Antigua i Barbuda [Morze Karaibskie]
-
Niewielkie, składające się z trzech wysp (poza dwiema występującymi w nazwie jest jeszcze jedna, Redonda, obecnie niezamieszkana) państwo na Morzu Karaibskim, w archipelagu Małych Antyli. Kiedyś była to brytyjska kolonia, obecnie jest to niepodległe państwo (choć głową państwa jest brytyjska królowa, a w jej imieniu rządzi gubernator generalny), utrzymujące się głównie z rolnictwa i turystyki. Choć wydaje się być małym, odległym i niewiele znaczącym kawałkiem świata, nawet tu swego czasu stacjonowała Ogólnoświatowa Agencja Bezpieczeństwa, pomagając zwalczać miejscowym siłom porządkowym przemytników narkotyków i piratów, ze względu na ich prawdopodobne powiązania ze Szkarłatnym Kolektywem. Ludzie Agencji poradzili sobie z tym tak szybko, że nawet nigdy nie wybudowano tu bazy OAB, personel po prostu przeniesiono w inne rejony świata i sama Agencja nigdy więcej nie interesowała się wyspami. Od momentu opuszczenia tego państwa przez ostatnich agentów, życie wróciło tu na swoje stare, spokojne i w zasadzie dość nudne tory.
-
Arsenał właśnie odbył wodowanie wodnosamolotem przy jednej z małych baz Kolektywu, prawdopodobnie jedynej w tym regionie. Na ten moment nie miał na sobie żadnego sprzętu oprócz pistoletu i rewolwera schowanego pod cywilnymi ubraniami, gdyż cięższe giwery umieścił w torbach. Podróż przebiegła bez większych przeszkód, a po wyjściu na lądowisko mężczyzna zabrał bagaż, po czym rozejrzał się po okolicy, aby ocenić na jakie zadupie tym razem go przywiało.
Doprawdy nie rozumiał czasem tych głów ze Szkarłatnego Kolektywu, ale dopóki mu płacili i przede wszystkim zapewniali pracę, nie mówiąc o niezbędnym sprzęcie, to nie narzekał. Jeszcze nie założył na twarz maski gazowej, choć wkrótce planował to zmienić. -
Trzeba przyznać, że o takim państwie jak Antigua i Barbuda usłyszałeś wczoraj, gdy przydzielono cię do tej misji. Wyspa, na której się obecnie znajdowałeś, nazywa się Redonda, położona jest ponad pięćdziesiąt kilometrów na południowy zachód od Antigui. Po wylądowaniu i dostaniu się na ląd, czekał cię jeszcze długi spacer do wnętrza wygasłego wulkanu, gdzie umiejscowiono bazę Kolektywu. Trzeba przyznać, że choć zlokalizowana na zadupiu, miała rozmach: zauważyłeś tam spore magazyny pełne zapasów, pozwalające działać załodze bez kontaktu ze światem zewnętrznym przez wiele miesięcy, nieźle wyposażoną zbrojownię, siłownię, strzelnicę, korytarz prowadzący do nadbrzeża, którym przyszedłeś, a gdzie lądowały wodnosamoloty lub dokowały uzbrojone w karabiny maszynowe motorówki, mające za zadanie patrolować okolicę wyspy. Było tu nawet oznaczone lądowisko, choć żadnych helikopterów nie widziałeś. Poza tym znajdowały się tu też bardziej podstawowe pomieszczenia, jak kuchnie, stołówki, toalety, pokoje mieszkalne i sala konferencyjna. Widziałeś tu może z dwa tuziny żołnierzy Kolektywu, więcej stacjonowało pewnie w jakichś posterunkach lub innych częściach bazy, do których jako zwykły najemnik nie masz dostępu. Poza nimi personel stanowili głównie technicy, mechanicy, łącznościowcy i tym podobni, dbający o to, aby baza funkcjonowała.
- Arsenał, prawda? - zagadnął cię jeden z żołnierzy Kolektywu. - Sporo się tu o tobie mówi. Dołącz do reszty w sali konferencyjnej, tam dowiesz się szczegółów. - dodał, przy okazji tłumacząc ci, jak tam w ogóle trafić. -
Arsenał był pełen wewnętrznego zachwytu podziwiając bazę tak przez dobre pięć minut, potem już zdał sobie sprawę, że to nie pierwszy kompleks, który widział. Zdążył już zapoznać się wzrokowo z tym, co widoczne na pierwszy rzut oka. W pewnym momencie najemnika zaczepił niejaki żołnierz Kolektywu.
