Podwydmiki (Przybrzeże]
-
Piaszczyste, nadmorskie tereny podwydmikowego kasztelaństwa położonego na południe od Mewiego Gniazda, nie są szczególnie sprzyjające uprawie roli czy polowaniu. Zamiast tego tutejsi ludzie utrzymują się głównie z połowów ryb, w które bogate są tutejsze niewielkie zatoki. Mimo że kasztelaństwo obejmuje swoją jurysdykcją stosunkowo duże tereny i sporo osad, nie jest szczególnie bogate czy istotne. Spowodowane jest to kasztelanem, Pomirem zwanym Opieszałym, który zamiast rządzić silną ręką jest dobrotliwym, ale bardzo mało ambitnym władcą. Jego kasztel, Podwydmiki, to właściwie bardzo rozrośnięta i nieco bogatsza wieś z portem i niewielką stocznią, produkującą rybackie łódeczki. Cała prowincja jest bardzo spokojna i stabilna, dla niektórych wręcz do znudzenia.
-
@Kubeł1001 to miejsce, w którym możesz zacząć swój miłosny trójkąt
-
//Zrobiłem to po to, żeby było śmieszniej i trudniej, ale zastanawiam się, czy nie będzie za trudno.//
Łuk Izbora nie był byle pierwszym lepszym kawałkiem drewna z cięciwą ze zwierzęcych ścięgien. Był owocem wielu jego zleceń, na których zarobił tyle, aby w końcu zamówić sobie porządną broń u kogoś, kto znał się na jej wyrobie. I trzeba przyznać, że się nie zawiódł i nigdy nie żałował tej inwestycji. Choć trzeba było mieć sporo krzepy, aby go napiąć, w zamian niósł strzałę daleko i celnie, a jeśli dobrze się wycelowało, strzelało się na wprost i miało nieco szczęścia, można było nim przebić niektóre spośród co lepszych pancerzy, wiele razy Izbor musiał mierzyć się w końcu z drużynnikami rozmaitych władyków i wielu z nich stać było na coś więcej, niż skórzany kaftan. Ale Izbor nie miał też problemu z napinaniem go, obdarzony szczodrze przez naturę nie tylko sprytem, ale i siłą mięśni, robił z broni równie dobry użytek, jak i z całej reszty arsenału. Obecnie ćwiczył dla wprawy i z braku zajęcia na dziedzińcu kasztelu, trafiając do kolejnych tarcz strzelniczych. Jednak z racji towarzystwa młodszego z synów kasztelana, Radsuła, podczas strzelania cierpliwie mu wszystko tłumaczył, krok po kroku, aby i on nabrał wprawy. No i z racji upału panującego wokół zrzucił zbędne ubrania, stojąc nago od pasa w górę, z jednej strony rzeczywiście dlatego, że było cholernie gorąco, ale też przez to, że lubił popisywać się swoją muskulaturą oraz kolekcją kilku blizn i szram, jakie zdobył w licznych zwadach, przy płci pięknej, a niedawno dostrzegł kątem oka córkę kasztelana przechodzącą nieopodal.
