Nowy Jork [USA]
-
Triggo
Szczurzy mutant wkroczył do wnętrza budynku w swoich ubraniach i masce gazowej. W dłoni dzierżył kwasocisk załadowany po brzegi. Niech tylko który skurwiel się napatoczy, najlepiej taki co nie zadziała na niego gaz usypiający Trevora. Tygodnie przygotowań sprawiły, że Triggo znał na pamięć plan banku a po rozkazie od Viktora, którego osobiście nie lubił, poszedł w stronę skarbca czym prędzej, gdzie miał podłożyć ładunki wybuchowe. Im szybciej zaczną tym lepiej. -
Maya była strasznie podekscytowana tym wszystkim. Napad na bank, i to jej pierwszy, wreszcie mogła zasmakować wolności, a po wszystkim będzie bogata. Szkoda tylko, że Viktor kazał trzymać się jej na uboczu jak jakiejś zbuntowanej nastolatce.
JA CI JESZCZE POKAŻE TO TRZYMANIE NA UBOCZU - pomyślała gniewnie poprawiając maskę gazową. -
Vulcanos rozsypał worek ziemii doniczkowej na podłodze, uczyniwszy to stworzył magmowy dysk i ruszył za Triggo.
-
Hanzo wpadła do banku jak do burdelu. Liczyła, że mają tutaj wystarczająco dużo pieniędzy do zbycia i zaspokojenia potrzeb wampira czystej krwi. Stała tak ubrana w luźny dres koloru czerwonego, a na jej twarzy wisiała maska gazowa. Na ten moment starałs się nie wyróżniać mocami jak ten szczur i głupek od magmy, ale przygotowała sobie chmarę nietoperzy, które czekają na zewnątrz.
— Świetny plan. - odrzekła kłamiąc i sponiewierałs spojrzeniem poszczególnych członkow gangu. Wzięła sierp i zaczęła zabezpieczać teren, cokolwiek to znaczy. -
Radio:
Gdy samochód zjechał na pobocze, jeden radiowóz zatrzymał się za nim, drugi minął wasz pojazd i zatrzymał się kilka metrów przed nim, jakby chcąc zablokować wam możliwość ucieczki. Z tego stojącego z przodu nie wysiadł nikt, choć widziałaś w nim dwóch funkcjonariuszy nowojorskiej policji, gdy was mijał. Dwóch takich samych policjantów siedziało w radiowozie za wami, z czego ten zajmujący miejsce kierowcy opuścił pojazd i ruszył powoli w waszym kierunku.
Chicken:
Fakt, że alarm nie zaczął wyć rokował dobrze co do pracy, jaką włożyła w napad wasza hakerka, ale nie powinieneś zakładać, że zdoła poradzić sobie ze wszystkimi zabezpieczeniami. Tak czy siak, Kowalski i Gerver wkroczyli za tobą, ustawiając się po twojej lewej i prawej, każdy z bronią w rękach, celując w zaskoczonych ochroniarzy, pracowników i klientów. Nim ci pierwsi zdążyli zareagować, wasz obdarzony niesamowitą prędkością kompan zdołał odebrać im broń, przynajmniej tym, którzy byli w zasięgu wzroku, musi być ich tu przecież więcej, niż tych kilku. Ale po chwili i oni przestali być waszym zmartwieniem, gdy rozpylony gaz najpierw wzbudził wśród wszystkich zgromadzonych panikę, a później sprawił, że padli pokotem na ziemię, nieprzytomni. Dopiero po jakimś czasie, mniej więcej wtedy, gdy uznałeś, że idzie wam zbyt łatwo, usłyszałeś strzały na pobliskim korytarzu.
Protektor, Taco:
Gaz, który obezwładnił klientów, pracowników i ochroniarzy zadziałał, ale nie rozpylał się w powietrzu wystarczająco szybko, aby objąć cały bank ot tak. Dlatego po pokonaniu korytarza i pierwszego zakrętu, czyli mniej więcej w połowie drogi do skarbca, natknęliście się na trzech ochroniarzy, chyba bardziej zaskoczonych waszym widokiem, niż wy ich. Ale trzeba im przyznać, że szybko zareagowali, wyciągając z kabur służbowe pistolety i celując do was, w tym samym czasie szukając osłony i rzucając jakieś słowa do krótkofalówek na ramionach kamizelek. Po chwili otworzyli do was ogień.