- Nie inaczej. - odpowiedział, po czym założył maskę gazową i zapiął ją z tyłu głowy, a na wieść o sali konferencyjnej sztachnął się powietrzem. - Wiadomo. - dodał kiedy wytłumaczono mu drogę, gdyż nie słynął z dużej gadatliwości. Przy okazji zwrócił uwagę na uzbrojenie zbrojnego oraz pancerz czy aby nie różni się czymś od reszty. Z resztą Kolektyw mu nie płaci za gadanie o pierdołach, czyli pogodzie i ostatnim meczu koszykarskim Chicago Bull. Skinął głową i poszedł do sali konferencyjnej prędkim krokiem zgodnie z instrukcjami żołnierza. -
Sala konferencyjna wyglądała dokładnie tak, jak mógłbyś się spodziewać po pomieszczeniu o takiej nazwie: dość spora, zastawiona kilkoma równymi rzędami krzeseł oraz kilkoma stołami. Nie zabrakło też projektora i tablicy, na której pewnie będą wyświetlane obrazy. W środku zastałeś kilku żołnierzy Kolektywu, ale w zgromadzeni byli w większości najemnikami, tak jak ty. Było ich dwudziestu, wszyscy wyglądali na zawodowców i profesjonalistów, ale to w sumie nic dziwnego, Kolektyw zatrudniał albo takich, będących wysokiej klasy specjalistami, albo byle kmiotów z karabinem, których wykorzystywali jako mięso armatnie. Nie znałeś tu nikogo poza jednym. Nie współpracowaliście wcześniej zbyt często, ale kojarzyłeś go z widzenia i słyszenia. Isaiah Burks, były bokser i zawodnik mieszanych sztuk walki, po konflikcie z prawem uciekł do firmy ochroniarskiej, która była w rzeczywistości firmą-krzakiem dla jednej z większych, międzynarodowych kompanii najemniczych, której w ogóle nie przeszkadzała jego przeszłość, a byli bardzo zainteresowani talentami. Po wyrobieniu sobie solidnej renomy tam, Burks został wolnym strzelcem i w końcu został zatrudniony przez Kolektyw, najpierw na jedną misję, później na wiele więcej. Dzięki zasługom dla organizacji, technicy kolektywu wyposażyli go w specjalne uzbrojenie w postaci metalowych rękawic, którymi był w stanie zabić jednym ciosem w zasadzie niemal każdego, dodatkowo wzbogaconych o różne przyjemne dodatki, takie jak wysuwane ostrza i wiele więcej, choć doskonale posługiwał się też bardziej konwencjonalną bronią, zwłaszcza różnymi strzelbami, rewolwerami i obrzynami. Część osób na sali zauważyła twoje pojawienie się, ale niewielu zwróciło na ciebie uwagę, Burks, stojący nieco z tyłu grupy, skinął ci głową na powitanie.
-
Arsenal wszedł do środka i usiadł, żeby mieć dobry widok na tablicę. Bliskość wyjścia też brał pod uwagę jakby towarzystwo się o coś pożarło i trzeba byłoby spieprzać, przezorność zawodowa.
Kiwnął głową w stronę Isaiaha, którego kojarzył z przeszłości. Pracował z wieloma ludźmi, ale jakimś cudem ten zapadł mu w pamięć. Może kwestia twarzy, a może kwestia rąk…
Skoro już tu jest to poczekał na całą prezentację, bo na pogawędki z najemnikami przyjdzie czas, a że siedzi tu razem z dwudziestoma osobami znaczy, że będą współpracować w jednym zespole. -
Czekałeś jeszcze dobry kwadrans, nim coś zaczęło się dziać. Mianowicie do sali konferencyjnej wkroczyło dwóch elitarnych komandosów Kolektywu, o których wiedziałeś, że wysyłani są tylko tam, gdzie potrzeba prawdziwych elit, do rozprawienia się z najlepszymi ludźmi Agencji czy bohaterami, albo do ochrony szczególnie ważnych przedsięwzięć czy osób. Tym razem podejrzewałeś bardziej to drugie, bo zaraz po nich do środka wszedł jakiś mężczyzna, przed którym ci dwaj wyprostowali się na baczność. Nie wyglądał szczególnie, mógłbyś minąć go na ulicy wiele razy i nie zwrócić na niego najmniejszej uwagi, idealnie wtapiał się w tło, przynajmniej normalne, na tle żołnierzy, komandosów i najemników Kolektywu wyraźnie odstawał od reszty. Zlustrował salę wzrokiem, przeliczył wszystkich obecnych i ruszył w kierunku tablicy. Wyjąwszy laptop z podróżnej torby, podłączył go do projektora i uruchomił urządzenie.