- Pamiętaj, żeby uchwycić cel. - poinstruował młodego chłopaka, stojącego obok z własnym łukiem i strzałami. - Nie spuszczaj go z oczu, a strzałę puść dopiero wtedy, gdy będziesz pewny, że trafisz. - dodał i sam wystrzelił. - Strzelanie szybko, raz za razem, sprawdza się tylko wtedy, gdy czasu jest mało, a przeciwników wielu, a i tak nie daje zwykle tak wiele, jakbyśmy chcieli. Śmiało, spróbuj. I nie zapomnij wstrzymać oddechu, zanim strzelisz, dzięki temu strzał będzie celniejszy. -
Chłopak, do tego momentu wpatrzony w strzelajacego Izbora jak w obrazek, zamknął wreszcie rozdziawione usta i naciągnął własny, znacznie mniejszy łuk, zrobiony przez niego własnoręcznie z gałęzi grabowej i konopnianego sznurka. Była to bardziej zabawka, niż prawdziwa broń, choć chłopak wykonywał twoje polecenia z namaszczeniem jakby właśnie musiał odbywać walkę na śmierć i życie. Jego słomiany przeciwnik został nawet trafiony, choć dość daleko od centrum, na samym brzegu tarczy. Strzała ledwo wbiła się w cel, a chłopak spojrzał na ciebie szukając jasno oceny swojego popisu
-
Ten post został usunięty! -
Ten post został usunięty! -
- Gdyby to nie była tarcza, a przeciwnik z krwi i kości to już byś nie żył. - przyznał bez ogródek, bo nie miał zamiaru chwalić go za wszystko, niech sam dojdzie do czegoś. - Ale jak na kogoś, kto zaczyna, było dobrze. Uwierz mi, widywałem ludzi, starszych od ciebie, którzy dopiero po kilku dniach treningu nauczyli się trafić w tarczę, nie w jej środek, w samą tarczę, a tobie udało się to od razu, a to duży plus. Ale nie chcę przez to powiedzieć, że było dobrze, wciąż musisz trenować, żebyś był tak dobrym łucznikiem jak ja. Albo i lepszym.
-
Ta ostatnia uwaga zamknęła twoją wypowiedź taką klamrą, że chłopak cały rozpromienił się i zaczął dalej strzelać, tymczasem do ciebie podszedł z kierunku zamku niejaki Trójewit, zausznik kasztelana. Śliski typ o drobnych, zawsze rozbieganych błękitnych oczkach i posturze i dłoniach, które wskazywały, że nigdy nie trzymał w rękach broni ani narzędzi, odezwał się do ciebie swym niskim barytonem, przyjemnym dla ucha i zupełnie niepasującym do tej parszywej gęby.
- Pan Pomir wzywa cię do siebie, byś stawił się przed nim jak najszybciej. Powiedział że to sprawa pilna i ważka - -
Machnął na niego ręką i sięgnął po kolejną strzałę, naciągając ją na cięciwę. Nie żeby nie spieszyło mu się do kasztelana, ale po prostu lubił denerwować tę gnidę, co też robił, okazując mu kompletny brak szacunku. Dopiero gdy ten odszedł, lub minęła chwila, jeśli wciąż stał tam, gdzie do tej pory, otarł pot z ciała, ubrał się i zebrał swój rynsztunek.
- Nie wystrzelaj mi przypadkiem sokołów. - rzucił jeszcze żartem na pożegnanie do chłopaka i ruszył szybkim krokiem do komnat kasztelana. Z dłońmi na orężu. Ostatnimi czasy, choć jego romanse dawały mu satysfakcję, w końcu był kimś z nizin społecznych i mógł robić to, o czym jemu podobni tylko marzyli, czyli pieprzyć arystokratki, lepszą pozycję na dworze kasztelana i perspektywy na przyszłość, gdyby ten zginął, a rządy objęłaby jego matka, jeśli synowie nie byliby na to gotowi, to jednak od jakiegoś czasu żył w niepewności, żeby nie powiedzieć strachu. Nie żeby żałował, ale spotkanie twarzą w twarz z mistrzem małodobrym w lochu było ostatnią rzeczą, jaka mu się marzyła, życie miał satysfakcjonuje i pełne przygód, ale pragnął jednak trochę dłużej pożyć, żeby zebrać tych przygód więcej. A wydanie jego romansów mu tym groziło. No, właściwie to tylko uwiedzenia córki kasztelana, bo nabrał podejrzeń, że jego żona gościła już wielu w swoim łożu, ale czy dzięki temu mógłby się wyłgać? Raczej niezbyt. Tak czy siak, udał się tam, gdzie go proszono, licząc na to, że to znów jakieś bojowe zadanie, a nie wyrok. -
Cóż, co prawda żeby rzeczywiście coś ci groziło trzebaby najpierw oczyścić i skompletować narzędzia katowskie - od czasów zastąpienia z tronu poprzedniego kasztelana, Trzygniewa, funkcja mistrza małodobrego była czysto tytularna, a piastujący ja ślepy starzec nie musiał zaglądać do lochów od dobrych trzydziestu lat. Lepiej jednak, byś nie zmienił tego stanu rzeczy.
