Nawiedzony Zamek rodu Von Berlgior
-
- Zwionzać wieśniaków, złupić co majo i wracamy. - oznajmił Krodol samemu przechodząc do łupienia. Zaczął poszukiwać cenniejszych przedmiotów, dla olbrzyma cennych rzecz jasna. Może znajdą się beczki z piwem, a nie wspomniawszy o czymś mocniejszym. Zadowoli się nawet krowami, które weźmie pod pachę. Ciekawe czy znajdzie fioletową krowę z opowiadań orków, taką co daje pyszną czekoladę zamiast mleka.
-
Takiej konkretniej nie znalazłeś, ale w oborach kryło się wiele zwykłych zwierząt. Jak zaraportował ci Goblin, który dość sprawnie liczył, było tu dwadzieścia sześć krów, osiemnaście owiec, trzy konie i sześć wołów, a do tego jakieś czterdzieści kur, chociaż Goblinom nie udało się wyłapać wszystkich. Wioska nie miała jednak karczmy, przez co nie znalazłeś piwa ani żadnego innego alkoholu. Z łupów, jak meldowały ci Gobliny, też nie ma co się cieszyć, żywy inwentarz i schwytani ludzie to najcenniejsze łupy, poza tym narzędzia, jedzenie i tym podobne, raczej niewiele warte, przedmioty.
-
- Wracamy do kryjufki. - powiedział do goblinów i zaczął zaganiać zwierzęta do zamku. Co prawda ktoś mógłby powiedzieć, że łupy niczego sobie w porównaniu do większych wsi, które oferują ciekawsze zdobycze, ale Krodol jest zadowolony. Tyle żarcia, że sam się nażre i gobliny będą mogły się rozmnożyć, więc powiększy swoją armię zielonych kurdupli, a czlowieki do tego jako niewolnicy. Olbrzym nawet zaczął się zastanawiać gdzie mógłby ich sprzedać.
-
Z tym rozmnażaniem się może być ciężko, chyba że oddasz do tego celu miejscowe kobiety, miałeś jednak przeczucie, że z takiego związku wyjdą jeszcze większe pokraki, niż te, którymi obecnie dowodzisz. Rozmyślanie o tego typu miejscach nie przyniosło większego efektu, ze swoich wojaży nie znałeś żadnego takiego, pozostaje więc zapytać któregoś z kurdupli. Ci tymczasem, gdy wróciliście już do zamku, zaczęli sortować jeńców oraz znosić łupy do magazynów i spiżarni, a zwierzęta spędzać na dziedziniec, bo nigdzie indziej nie dało się ich pomieścić.
-
Krodol usiadł na placu zamkowym i z chęcią poraczyłby gardło Alkoholem, problem leży w tym, że nic mu nie zostało.
- Eeeeeeeeeee - przeciągnął olbrzym zamyśliwszy się na temat zdobytych łupów, a wyrwała go z nich chęć spieniężenia połowy. -Doradca! Gdzie my mogo najbliżej sprzedać czowieki? - doprawdy stanowiło to zagadnienie ważne i fundamentalne dla rozwoju bandy, lecz kolejna myśl nie dawała Krodowi spokoju.
Eeeeeeeeeee… - ponownie zamyślił się gigant, po czym podrapał się powolnie po brodzie, w końcu zapytał. - Wy gobasy macie się rozmnażoć z innymi gobasami. Mata tu kobity goblinowe? Trzea jakie załatwić niech robio wojowników. - powiedział na zakończenie gigant. -
- Ze starym szefo bylim my kiedyś w Kasuss i Nowym Gilgasz. Tam roboty szukalim, ale widziałem, że som tam takie wielkie targi, a na nich sprzedajo ludzi i innych, co ich kto złapał. Nie takie duże, jak te w Ghadugh, ale ujdo. - odparł Goblin bez większego namysłu. Nim odpowiedział na drugie pytanie, minęła jednak dłuższa chwila. - Nie momy. Stary szefo mówił, że nam nie wolno, bo jak bendzie baba, to i bachor, a jak bachor i baba, to my już nie bendziemy się chcieli napierdalać. A skond by je wzionć to ja ni wim.
-
- Warto do tygo Kasuss se iść kiedyś i tam sprzedać te niewolniki i kupić alkohol… Dużo bimber w beczkach… - powiedział Krodol na samą myśl o bimbru oblizując swoje usta i czując suchość w gardle. Bez alkoholu to nie idzie.
- Muszę się napić. Skąd my wziąć alkohol doradca tak żeby na tera był? Może czowieki majo beczki, w końcu zamek opuszczony, a one majo te nooo… Winnice… Bimbrnice czy jak to tam zwo i tam trzymajo alkohol. We no poślij dwóch może znajdo tutaj co? - zapytał swojego doradcy samemu zastanawiając się skąd można wytrzasnąć alkohol, gdyby miał hipotetycznie doradczynię taką samicę minotaura znającą się na magii rumu, która bezsensownie nie spróbowałaby mu wbić noża w plecy to byłby spełnionym olbrzymem, ale może tylko pomarzyć o tak przydatnych członkach bandy. -
- Poślem kilku, co by zamek przeszukali. I chłopów każem wzionć na tortury, jak siem jednemu nogi przypiecze czy co, to jak gdzieś co skitrali, to bendziem wiedzieć. Tylko no… Jak siem moi będo krencić po piwnicach czy co to ta zjawa ich nie pogoni czy co? Bojom siem jej oni.
-
- Ja jom zawołam i zagadem, a wy poślijta do podziemiuf. - Krodol przedstawił skomplikowany plan działania i od razu wziął się za realizację. - Jonkała! Zjawa! Cho no pokaż siem albo co rozwalę… - nawoływał olbrzym.
-
Goblin pokiwał głową kilka razy, ukłonił ci się i odszedł. Chwilę później w miejscu, gdzie stał, zmaterializowała się zjawa, najwidoczniej niechętna pomysłowi dalszej dewastacji zamku.