- Panowie. - zaczął, urywając na chwilę od razu po wypowiedzeniu tych słów, aby rzucić jeszcze raz okiem na ciebie i pozostałych. - Nie powinno was interesować, kim jestem ja, tak jak i mnie nie interesuje, kim jesteście wy. Wiem jedynie, że jesteście najlepszymi ludźmi, jakich mógł zaoferować mi do tej misji Kolektyw. Dlatego wiem, że nie macie ochoty słuchać żadnych długich wywodów, więc przejdę od razu do rzeczy. Zapewne większość z was usłyszała o takim państwie jak Antigua i Barbuda dopiero wtedy, gdy Kolektyw przydzielił wam tę misję. Nic dziwnego, niewiele się tu działo i niewiele dzieje. Do teraz. Celowo wybraliśmy to państewko, tak jak kilka innych, idąc według pewnego klucza: małe, nieznaczące wiele na arenie międzynarodowej, pozbawione silnej armii czy służb porządkowych, które mogłyby nam przeszkodzić, bez zainteresowania ze strony światowych mocarstw, Agencji czy superbohaterów. Wy trafiliście tutaj, ale macie takie samo zadanie, jak pozostałe ekipy w innych, podobnych państewkach, na całym świecie: waszą misją będzie pozbycie się wszystkich ludzi z kręgu obecnych władz, tak polityków, jak i wojskowych, urzędników, a nawet jakichś aktywistów, dziennikarzy i im podobnych, którzy nie będą chcieli z nami współpracować, zastraszenie lub przekupienie pozostałych. Umożliwi to wejście naszych ludzi, albo wcześniej przygotowanych do tego zadania, albo na bieżąco korumpowanych, na ich miejsca i przejęcie kontroli nad całym państwem. Rozszerzy to wpływy Kolektywu, da nam przyczółki w miejscach, w których nasza aktywność nie była wielka oraz utworzy swojego rodzaju bezpieczne przystanie dla wszystkich tych, którzy z nami współpracują lub działają na własną rękę, ale w działaniach tych widzimy jakieś korzyści… Pytania? -
Zdecydowanie to było tym, czego spodziewał się Arsenal. Weszło dwóch ochroniarzy z góry widać, że elitarni goryle, a po nich ważniak. Walnął jakąś mowę i Arsenal nie powinien zadawać pytań bo po co. Najemnik nie zadaje zbyt wielu pytań, wtedy nie jest dobrym najemnikiem, choć w tym wszystkim widział pewien problem.
Jak zacznie się nagła seria zabójstw polityków i aktywistów to zrobi się głośno. A chuj z tym. To nie moje zmartwienie. - pomyślał mężczyzna, uderzył pięścią w stółi doznał otwartego złamaniai powiedział.
- Kiedy zaczynamy?. - zapytał pewny siebie. Nie wiedział nad czym się tu rozwodzić, więc sztachnął się powietrzem przez maskę i otworzył dłoń, którą ledwie przed chwilą zderzył ze stołem. -
- Podoba mi się to podejście. Czekajcie w głównym pomieszczeniu, do którego tu najpierw trafiliście korytarzem z przystani. Transport pojawi się za godzinę. Do tego czasu macie możliwość uzupełnienia zaopatrzenia, ekwipunku, broni czy amunicji lub zrobienie czegokolwiek innego. Przed odejściem otrzymacie wszystkie niezbędne na misji przedmioty: telefony do kontaktu z nami i między sobą, zapas gotówki, sfałszowane dokumenty i tym podobne. Nie spóźnijcie się.
Po tych słowach zabrał laptopa i opuścił pomieszczenie, a wraz z nim ochroniarze. Najemnicy zaś albo również wyszli, albo podzielili się na pary czy mniejsze grupki, które dyskutowały o tym wszystkim.
//W trakcie jego przemowy na projektorze wyświetlane były zdjęcia poszczególnych polityków i tak dalej, zapomniałem o tym wspomnieć, ale szczegółowe informacje dostaniesz później, w tych materiałach, o których wspomniał ten facet.// -
Arsenal wstał od stołu i poszedł zagaić z Isaiahem, o ile mężczyzna nie opuścił pomieszczenia, co mogło ubiec uwadze mężczyzny.
-
Wciąż stał z tyłu, podpierając ścianę.
- Nie spodziewałem się tu kogoś o twoich… referencjach. - powiedział na przywitanie. - Nie żebym w nie wątpił, ale do tej pory Kolektyw wysyłał cię na misję, gdzie było tyle samo eksplozji i trupów co zużytej amunicji i szans na śmierć w trakcie, nie? -
Arsenał podszedł i również oparł się o ścianę.
