Więzienie "Pustkowie Śmierci" [USA]
-
Nie wiedziała co powiedzieć, a po całym zajściu rzuciło jej się tylko jedno na usta.
- Łał… - Pełna podziwu spoglądała na tajemniczego dżentelmena, który otworzył jej drzwi, bo pewnie on za tym stał. - Ale jesteś potężny. Dzięki za ocalenie mnie przed pierdlem, za resztę nie będę dziękować, ponieważ nie bardzo wiem za co mieli siedzieć, ale gdybyś mógł coś dla mnie zrobić… - Niepewnie skończyła zdanie i śpieszyła z wyjaśnieniem odwracając się bokiem do jegomościa.
- Gdybyś mógł zdjąć te kajdanki i opaskę, to byłabym wdzięczna, a kto wie. Może nawet spędzilibyśmy miłe chwile, o ile masz na mnie ochotę. - Powiedziała zalotnie wcale nie przejmując się zwłokami i ogólną anihilacją zaprezentowaną przez tajemniczą postać. -
- Wytłumacz mi, proszę, kim właściwie jesteś i czemu miałbym cię ratować albo chociaż oswobodzić? - zapytał, podchodząc o kilka kroków bliżej i opierając się na swoim kosturze. - Nie wyglądasz na nikogo… szczególnego.
-
- Co? Ja jestem Rozkosz. Mam trzy tysiące lat i chodziłam po tym świecie zanim odlano brąz! - Odpowiedziała oburzona. - Nie dziwię się, że feminizm zbiera coraz większe żniwa. Poradzę sobie sama. - Powiedziała i poszła do ciała strażników. Poszukała kluczy do kajdanek oraz bransoletki.