Piłat:
Nawet gdyby nie kazał ci stać z tyłu, kompletnie nic by to nie zmieniło: cała akcja szła jak z płatka, przynajmniej teraz: strażnicy rozbrojeni, gaz rozpylony, a po chwili wszyscy w pomieszczeniu, oczywiście poza wami, padli na ziemię nieprzytomni. Dopiero po jakimś czasie odległe strzały zdawały zwiastować kłopoty.
Kaloszyk:
Nie miałaś wiele do roboty, ludzie zdołali rozpylić gaz, który unieszkodliwił wszystkich w tym pomieszczeniu, chwilę przed tym obdarzony nadludzką szybkością człowiek rozbroił strażników… Nie działo się nic ciekawego, dopiero po chwili ty, podobnie jak pozostali, usłyszeliście strzały z korytarza, którym wcześniej pobiegli Vulcanos i Triggo. -
Vulcanos wykonał akrobatyczny przewrót w przód do najbliższej osłony. Uczyniwszy to rozdzielił magmowy dysk na dwa mniejsze i wystrzelił w nie jednego, a dwóch strażników.
-
Maya ysłyszawszy strzały nieco się zlękła. Odgłos broni palnej świadczył, że nie wszystko idzie zgodnie z planem, a przecież banda miała wejść, wziąć złoto i wyjść bez najmniejszych przeszkód.
Oby nikomu nic się nie stało z powodu tych pieniędzy. Braciszek w razie czego może mnie stąd zabrać, a i ja otworzyć portal potrafię. -
Frankenstein
- Cholera, strzały. No tak, chuj mi w dupę nigdy nie może być za łatwo. - spostrzegł Viktor i po obrocie w stronę Hanzo, dając jej przy okazji porozumiewawcze spojrzenie, dodał po chwili.
- Sprawdź co tam się dzieje, wampirzyco. Ci dwaj kretyni najwyraźniej nie dadzą sobie rady sami, a ty Gromie przebiegnij się po kompleksie, może ktoś inny przetrwał w takiej sytuacji oglusz lub zabij. -
Triggo
— Kurwa!!! JA PIERDOLE CO SIE DZIEJE! OCHRONIARZE PRZETRWALI! ŁUBUDUBU BUM JEBAKA. Rób swoje z lawą pierunie wulkaniczno-ściekowy! — krzyczał zaskoczony Triggo. Pora na plan kryzysowy. Szczurzy mutant dobył załadowanego kwasocisku i spróbował doskoczyć do najbliższej osłony, jeśli mu się to udało, to z racji na niski wzrost i mały rozmiar czyniący z niego trudny do trafienia cel, wystrzelił salwę kwasowych pocisków w pozycję ochroniarzy. -
Hanzo prychnęła jedynie na rozkaz Victora. Kim on do cholery jest, żeby rozkazywać Hanzo Krwawej, i kim do cholery są te dwa pantofelki z mocami, żeby nie poradzić sobie z ochroniarzami. No bo kto może czekać w banku. Przecież nie ma tutaj armii ani OAB. Niechętnym krokiem wampirzyca zmieniła się w rój robali i powędrowała ścieżką, którą ruszyła dwójka bezmozgów z grupą inwalidzką.
-
— Bądź gotowy do odjazdu. — Poinstruowała Luce, jednocześnie samej skupiając myśli na zauważonym policjancie, zbliżającym się do ich samochodu.
Wniknęła w jego umysł, starając się dostrzec najpłytszą warstwę jego świadomości - myśli teraźniejsze, planujące działania i akcje. Chciała poznać jakie ma zamiary w stosunku do niej i jej szofera - zawsze wolała być o krok przed innymi.
