Miami [USA]
-
Aries wykorzystała element zaskoczenia: użyła mocy, żeby zaszarżować na mężczyznę i przenieść na niego swoje zdolności poprzez dotyk. Następnie spróbowała wepchnąć go do skrzyni i tam uwięzić zostawiając go tam w materialnej postaci.
-
Udało ci się go zaskoczyć i powalić na ziemię, choć nic więcej: wciąż był przytomny, a jego okrzyk zdziwienia prawie na pewno zwabi tu kolejnych zbirów. Spojrzał na ciebie i widocznie się zdziwił, kogoś o twoim wyglądzie nie widywano zbyt często. Daje ci to kilka dodatkowych sekund, nim ocknie się ze zdumienia i sięgnie po leżącą obok broń, która wypadła mu z ręki, gdy padał na ziemię.
//W Karcie nie było mowy o tym, że jej moce pozwalają na przenoszenie zdolności na innych. Żeby nie było, takie rozszerzenie mocy ma jak najbardziej sens, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ta postać mogła to w przyszłości rozwinąć, ale póki co uznaję to za jedną z tych zaginionych i zapomnianych mocy, które może odkryć z czasem.// -
Odebrała broń drabowi i zdzieliła go kolbą w twarz z całej siły.
//No nie było.// -
Sądząc po nieprzyjemnym dla uszu chrupnięciu, najpewniej złamałaś mu nos, z którego zaraz zaczęła lać się krew, obficie zalewając mu twarz.
- Kurwaaaaaaaaaa! - zawył przeciągle mężczyzna, trzymając się za zranioną część twarzy, ty zaś usłyszałaś kroki i nawoływania pozostałych bandziorów, którzy wkroczyli do budynku. -
Aries z bronią w ręku weszła w stan przenikania i zaczękała na drabów. Planowała, żeby ci zmarnowali całą amunicję na strzelaniu do niej.
-
I rzeczywiście, widząc swojego rannego kompana i ciebie, a chyba przede wszystkim ciebie, bo wciąż musiałaś brać pod uwagę, jakie wrażenie wywoływał na innych twój wygląd, wznieśli broń, strzelbę i parę pistoletów, po czym zaczęli do ciebie strzelać. Ale trzeba im przyznać, że dość szybko zrozumieli, że ich ataki nie robią na tobie wrażenia i rzucili sobie ukradkowe spojrzenia, po czym zaczęli uciekać z magazynu, wiedząc, że tej walki nie wygrają.
-
Łatwo poszło.:- pomyślała Aries i rozejrzała się po pomieszczeniu. Pozostała kwestia tajemniczej torby, która leżała tam, gdzie leżała. Czym prędzej bohaterka skierowała do niej swe kroki i otworzyła ją.
Ciekawe co jest w środku… -
Podchodząc do torby, kątem oka zauważyłaś ostatniego bandytę, któremu przed chwilą złamałaś nos: on również uciekał, jego kompanów nie mogłaś już dostrzec. Im bliżej byłaś tej tajemniczej torby, tym dziwniejszy wydawał ci się pakunek: słyszałaś jakieś niewyraźne, przytłumione dźwięki, a tak ci się przynajmniej wydawało, a także mogłabyś przysiąc, że kilka razy lekko się poruszyła… Wszystko stało się jasne, gdy ją otworzyłaś: w środku nie było coś, ale ktoś. Dokładniej to młoda kobieta, mająca co najwyżej dwadzieścia kilka lat, ubrana w białą koszulę, na którą miała narzucony granatowy sweter, beret w podobnym kolorze, kwadratowe okulary, czarną spódniczkę, rajstopy i płaskie buty. Miała dokładnie związane ręce w nadgarstkach, ramionach i przedramionach, a nogi w udach, łydkach i kostkach. Dodatkowo jej usta były wypchane jakąś szmatą i zaklejone szarą taśmą klejącą. Na twój widok jej i tak przerażone oczy otworzyły się jeszcze bardziej i wydała z siebie stłumiony kneblem okrzyk.
-
To się narobiło bigosu. Muszę ją jakoś uspokoić. Dobrze, że tamte draby pouciekały.
- Nie zrobię ci krzywdy, dziewczyno. - powiedziała Aries i ściągnęła jej knebel, co było tylko przedsmakiem oswobodzenia, zaraz zabrała się za rozwiązywanie reszty ciała. -
Kobieta wypluła tkwiącą w ustach szmatę, a po chwili, dzięki twojej pomocy, była też wolna od więzów. Chwilę zajęło, nim odzyskała krążenie w skrępowanych dotąd kończynach, ale gdy tylko to zrobiła, od razu pobiegła w kierunku wyjścia. Ale nie uciekała stąd, tak jak na początku pomyślałaś: zamiast tego zaczęła gorączkowo przeszukiwać skrzynie w magazynie, z całą pewnością szukając czegoś. Tylko czego?
-
Tak, nie ma sprawy. Dziękuję za uratowanie mnie z porwania.
