Nawiedzony Zamek rodu Von Berlgior
-
Posłał psa po torbę i uciekł razem z torbą i ogarami w kierunku najbliższego miasta. Nie wsi tylko miasta z kowalem, zaklinaczem i resztą rzemieślników
-
Posłał psa po torbę i uciekł razem z torbą i ogarami w kierunku najbliższego miasta. Nie wsi tylko miasta z kowalem, zaklinaczem i resztą rzemieślników
-
Złapał w swą dłoń torbę ze złotem przy okazji zgarniając garść ziemi i powrócił do zamczyska. Jako olbrzym, wciąż niezbyt inteligentny acz sprytny, założył że człowiek nie wrócił. Postanowił go nie gonić, bo przecież odgrywanie dobrze swojej roli w świecie przedstawionym przez bogów i czerpanie z tego przyjemności stoi wyżej niż chęć zabicia paraczempiona z kompleksem wyższości.
Krodol zatem wrócił na dziedziniec zamku razem z torbą i rzucił ją na glebę
- Gobiny!. - krzyknął.i prędko dodał. - WyłaIć. Przegnałem inruzeów a wy mie nie pomogli. Co ja mam tera z womi zrobić? - zapytał w gniewie, o ile mógł zrozumieć strach przedi kamiennymi potworami tak już goblinśkie łuki okazałyby się niezastąpione przy walce z człowiekiem.
Po wstępie Krodol postanowił opatrzyć sobie rany przez co rozumiał wyciągnięcie strzal… Miał do tego szczypce, te same którymi wygrzebywał.kośfi z krów, ale lepszy rydz niż nic. W spokoju od wszystkiego zbliżył szczypce do poszczególnych części ciała, z czego jądra zostawił na koniec. Jak mu to wyszło?. Niech bogowie odpowiedzą na to pytanie. -
Ten post został usunięty!
-
//@Hekarz Jak oddasz torbę to nie wrócę tutaj postacią. Deal? //
-
Ten post został usunięty!
-
Belka:
Niestety, psy nie okazały się dość szybkie i Olbrzym zdołał zabrać torbę, z którą powrócił do zamku. Jednak z dobrych wiadomości: koń wrócił, a wraz z nim twój prowiant i reszta ekwipunku, więc przynajmniej nie zginiesz z głodu po drodze. A co do drogi, to tutejsza droga łączyła się ze Starą Drogą Cesarską, głównym traktem w Cesarstwie Verden, co pozwala ci dojść właściwie do każdego miasta na terenie tego państwa i dalej. Pozostaje tylko wybrać, któreś z nich i udać się w podróż.
//Jeśli chodzi o zmianę tematu to wygląda tu to tak, że piszesz teraz post, nawet krótki i nierozbudowany, gdzie udaje się twoja postać, ja odpisuję jeszcze raz tutaj, też raczej bez fajerwerków, żeby zachować ciągłość fabuły, a potem zaczynam ci w wybranym temacie, gdy dotrzesz na miejsce.//
Hekarz:
- Szefo, bo to były takie no… - odparł jeden z Goblinów, wychodząc z ukrycia i machając rękoma na podobieństwo skrzydeł. - No takie no… Pomóc, szefo? - dodał usłużnie na widok twoich wysiłków, bo choć udało ci się pozbyć większości strzał, to kilka zostało, zwłaszcza na plecach, w miejscach, do których nie dosięgasz, oraz ta jedna pechowa w jądrze, gdzie rzeczywiście bardziej może przydać się pomoc małych, zielonych łap twoich sługusów. -
Krodol zdenerwowałby się, gdyby pomoc goblinów nie byłaby mu potrzebna w opatrzeniu ran. Najpierw wziął jedną ze skór krów, które leżały w spiżarni, a że był olbrzymem to po prostu wyciągnął po nią dłoń i ją chwycił, z racji siedzenia obok owej spiżarni. Potem skórę związał ścięgnem krowy i stworzył sobie własnych rozmiarów sakiewkę, przesypał do niej większość złota, a raczej całe złoto, przynajmniej tak sądził.
- Zrobimy tak. Wyjmiecie szczoły a ja zapomnę, że wy mało zrobili i będzie dobrze. - oznajmił goblinom, ale najpierw hen w las wyrzucił torbę, w której zapewne przez niezbyt staranne przesypywanie została jedna złota moneta, po czym nachylił plecy i odsłonił swoje “klejnoty” do obróbki.
- Musimy mieć więcej wojsk tych noooo… Emmmmmm - zamyślił się głęboko. - Goli, kroli, gonoli, jaboli, gnoli… Tak! Gnolli! Dwa z was ido i niech sprowadzo tu te no gnolle i te no hopogobliny, kopogobliny, te nooooo… Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee… Hobgobliny. - wydał rozkaz wobec dwóch goblinów, bo faktycznie jego mała banda potrzebowała nieco lepszych wojaków, a teraz miał na to fundusze.
