Miami [USA]
-
I rzeczywiście, widząc swojego rannego kompana i ciebie, a chyba przede wszystkim ciebie, bo wciąż musiałaś brać pod uwagę, jakie wrażenie wywoływał na innych twój wygląd, wznieśli broń, strzelbę i parę pistoletów, po czym zaczęli do ciebie strzelać. Ale trzeba im przyznać, że dość szybko zrozumieli, że ich ataki nie robią na tobie wrażenia i rzucili sobie ukradkowe spojrzenia, po czym zaczęli uciekać z magazynu, wiedząc, że tej walki nie wygrają.
-
Łatwo poszło.:- pomyślała Aries i rozejrzała się po pomieszczeniu. Pozostała kwestia tajemniczej torby, która leżała tam, gdzie leżała. Czym prędzej bohaterka skierowała do niej swe kroki i otworzyła ją.
Ciekawe co jest w środku… -
Podchodząc do torby, kątem oka zauważyłaś ostatniego bandytę, któremu przed chwilą złamałaś nos: on również uciekał, jego kompanów nie mogłaś już dostrzec. Im bliżej byłaś tej tajemniczej torby, tym dziwniejszy wydawał ci się pakunek: słyszałaś jakieś niewyraźne, przytłumione dźwięki, a tak ci się przynajmniej wydawało, a także mogłabyś przysiąc, że kilka razy lekko się poruszyła… Wszystko stało się jasne, gdy ją otworzyłaś: w środku nie było coś, ale ktoś. Dokładniej to młoda kobieta, mająca co najwyżej dwadzieścia kilka lat, ubrana w białą koszulę, na którą miała narzucony granatowy sweter, beret w podobnym kolorze, kwadratowe okulary, czarną spódniczkę, rajstopy i płaskie buty. Miała dokładnie związane ręce w nadgarstkach, ramionach i przedramionach, a nogi w udach, łydkach i kostkach. Dodatkowo jej usta były wypchane jakąś szmatą i zaklejone szarą taśmą klejącą. Na twój widok jej i tak przerażone oczy otworzyły się jeszcze bardziej i wydała z siebie stłumiony kneblem okrzyk.
-
To się narobiło bigosu. Muszę ją jakoś uspokoić. Dobrze, że tamte draby pouciekały.
- Nie zrobię ci krzywdy, dziewczyno. - powiedziała Aries i ściągnęła jej knebel, co było tylko przedsmakiem oswobodzenia, zaraz zabrała się za rozwiązywanie reszty ciała. -
Kobieta wypluła tkwiącą w ustach szmatę, a po chwili, dzięki twojej pomocy, była też wolna od więzów. Chwilę zajęło, nim odzyskała krążenie w skrępowanych dotąd kończynach, ale gdy tylko to zrobiła, od razu pobiegła w kierunku wyjścia. Ale nie uciekała stąd, tak jak na początku pomyślałaś: zamiast tego zaczęła gorączkowo przeszukiwać skrzynie w magazynie, z całą pewnością szukając czegoś. Tylko czego?
-
Tak, nie ma sprawy. Dziękuję za uratowanie mnie z porwania.
Pomyślała Aries co mogłaby powiedzieć dobrze wychowana osoba, która właśnie została oswobodzona z więzów i wizji bycia porwanym w nieznanych celach.
- Może chociaż powiesz czemu cię porwali i czego tak właściwie szukasz? Albo jak masz na imię? - zaproponowała na dobry początek znajomości. -
- Mam! - odpowiedziała zamiast tego, tryumfalnie wyciągając z jednego z zakamarków magazynu małą, czarną, skórzaną torebkę. Chociaż to nie o nią jej dokładnie chodziło, a o niebieski pendrive, który wyciągnęła z jej wnętrza. Dopiero po chwili, gdy zaczęła dochodzić do siebie, spojrzała na ciebie.
- Ekhem. Wybacz. To długa historia. Możemy porozmawiać o tym gdzieś indziej? Wiesz, gdzieś, gdzie nie zlecą się znowu te bandziory? -
- Nie ma sprawy. Chodźmy stąd - powiedziała Aries do świeżo poznanej dziewczyny, gotowa do drogi.
-
Wyszliście na zewnątrz, gdzie nie było ani widu, ani słychu kogokolwiek: żadnych bandziorów, żadnych przypadkowych przechodniów, nikogo.
- Znasz jakieś miejsce, w którym moglibyśmy się ukryć? Obawiam się, że wszystkie te, w których ja się pojawiałam, mogą mieć dalej na oku. -
- Znam jedno takie miejsce, gdzie można się ukryć. Chodź za mną, pójdziemy bocznymi uliczkami - powiedziała Aries i ruszyła w stronę opuszczonego budynku.
-
Dotarłyście do twojej tymczasowej kryjówki bez żadnego kłopotu, nie mając kontaktu z nikim, nikt was nawet nie śledził (a przynajmniej wy tego nie zauważyłyście).
- Dobrzeee… No to kim ty właściwie jesteś? - zapytała dziewczyna, gdy skryłyście się bezpiecznie w opuszczonym budynku. -
Najwyraźniej w Miami informacje roznoszą się na tyle wolno, że ta dziewczyna nie ma pojęcia kim jest Aries.
- Jak to kim? Uratowałam Ci życie, więc włącz myślenie- powiedziała po chwili dodając, żeby nie było zbyt długiej ciszy w rozmowie. Jestem superbohaterem i mam na imię Aries - oznajmiła dumnie.