Pomyślała Aries co mogłaby powiedzieć dobrze wychowana osoba, która właśnie została oswobodzona z więzów i wizji bycia porwanym w nieznanych celach.
- Może chociaż powiesz czemu cię porwali i czego tak właściwie szukasz? Albo jak masz na imię? - zaproponowała na dobry początek znajomości. -
- Mam! - odpowiedziała zamiast tego, tryumfalnie wyciągając z jednego z zakamarków magazynu małą, czarną, skórzaną torebkę. Chociaż to nie o nią jej dokładnie chodziło, a o niebieski pendrive, który wyciągnęła z jej wnętrza. Dopiero po chwili, gdy zaczęła dochodzić do siebie, spojrzała na ciebie.
- Ekhem. Wybacz. To długa historia. Możemy porozmawiać o tym gdzieś indziej? Wiesz, gdzieś, gdzie nie zlecą się znowu te bandziory? -
- Nie ma sprawy. Chodźmy stąd - powiedziała Aries do świeżo poznanej dziewczyny, gotowa do drogi.
-
Wyszliście na zewnątrz, gdzie nie było ani widu, ani słychu kogokolwiek: żadnych bandziorów, żadnych przypadkowych przechodniów, nikogo.
- Znasz jakieś miejsce, w którym moglibyśmy się ukryć? Obawiam się, że wszystkie te, w których ja się pojawiałam, mogą mieć dalej na oku. -
- Znam jedno takie miejsce, gdzie można się ukryć. Chodź za mną, pójdziemy bocznymi uliczkami - powiedziała Aries i ruszyła w stronę opuszczonego budynku.
-
Dotarłyście do twojej tymczasowej kryjówki bez żadnego kłopotu, nie mając kontaktu z nikim, nikt was nawet nie śledził (a przynajmniej wy tego nie zauważyłyście).
- Dobrzeee… No to kim ty właściwie jesteś? - zapytała dziewczyna, gdy skryłyście się bezpiecznie w opuszczonym budynku. -
Najwyraźniej w Miami informacje roznoszą się na tyle wolno, że ta dziewczyna nie ma pojęcia kim jest Aries.
- Jak to kim? Uratowałam Ci życie, więc włącz myślenie- powiedziała po chwili dodając, żeby nie było zbyt długiej ciszy w rozmowie. Jestem superbohaterem i mam na imię Aries - oznajmiła dumnie.
- A kim Ty jesteś i czemu tamte draby cię porwały? Co to za pendrive? - zapytała dociekliwe. -
Dziewczyna westchnęła i podrapała się po głowie.
- To długa historia, więc może zacznę od początku. Na imię mam Sophie, studiowałam tu dziennikarstwo. Zaczęłam praktyki w jednej z lokalnych stacji telewizyjnych, podczas których przypadkiem wpadłam na trop afery. I to sporej. Ktoś się o tym dowiedział i starano się mnie uciszyć. Najpierw dość łagodnie: zaproponowano mi staż w Nowym Jorku, o czym marzyłam, ale odmówiłam, mając przeczucie, że to tylko po to, żebym nie mogła kontynuować mojego małego śledztwa. Później zaczęły się zastraszenia, głuche telefony, groźby, pogróżki. Potem wyrzucili mnie z praktyk i uniwersytetu. Ale wtedy miałam już wszystko, czego potrzebowałam. Wszystkie kompromitujące informacje na tym małym nośniku. Ale zanim zdążyłam je opublikować, zostałam porwana. I gdyby nie ty, byłabym teraz pewnie martwa i podgryzana przez rybki na dnie morza, a wszystkie zgromadzone przeze mnie materiały zniszczone… Także dziękuję. Za wszystko. I miło cię poznać, Aries. -
Aries słuchała z uwagą całej opowieści.
To nieprawdopodobne. - powtórzyła dwa razy w myślach protagonistka, lecz szybko zdała sobie sprawę, jak bardzo może to być prawdziwe. W końcu obie są w Miami, gdzie też śmierdzi przekrętami. Sophie została uratowana, materiały od afery natomiast przetrwały. Aries nie widziała swojej dalszej roli w tym wszystkim. No bo co ma zrobić? Bawić się w ochroniarza. Ciekawiło ją natomiast jeszcze jedno.
- Co to za afera, Sophie? Kogo ona dotyczyła? - zapytała zaciekawionym tonem głosu, aby chwilę później postawić sprawę jasno.
- Słuchaj, uratowałam Ci życie, niczego w zamian nie chcę, ale nie wiem jak dalej mogę Ci pomóc. Z tego co mówisz to potrzebujesz komputera z dostępem do internetu. - powiedziała. -
- Obawiam się, że to może nie być takie proste. - mruknęła nieco zrezygnowanym tonem. - A co do twojego pierwszego pytania: jak długo jesteś w Miami? Wiesz, jak miasto wyglądało jeszcze nie tak dawno temu?