-
Protektor, Taco:
Nie mieliście przed sobą zawodowych żołnierzy, komandosów OAB czy Kolektywu ani nawet najemników z Trupiej Kompanii, a prostych ochroniarzy. Fakt faktem, że zarząd banku nie zatrudnił byle kogo, byli w końcu w stanie jakoś wam zagrozić. Zagrozić, ale nic więcej: dwa magmowe dyski trafiły w cel. Jeden przeciął pechowego strażnika na pół, drugi ochroniarz próbował się uchylić, ale zyskał tym tylko dłuższą agonię, gdy pocisk przerył jego brzuch, klatkę piersiową, szyję i twarz. Ale i tak zginął szybciej i mniej boleśnie niż trzeci z mężczyzn, trafiony kwasowymi pociskami. Od pierwszego wystrzału do chwili śmierci przeciwników minęło może kilka sekund. Szybka i sprawna robota, tak jak być powinno. Druga połowa drogi do skarbca stoi przed wami otworem. Nie powinno być tak trudno, skoro się już rozgrzaliście. No i zdaje się, że Hanzo przybyła wam na pomoc, to też powinno ułatwić sprawę.
Kaloszyk:
Wbrew przewidywaniom twoim i szefa całej operacji, wasi kompani nie tylko przeżyli, ale i rozprawili się z przeciwnikami bez twojej pomocy. Chociaż żaden z nich nie został nawet draśnięty (o ochroniarzach tego samego nie można powiedzieć) to starcie uświadomiło ci, że wciąż możecie natrafić po drodze na mniejsze lub większe przeszkody.
Chicken, Piłat:
Wampirzyca i Grom opuścili was, przy odrobinie szczęścia plan powinien być teraz realizowany dużo szybciej i sprawniej.
- Teraz czekamy? - rzucił krótko w waszą stronę Kowalski.
Radio:
Jego umysł nie zdradzał kompletnie nic. Nie żebyś nie mogła go czytać albo napotkałaś jakąś kompletną pustkę. Coś tam oczywiście było, ale nic ciekawego. Choć ciekawe mogło być to, że myśli, które odkryłaś, kompletnie nie dotyczyły interwencji, w jakiej gliniarz brał teraz udział: piosenka z reklamy, urywki zwiastuna jakiegoś filmu, wspomnienia z ostatniego meczu baseballowego. Gdy pomyślałaś, że to może przez to, że facet miał podzielną uwagę, a czynności służbowe, jakie miałby teraz wykonać, są mu już tak dobrze znane, że nawet nie musi o nich specjalnie myśleć, wychwyciłaś na ułamek sekundy coś innego. Krótkie zdanie, jakie wypowiedział w głowie sam do siebie, połączone z lekkim uśmiechem, który dostrzegłaś, gdy policjant podszedł na około metr do samochodu, a Luce opuścił szybę.
Przesadzali, to będzie zbyt łatwe
W tej samej chwili dostrzegłaś, jak mężczyzna sięga jedną ręką po swoją odznakę, a drugą niemal niezauważalnie rozpina kaburę ze służbowym pistoletem… -
I w dokładnie tym samym momencie Veronika zdała sobie sprawę z tego, że jej obawy były w pełni ufundamentowane.
— Jedź! — Krzyknęła do Luce, wbijając wzrok w ,policjanta".
Od razu gdy to zrobiła, zaatakowała zmysły pseudo-mundurowego, a dokładniej jego wzrok, najprostszą bronią w jej zanadrzu, ale w takich sytuacjach jakże skuteczną - na ułamek sekundy, którego Luce potrzebował by z rykiem silnika ruszyć opancerzonym Fordem, zasłoniła wizję oszusta całkowitą ciemnością, a przynajmniej sprawiła że to odbierał jego mózg.
Gdy tylko poczuła, że przyspieszają, odpuściła i wyszarpnęła spod marynarki pistolet, Desert Eagle zasilany potężnym nabojem .50AE. Może jej wzrok był ograniczony… Ale nie oznaczało to, że nie mogła wpakować kulki, gdyby wpadli na pomysł ruszenia za SUVem w pościg.