- Wy powiedzo, że olbrzym Krodol Syn Trogola do łupienia poszukuje wojów i najlepiej niech majo te no… Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee… - przerwał ponownie próbując znaleźć słowa w całym tym ciężkim dniu pełnym myślenia i bitki. - Nawierzchowce… Wierzchowce. I ten, niech jakiego co mury naprawić umi znajdo i go tu sprowadzo bo mi potrzebny - skończył wydawać rozkazy, po czym przeszedł do sedna.
- Wyciągać szczały - powiedział rzeczowo Krod zaciskając zęby i znieczulając się beczką bimbru. -
Wsiadł na konia znowu. Dobył miecza i skierował się do zamku olbrzyma razem z ogarami.
- Bolo, Lolo zaatakujcie ręce giganta!
Wjechał na koniu do zamku i zaszarżował na siedzącego olbrzyma i wbił mu miecz w odsłonięte jądra.
- Giń olbrzymie! -
Bolało jak cholera, ale szczęśliwie zabieg się powiódł. Niestety, odruchowo machnąłeś z bólu ręką, co posłało jednego z Goblinów prosto na ścianę zamku, gruchocząc mu większość gnatów.
- Ilu ma iść? - zapytał jeden z zielonych debili, najpierw przezornie odsuwając się poza zasięg twoich rąk. Miał zapewne na myśli ilu z nich powinno iść werbować wojowników do twojej bandy. Dobrze będzie to przemyśleć, bo większe miasta, gdzie można znaleźć takich awanturników, są daleko, sam proces rekrutacji też pewnie potrwa swoje, no i nie masz gwarancji, że uda im się znaleźć jakiegokolwiek chętnego. -
Zacisnął tylko zęby i niezbyt zwrócił uwagę na goblina, któremu się oberwało, przeważnie nie widzi sensu w biciu swoich żołnierzy, ale to było przypadkiem, więc się nie liczy. Spojrzał kolejno na gobliny, próbując w tym wszystkim odnaleźć złoty środek nie chcąc posyłać do werbunku dużej ilości podwładnych, niezbędnych do wsparcia w przyszłym napadzie na wioskę, a jednocześnie wystarczająco wielu oddelegować, aby nabór do wojska dał wystarczające rezultaty.
- Pięciu niech pójdo i tego goblyna pod ściano postawta na nogi… - wydał rozkazy, a skoro strzały zostały wyciągnięte to wyrzucił dwieście sztuk złota dla goblinów wyznaczonych do zadania werbunkowego.
- Zrobim tak, wy weźta to złoto i dacie je jako zaliczkę jak znajdo chętnych gnolle i hobgobliny, a jak wy wrócą z misja to dostaną dwa razy tyle. Tylko niech wróco a nie zniknom! - powiedział do goblinów, żeby skusić ich do powrotu swoim niezmiernym sprytem w formie znacznie większej ilości złota.
- A to na drogę i wydatki. - dał goblinom kolejne sto złota, żeby miały za co wrócić. - Jak co zostanie to kupta alkohol.
- Do roboty. Robić zwiada wiosek, werbunka posłać goblyny. Trzeba działać. - oznajmił popędzając gobliny przez wzgląd na ludzi, którzy zabrali mu sporo czasu. -
Odwołanie się do chciwości było dobrym pomysłem, to jedna z głównych cech tej rasy, tak jak przebiegłość, oportunizm czy tchórzostwo. Zabrali oni złoto i od razu opuścili komnatę, mając teraz dodatkowy argument, aby tu powrócić, nie licząc tego, że pewnie obawiali się twojego gniewu, gdyby spróbowali zrobić cię w chuja. Pozostałe Gobliny również się rozeszły, część wróciła na mury, aby pilnować okolicy, co po ostatnich wydarzeniach jest bardziej, niż wskazane, inni ruszyli pogrzebać ciała swoich kompanów, których zamordował kamienny potwór, jeszcze inni zajęli się typowo codziennymi czynnościami jak konserwacja broni czy gotowanie, kilku zaś pędem wybiegło z ruin, udając się na zwiad. Dwóch przed wyjściem wypełniło jeszcze twój rozkaz, stawiając na nogi tego, którego posłałeś na ścianę. Oparty o mur, rzeczywiście stał jakiś czas, ale krótko po tym ponownie upadł, co bez dwóch zdań oznacza, że przyłożyłeś mu za mocno i nie żyje.
-
- Obudźta mie jak będzie mieli co nowego do powiedzenia. Budźta z dystansu kamieniem rzućta i krzyćta. - sprecyzował zasady prawidłowego budzenia zgodne z bezpieczeństwem i higieną pracy.
Wszystkie wielkie idee powstały dzięki wspólnej pracy i kooperacji. Dlatego też Krodol postanowił się zdrzemnąć po dniu przepełnionym walką, a gobliny w tym czasie powinny przynajmniej wrócić ze zwiadu.