Kasztelan przyjął cię w prywatnej komnacie. Zastałeś go chłodzącego w tę i nazad po pomieszczeniu. Machnął ręką i wszyscy inni opuścili was. Pomir wyglądał blado i mizernie, jakby nie spał w nocy. Jego łysiejąca głowa, zazwyczaj przykryta czapą z lisiego futra błyszczała teraz smętnie w świetle zza okna, zaś wąsy, zawsze dosyć rzadkie, teraz ledwo trzymały się że względu na ciągłe szarpanie.
- Siadaj. Zastanawiasz się pewnie Izborze, czemu cię wezwałem. Problem dotyczy niezwykle eee, wrażliwej sprawy związanej z moją rodziną, więc musisz mi na początku obiecać całkowitą dyskrecję - mężczyzna klapnął na ławie przy stole, wskazując ci krzesło naprzeciwko -
Zaczyna się prawdziwa zabawa, bez dwóch zdań. Nie dał jednak nic po sobie poznać, zachowując kamienną twarz. Usiadł, zgodnie z poleceniem.
- Oczywiście, panie, zostanie to między nami. O co dokładnie chodzi? Podejrzani krewni, którzy nie odzywali się całe życie, a pojawili się teraz, żeby uszczknąć trochę majątku? Natrętni kandydaci do ręki twej córki? - zapytał, bowiem liczył, że to rzeczywiście będzie coś z tego typu problemów, z czym już miał do czynienia. -
Kasztelan tylko zasępił się mocno i cały spurpurowiał. Dopiero po chwili odrzekł.
- Obawiam się że sprawa jest bardziej skomplikowana i delikatna… Widzisz, mam pewne podejrzenia, dotyczące… Ostatnio moja żona… Chodzą plotki że… - mężczyzna próbował to z siebie wykrztusić, coraz bardziej czerwony - Podobno robią ze mnie rogacza! - wybuchł wreszcie - I zupełnie nie wiem, kto jest za to odpowiedzialny. Jesteś z zewnątrz, mogę ci zaufać, a do tego nieźle sobie radzisz z tajną robotą. Chcę, żebyś zbadał sprawę i potwierdził lub zdementował te plotki. Oczywiście, nagroda cię nie minie i zapewniam, że będzie chojna. Podejmiesz się tego? - -
- Ależ oczywiście, mój panie. - odparł, kiwając lekko głową. - Od razu się tym zajmę. Mam nadzieję, że to jedynie plotki zazdrośników, ale jeśli okazałyby się prawdą, życzysz sobie abym pozbył się tego natręta sam i po cichu czy może przyprowadzić go przed twoje oblicze?
Starał się zachować normalny ton i wyraz twarzy, choć pozwolił, aby odmalował się na niej wyraz zdumienia czy nawet troski, jakby autentycznie o niczym nie wiedział i pragnął pomóc swojemu panu w schwytaniu tego kogoś. Kogoś, na kogo kasztelan patrzył i z kim rozmawiał. Bogowie widać odpłacają mu za wszystkie łóżkowe przygody. -
Pomir skrzywił się boleśnie słysząc twoje twoje pytanie i energicznie pokręcił głową – Wszak nie jesteśmy barbarzyńcami, Izborze, na łaskę bogów! Nie, chcę osobiście, uczciwie przesłuchać tego… Tego… Parszywca, któremu zawdzięczam bycie pośmiewiskiem we własnej osadzie. Żadnego działania na własną rękę, żadnej zbędnej przelanej krwi, dopóki nie będę miał zupełnej pewności. Rozumiemy się? –
-
Skrzywił się lekko, ale liczył na to, że ujdzie to uwadze Pomira lub po prostu weźmie to za niechęć do takiego rozwiązania. A naprawdę Izbor skrzywił się, bo gdyby mógł zabić tego kogoś, sprawa byłaby o wiele prostsza. Nie, nie żeby chciał nadziać się na własny miecz czy skoczyć z murów, ale trupy mają to do siebie, że są dość małomówne, więc całą sprawę można by zamknąć. A tak musi się kombinować i męczyć.
