Kres Nadziei
-
Bardzo wymowna nazwa, bowiem wszelka nadzieja, której iskierki mogą się w kimś tlić, gaśnie na progu tej podziemnej fortecy. Dostać się do niej można kilkoma ukrytymi wejściami, z czego jedno, jedyne znane komuś poza Vladimirem Valescu, którego Kres Nadziei jest siedzibą, znajduje się w podziemiach Czarnego Zamku. To właśnie tam, po pokonaniu tunelu i długiego, podziemnego korytarza, staje się przed wielkimi wrotami, nad którymi z kości i skór zabitych wrogów Wampira (w tym wielu Kapłanów, Paladynów i szlachciców Cesarstwa, którzy polegli w czasie Wielkiej Wampirzej Wojny) wywieszono napis, aby wszyscy, którzy przestąpią ten próg, wyzbyli się wszelkiej nadziei, opuściła bowiem to miejsce. Z racji tego, że trafiło tu wiele osób na przestrzeni wieków, ale też przez długą listę potencjalnych wrogów Wampira, skór i kości starczyło, aby zapisać tę frazę w języku ludzi, Elfów i Krasnoludów.
Jeśli ktoś nie mieszka tu przynajmniej kilka lat lub nie ma przewodnika, to zgubi się prędzej czy później w plątaninie tuneli, korytarzy, komnat, ukrytych przejść, niewidocznych drzwi i tym podobnych. Ba, zdarza się, że niektóre pomieszczenia zupełnie zmieniają swój układ, idąc bowiem z jadalni do jednej z komnat sypialnych można zauważyć, że ta znajduje się nad głową wchodzącego. Nie jest to jednak problemem dla domowników, żyją tu bowiem jedynie kreatury stworzone bezpośrednio lub pośrednio przez Vladimira i jego najbardziej zaufane Wampiry, należące do tak zwanego Zakonu Prawdziwej Krwi. Poza nimi nie ma tu wstępu żaden inny krwiopijca (chyba że po to, aby przyjąć go w szeregi tej organizacji), a tym bardziej śmiertelnik, więc nawet najbardziej zaufany i zasłużony Drow zostanie przyjęty nie tu, ale w Czarnym Zamku.
Jedynym wyjątkiem są jeńcy. Niegdyś brani po to, aby wymuszać posłuszeństwo lub jako gwarant pokoju, czasem brano ich w niewolę tylko po to, aby tu cierpieli męki. Podobno najtwardsze z Elfów i Krasnoludów wciąż wrzeszczą z bólu w ciemnych i zimnych lochach Kresu Nadziei… Jednakże po swojej porażce w wojnie z Cesarstwem Valescu zainteresował się podziemiami, choć nikomu nie zdradził, czego szuka. Stąd sprowadzano tu niewolników, aby wespół z Nieumarłymi kopali tunele lub wykonywali bardziej skomplikowane prace. Wszystkiego doglądali nadzorcy, Krasnoludy i Mroczne Elfy, aby jednak nie łamać za bardzo zasad, które panowały tu do tej pory, były to Krasnoludy i Drowy, które uprzednio przemieniono w Wampiry i włączono w szeregi Zakonu.
Budując tę siedzibę Valescu bez dwóch zdań inspirował się krasnoludzkimi Karakami, czyli miastami-twierdzami, rozsianymi po świecie, które są ostatnimi, niemymi świadkami dawnej potęgi brodatego ludu, gdy ten kontrolował każdy pojedynczy szczyt i każde górskie pasmo. Kres Nadziei nie jest jednak tak obronny jak Karaz-a-Deron, mimo to stanowi wyzwanie dla każdego atakującego. Poza podziemnymi poziomami, które stanowią wyłącznie obronne fortece, nie brak tu też komnat sypialnych, kuchni, jadalni, salonów, lochów, zbrojowni i tym podobnych. Za dwa najciekawsze miejsca w Kresie Nadziei uchodzą te w centrum, otoczone innymi poziomami. Tę rozległą przestrzeń zajmują w większości wielkie pracownie alchemiczne i magazyny rozmaitych składników, a niewielką jej część stanowią prywatne komnaty Vladimira Valescu, w których to zaszył się jak zwykle, ale zamiast je opuścić i wrócić do zarządzania swoją domeną, ten niespodziewanie umarł, o czym świadczy fakt, że wskrzeszeni przez niego Nieumarli rozpadli się, na szczęście dla innych krwiopijców na krótko. Nikt nie wszedł do jego komnat, te bowiem można otworzyć tylko od wewnątrz tak jak normalne drzwi. Aby wejść doń z zewnątrz… cóż, właściwie nikt nie wie, jak otwierał je Valescu, mówi się o odrobinie jego czystej krwi wsiąkającej w kamień, zaklęciu, haśle i wielu innych (Wampiry pod postacią mgły nie były w stanie się tam wślizgnąć, a i Magowie Ziemi nie byli w stanie nic z nimi zrobić), jednak do dziś nie złamał tej łamigłówki i być może tajemnica ta zaginie na zawsze, wraz z truchłem hrabiego po drugiej stronie kamiennych drzwi.