-
Udało się, a i twojemu ochroniarzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać: policjanta kompletnie zamgliło na krótką chwilę, a wasz samochód ruszył z miejsca z piskiem opon… Tylko po to, żeby po gwałtownym szarpnięciu zatrzymać się w miejscu: drugi radiowóz, będący przed wami, skutecznie zastopował wasz pojazd i ambicje, krótko później drugi policyjny samochód wbił się w was od tyłu. Dzięki zapiętym pasom bezpieczeństwa nic się nie stało, może poza tym, że byłaś trochę oszołomiona. Luce trzymał się nieźle, chociaż on pewnie bardziej poczuł podwójną kolizję. Mimo to zdołał zamknąć kuloodporną szybę, odpiąć się z pasów bezpieczeństwa, rzucić na ciebie okiem i wyciągnąć swoją broń. Ty zaś zauważyłaś, jak poza tamtym jednym mundurowym, otacza was łącznie sześciu innych, nie tylko ze służbowymi pistoletami w rękach, ale i ze strzelbami lub pistoletami maszynowymi. Minęło może kilka sekund, a do przeraźliwego dźwięku policyjnych syren dołączyły echa dziesiątek wystrzałów, gdy wszyscy napastnicy otworzyli ogień w tym samym czasie.
-
— Staranuj ten pieprzony samochód! — Krzyknęła, padając na siedzenie by znaleźć się poniżej linii szyby.
Wtedy też odpięła się i dobyła drugi z swoich pistoletów, wiedząc, że za chwilę najprawdopodobniej będą potrzebować tyle siły ognia, ile tylko będą mogli mieć.
Ktokolwiek na nich napadł, bo nie byli to mundurowi z prawdziwego zdarzenia, miał przewagę 6 do 2. W liczbie, ale nie w jakości. Luce był świetnym strzelcem, a ona także nie radziła sobie najgorzej, przynajmniej dopóki jej cel znajdował się blisko i potrafiła go dojrzeć. W najgorszym wypadku mogła skierować ich przeciwko sobie, ale dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej zaraz potem straciłaby świadomość, a wolała tego uniknąć w tak trudnej sytuacji. Na razie.
-
- Szturmujemy pomieszczenie ochrony. Kowalski ze nną, a reszta niech zabezpiecza teren. ,- powiedział i przybrał formę Frankenstein, po czym ruszył korytarzem w stronę pomieszczenia ochrony.
-
Radio:
- Wzięli nas w kleszcze, nie mogę się ruszyć! - odparł mężczyzna, a ty zrozumiałeś, że sprawa rzeczywiście wyglądała kiepsko: wasz staranowany z dwóch pojazd znajdował się w pułapce, stanowiąc idealny cel… Nie możecie nim nigdzie ruszyć, a wyjście z pojazdu przy takiej nawale ogniowej ze strony waszych oponentów skończyłoby się na tyle szybko, że nie zdołalibyście nawet wycelować do któregoś z nich.
Chicken:
Mężczyzna kiwnął ci głową i ruszył za tobą. Nic ciekawego nie spotkało was po drodze, bez trudu dotarliście do celu: od ochroniarzy, o ile nie powalił ich gaz, dzieliły was jeszcze zamknięte, solidne drzwi. Przeszkoda, która nie powstrzyma na długo kogoś takiego jak Frankenstein. -
Triggo
— Jebudubuubudubu. — podsumował walkę szczurzy mutant i przeniósł spojrzenie na wampirzyce.
— Te krwiopijka. Przyszłaś sprawdzić jak radzo se profesjonalisty? — zapytał złośliwie. Pewnie Frankenstein ją przysłał aby zabezpieczyła tyły. No nic.
— Jebać bjede. Do skarbca jeszcze kawałek. Magmowy-ukulele-grajek przodem. — oznajmił i szturchnął przyjaciela Vulcanosa w kolano. Na koniec Triggo przeładował swój miotacz kwasu czekając aż mięso armatnie ruszy przodem. -
Panna Crimson zabezpieczała dalej teren cokolwiek to znaczyło. Nie tak wyobrażała sobie swój udział w napadzie na bank. Miała nadzieję, że te strzały wcale nie oznaczają ofiar śmiertelnych i że wszyscy ochroniarze skończą najwyżej ogłuszeni.
-
Żałośni, to rzucało się na martwy od wielu lat język Hanzo. Wampirzyca spojrzała z pogardą na szczura i sułtana Ahmeda.
- Nie mamy całego dnia. Ruszać się do cholery… - Prychnęła niechętnie zmieniając swoją formę w rój robali, żeby ruszyć przodem możliwie jak najszybciej do skarbca. W razie napotkania kolejnych ochroniarzy jako rój robali wypełni ich ciała oraz uszkodzi narządy od środka.