- Choleraaa… Za dużo gobosów dziś straciłem. Jak ta dalej pójdzie to gówno i po tygodniu żaden zielony idiota przy życiu nie zostanie. - pomyślał głęboko, odpływając w objęcia snu. -
Zawsze można wziąć nowych, Gobliny mnożą się jak króliki, jeśli nie szybciej, a tak przynajmniej słyszałeś. Obudziłeś się dość szybko, bo na zewnątrz było już ciemno, więc nie wstał nawet następny dzień. Obudziło cię rzecz jasna coś, co wziąłeś najpierw za lekkie mrowienie, a dopiero później zrozumiałeś, że były to ciskane przez twoich podwładnych kamienie.
- Szefo! - krzyknął jeden z nich. - Zwiadowce wróciły. -
Krodol potrzebował kilku minut, żeby dojść do stanu pełnej świadomości i zrozumieć co się wokół niego dzieje.
- Eeeeeeeee… - zamyślił się gigant otwierając oczy i widząc bandę zielonych imbecyli. Już chciał zapytać kimś są i skąd wzięli się w jego leżu, ale dopiero wtedy zapaliła mu się przysłowiowa świeczka nad głową.
- Dawać zwiadowce do mnie i niech mówio co widziały. - rozkazał Krodol samemu przygotowując się do rozmowy ze swoimi sługusami. Wziął ze spiżarni jedną z wysuszonych krów i zaczął wpieprzać na w pół surowo wypluwając kości ponad mury zamkowe. Kiedy się najadł przeszedł do najważniejszego, chwycił beczkę bimbru i począł żłopać łapczywie, nie bacząc na ociekający po brodzie trunek czy po innych częściach ciała. -
Gobliny posłusznie czekały, aż zaspokoisz głód i pragnienie. Pewnie obawiali się, że gdyby ci przerwali, mógłbyś za karę zeżreć któregoś z nich.
- Jedna wioska blisko, ale widzielim dymy dalej, to i pewnie tam też som. - zaczął jeden z goblińskich zwiadowców.
- Widzielim dużo takich o, dużooo. - dodał drugi, wskazując na krowie truchło, które obgryzałeś.
- I żadnych tych no… Ostrokijów wokół, żołnierzyków ani nic. - uzupełnił ostatni. -
Krodol wysłuchał uważnie goblinów, co zwieńczył zgarnięciem najdłuższej kości z krowiego truchła, która posłużyła mu jako narzędzie do rysowania planu ataku. Najpierw zakreślił na ziemi krzyżyk, a wokół krzyżyka narysował proste kreski.
- Słuchać mnie uważnie… - oznajmił podkreślając powagę sytuacji, po czym kontynuował. - Kółko to być wioska, kreski to wy. Podzielita się po równo i otoczyta wioskę. Wezmiecie te nooooo… pochodnie… - przedstawił podstawy i drapiąc się po brodzie próbował zebrać myśli oraz przypomnieć sobie jak to orkowie robili. - Ja zniszczę wioskę i domy. Ludzie zaczną uciekać. Jak zacznę niszczyć to wy zapalita pochodnie i będzieta wyłapywać człowieków i zabijać. Niektóre możnoooooo teeeeeeeeeeeeeee… - zamyślił się jeszcze głębiej próbując sobie przypomnieć co się robi innego z ludźmi niż zjada. - Wy będzieta łapać te słabe kobity i może je sprzedamy, a jak nie to potem zjemy albo bedo dla was… - powiedział rzeczowo niczym generał jakiś.
- Wy będzieta to otoczenie zmniejszać i coraz bliżej wioski podchodźta, ale wy nie róbta otworów w otoczeniu, bo człowieki uciekno i powiedzo o nas. Na koniec wreszcie wy wejdeta do wiochy i ukradniecie co sie da. - przedstawił cały skomplikowany plan, który aż tak trudny nie był.
- Przygotujta wszystko i zbieroć się. Ruszemy jeszcze dzisiej dopókie ciemno… - rozkazał samemu chwytając swój młot. -
Wszystkie Gobliny, poza jednym, rozbiegły się, aby przekazać wieści reszcie i rozpocząć przygotowania do najazdu.
- My potem palić wioche? - zapytał ten, który został. Po chwili zorientowałeś się, że jego zielona morda kogoś ci przypomina i zdałeś sobie sprawę, że to ten, którego wybrałeś na swojego doradcę. -
- Zobaczym jak dużo zniszczę sam ale nie warto palić, bo człowieki zobaczo smugi dymu. - wyjaśnił swojemu doradcy i czekał na gotowość goblinów.
-
Goblin pokiwał głową i wyszedł, aby przekazać rozkazy reszcie. Wrócił dość prędko, już w pełnym rynsztunku, na jaki składał się szyszak, kolczy kaptur, skórzana zbroja, zakrzywiony miecz, dwa sztylety i mała, okrągła tarcza.
- Wszyscy gotowi, Duża Szefo. Kilku zostawim, jakby znowu jakie pojebańce próbowały na zamek wleźć.