- A kim Ty jesteś i czemu tamte draby cię porwały? Co to za pendrive? - zapytała dociekliwe. -
Dziewczyna westchnęła i podrapała się po głowie.
- To długa historia, więc może zacznę od początku. Na imię mam Sophie, studiowałam tu dziennikarstwo. Zaczęłam praktyki w jednej z lokalnych stacji telewizyjnych, podczas których przypadkiem wpadłam na trop afery. I to sporej. Ktoś się o tym dowiedział i starano się mnie uciszyć. Najpierw dość łagodnie: zaproponowano mi staż w Nowym Jorku, o czym marzyłam, ale odmówiłam, mając przeczucie, że to tylko po to, żebym nie mogła kontynuować mojego małego śledztwa. Później zaczęły się zastraszenia, głuche telefony, groźby, pogróżki. Potem wyrzucili mnie z praktyk i uniwersytetu. Ale wtedy miałam już wszystko, czego potrzebowałam. Wszystkie kompromitujące informacje na tym małym nośniku. Ale zanim zdążyłam je opublikować, zostałam porwana. I gdyby nie ty, byłabym teraz pewnie martwa i podgryzana przez rybki na dnie morza, a wszystkie zgromadzone przeze mnie materiały zniszczone… Także dziękuję. Za wszystko. I miło cię poznać, Aries. -
Aries słuchała z uwagą całej opowieści.
To nieprawdopodobne. - powtórzyła dwa razy w myślach protagonistka, lecz szybko zdała sobie sprawę, jak bardzo może to być prawdziwe. W końcu obie są w Miami, gdzie też śmierdzi przekrętami. Sophie została uratowana, materiały od afery natomiast przetrwały. Aries nie widziała swojej dalszej roli w tym wszystkim. No bo co ma zrobić? Bawić się w ochroniarza. Ciekawiło ją natomiast jeszcze jedno.
- Co to za afera, Sophie? Kogo ona dotyczyła? - zapytała zaciekawionym tonem głosu, aby chwilę później postawić sprawę jasno.
- Słuchaj, uratowałam Ci życie, niczego w zamian nie chcę, ale nie wiem jak dalej mogę Ci pomóc. Z tego co mówisz to potrzebujesz komputera z dostępem do internetu. - powiedziała. -
- Obawiam się, że to może nie być takie proste. - mruknęła nieco zrezygnowanym tonem. - A co do twojego pierwszego pytania: jak długo jesteś w Miami? Wiesz, jak miasto wyglądało jeszcze nie tak dawno temu?
-
- Z trzy czy cztery dni jestem tutaj. - przedstawiła sprawę jasno, a wnet odezwała się ciekawość. - A co, wiesz coś interesującego o mieście i chcesz się tym ze mną podzielić?
-
- Kiedyś miasto było spokojne. Normalne. Zdarzali się różni przestępcy, jasne, ale nikt bardziej zorganizowany, nikt tak groźny, jak teraz. Zawdzięczaliśmy to Opalowi. Nie wiem, jak naprawdę się nazywał, chyba nikt tego nie wie. Był bohaterem, miał nadludzkie moce. Ale pewnego dnia pojawił się ktoś, komu musiał ulec. Nazwano go Katem, bo na oczach wszystkich mieszkańców Miami i nie tylko zamordował naszego herosa. Od tej pory miasto zaczęło się staczać, przestępczość rosła lawinowo, ciężko powiedzieć, czy ktoś dziś naprawdę czuje się bezpieczny. Tak czy siak, tego właśnie dotyczą informacje, które zebrałam. Biznesmeni, politycy, przedsiębiorcy, dziennikarze i wielu, wielu innych. Wszyscy ci, co do których jestem pewna, że nie tylko śmierć Opala była im na rękę, ale to oni doprowadzili do stworzenia Kata, a więc i do śmierci młodego bohatera.
-
- I co ja mam z tym zrobić? - zapytała jakby na chwilę poczuła się jak mrówka w starciu z dużym mrówkojadem.
- Przecież nie będę ciągać polityków i biznesmenów po sądach. Mogę najwyżej złapać bandytę… -
- Może i nie widziałam, co działo się w tamtym magazynie zanim mnie uwolniłaś, ale rzuciłam okiem na kilku z tych bandziorów, którymi się zajęłaś, gdy wychodziliśmy. I dzięki temu wiem, że potrafisz poradzić sobie z tymi, którzy dalej dybią na moje życie. Tymi wszystkimi szychami zajmą się służby, policja, może nawet Agencja albo jacyś herosi z Ligii, ale dopiero wtedy, gdy mój reportaż trafi do większej publiki. Chciałabym, żebyś do tego czasu była w pobliżu, chroniła mnie. Nie wiem czy mogę ufać zwykłym gliniarzom, zwłaszcza tym z Miami.
-
- Wszystko świetnie. Tylko gdzie my się podziejemy? - zapytała niezbyt miłym tonem głosu. - Ten opuszczony budynek to obecnie moja kryjówka, dużych luksusów nie ma co się spodziewać. Moich mocy jestem pewna, choć nie wszystkie z nich znam, gdyż są powiązane z pewnym bytem. - spróbowała wytłumaczyć Aries.
- Pewnie masz sporo pieniędzy… - zasugerowała teoretycznie.