądze, po czym schowała je do przypiętej do paska portmonetki.
— Zaprowadzę Panów do pokoju. — Powiedziała, wstając z taboretu, jednocześnie poprawiając długą sukienkę, którą miała na sobie. — Pokoje są zamykane tylko od środka, dlatego gdyby Panowie chcieli coś zostawić na miejscu, to można to zrobić w naszym schowku. Jest pilnowany całodobowo! — Uśmiechnęła się delikatnie mówiąc to, choć wyraźnie był to uśmiech zmęczony, co nasuwało pytanie czy ta całodobowa straż nie była pilnowana właśnie przez nią. — Czy Panowie chcą coś zostawić?
— Dzięki panienko, ja dam sobie radę z tym co mam. — Maestro spojrzał na Jima. — A ty?