- Oczywiście, panie. - tym razem ukłonił się głębiej. - Będzie, jak sobie życzysz. Czy masz jakieś podejrzenia, kto to mógłby być? -
Mężczyzna pokrecił głową – To może być każdy mąż, który ma kontakt z naszym dworem, każdy. Dlatego właśnie tylko tobie mogę w tej kwestii ufać. Gdybym miał zgadywać najlepiej byłoby poszukać wśród młodych, krzepkich mężczyz o niepochlebnej reputacji. Nie chcę jednak dłużej myśleć na ten temat, dlatego właśnie tobie pozostawiam znalezienie tego psubrata.
-
- Gdy tylko uda mi się coś ustalić, niezwłocznie cię powiadomię, panie. Czy to wszystko?
-
– Tak, możesz odejść. I błagam, nie rozmawiajmy o tym więcej dopóki nie znajdziesz dowodów, od samego myślenia o tym robi mi się niedobrze – kasztelan skrzywił się i odprawił cię gestem ręki
-
Raz jeszcze skinął głową i opuścił pomieszczenie. Odszedł, klnąc na czym świat swoi, ale rzecz jasna tylko w głowie, udając się na poszukiwanie Stolema, swojego kompana, aby wtajemniczyć go w nową misję.
-
Waligórka nie był wcale ciężki. To znaczy był, ale nie do znalezienia. Waligórka nie był wcale ciężki do znalezienia – zgodnie z twoimi przypuszczeniami drzemał sobie wygodnie w swoim ulubionym miejscu, na sianie położonym nad kasztelańską stajnią.
-
- Wstawaj. - powiedział, dla pewności trącając go lekko nogą. - Wstawaj no. Jest robota do zrobienia.
Nim Stolem się obudził, Izbor zastanowił się nad swoją sytuacją. Jak wiele mógłby powiedzieć prostemu Stolemowi, aby nie ryzykować, że ten się wygada lub weźmie wszystko zbyt dosłownie i zdzieli go w łeb, wysyłając prosto do kasztelana. Tu potrzeba było sprytu, choć siła Stolema też się przyda. Zastanowił się więc, na kim ją wykorzysta, czyli kto padnie celem tortur w wykonaniu tego siłacza, aby wydobyć z niego nieprawdziwe zeznania. Izbor wiedział, że tak ześle śmierć na niewinną osobę. Ale lepsza śmierć kogoś, niż jego. -
Stolem podniósł się zaspany. Nie wyglądał szczególnie inteligentnie zaraz po obudzeniu, jednak nie wydaje ci się, żeby był szczególnie głupi - może trochę naiwny, ale nie głupi. Co do tego, na kogo zrzucić podejrzenia, poza Trójwitem, którego nie cierpiałeś, nikt konkretny nie przychodził ci do głowy.
-
To była pierwsza osoba, która przyszła mu na myśl, a jeśli zdoła w ten sposób pozbyć się jednego wroga na dworze i oddalić od siebie wszelkie podejrzenia, tym lepiej.
- Będziemy musieli wydusić z kogoś zeznania. Potrafisz zadać ból tak, aby zmusić kogoś, do przyznania się do wszystkiego, nawet czegoś, czego nie zrobił? I przy okazji go nie zabijać? -
Stolem zastanowił się przez dłuższą chwilę, po czym, dalej zaspanym głosem odmruknął – Nie wiem, nigdy nie próbowałem, zwłaszcza jeśli chodzi o tą ostatnią część… Eee… Wiem gdzie można uderzyć tak żeby bolało i gdzie tak żeby kogoś powalić… Ale… Po co miałbym to robić?
-
- Długo by gadać. Po prostu przyprowadzę ci kogoś, ja go będę pytać, a ty bić, aż nie powie tego, co chcę. Kasztelan kazał, więc to zrobimy. Zawołam cię, gdy będziesz mi potrzebny… A, i coś jeszcze: morda w kubeł, jasne? Pan kasztelan chciał, żeby to była cicha robota, więc nikomu o niczym ani słowa.