- Ciebie też się nie spodziewałem. - odpowiedział na przywitanie i sztachnął się powietrzem. - Wysyłałi. Do czasu aż jakiś skurwiel nie wystawił całego oddziału. - powiedział mężczyzna zaciskając pięści ze złości. Ten dzień będzie pamiętał długo, ale pomimo tak trwałego piętna na psychice zdecydował się na dopowiedzienie.
- Wysadził budynek ze wszystkimi w środku. Wszystkich rozerwało na kawałki… - oznajmił akcentując pierwsze słowo drugiej wypowiedzi.
- Myślałem, że Kolektyw płaci wystarczająco dużo… - machnął dłonią. - Chuja tam. Żyje się dalej. - powiedział i skierował zakrytą twarz w stronę rozmówcy. - A Ciebie? Jak wykorzystasz te pięści? Rozsmarujesz polityków o ściany? Huehuehue - Zaśmiał się Arsenał. -
Uśmiechnął się, gdy rzuciłeś tym pomysłem.
- Kuszące. Zawsze czułem się gnojony przez polityków, nieważne jakiej opcji. Ciekawie byłoby teraz się trochę nad nimi poznęcać, chociaż ci tutaj nic mi nie zrobili, nawet nie wiedziałem, że jest takie państwo, jak to, dopóki nie dostałem przydziału… Ale cóż, mnie wysłali tu w charakterze obstawy, czyli mam wkroczyć, jak zacznie dziać się coś nieciekawego, choć pewnie pozwolą mi kogoś zabić albo zastraszyć żebym się nie nudził. -
- Taki to pożyje. - powiedział Arsenał mając na myśli Isaiaha. Starczy pogawędek. Pora przygotować się na misję.
- Fajnie się gawędziło, ale niektórzy tutaj muszą pracować. Hue hue hue… - powiedział żartobliwie, skinął głową i poszedł uzupełnić amunicję do zbrojowni, w której być może znajdzie ciekawe co nieco. -
Zasalutował ci żartobliwie na pożegnanie, nie zatrzymując na dalsze gawędzenie. Nikt inny cię nie zaczepił, a nawet wskazano ci drogę do zbrojowni. Było to naprawdę okazałe i dobrze bronione oraz zabezpieczone pomieszczenie, ale ciebie nikt nie przeszukiwał. Na miejscu znalazłeś spory arsenał broni palnej, materiałów wybuchowych, amunicji i rozmaitego wyposażenia, ale nie widziałeś nic szczególnego, innowacyjnego czy rzucającego się w oczy, więc o ile na pewno amunicji ci tu nie zabraknie, tak o znalezieniu sprzętu lepszego niż twój możesz raczej zapomnieć.
-
Arsenał wziął ze sobą kilka nabojów rewolwerowych, które schował w kieszeń. Tak przygotowany powędrował krokami i udał się na miejsce transportu.
-
Większość najemników też była już gotowa. Na miejscu ludzie Kolektywu wręczali wam umówione wcześniej rzeczy: portfele pełne lokalnej waluty w gotówce, fałszywe dokumenty, niewielkie broszury traktujące o wyspach i miniaturowym państwie, w których mogłeś przeczytać o ich historii, geografii, gospodarce, sytuacji politycznej bądź społecznej i wielu innych. Do tego też chyba najważniejszy sprzęt, czyli dwa telefony: w jednym miałeś wbity tylko jeden numer, opisany po prostu jako “A”, najpewniej do kontaktowania się z kimś z góry; w drugim było już więcej kontaktów, do innych najemników.
-
Arsenal zapoznał się z fałszywymi dokumentami, przecież wypada wiedzieć jak ma się na imię. Z resztą materiałów zapozna się przy okazji.
-
Dowód osobisty, a w nim dane: Christian Berry, urodzony w USA, a dokładniej w Miami na Florydzie, 17 lipca 1992 roku. Do tego prawo jazdy i paszport na to samo nazwisko.
//Co do reszty dokumentów, to jest broszur z informacjami, to poczytaj sobie po prostu o tym państewku na Wikipedii i będzie jak najbardziej git.// -
Arsenal po zapoznaniu się z danymi niezbędnymi do operacji, gotowy był do akcji likwidacji.
-
Gdy dołączyli do was ostatni maruderzy, personel skierował was ponownie na nadbrzeże. Tam czekał cywilny jacht, a na nim ubrani po cywilnemu ludzie Kolektywu, mający dowieść was nim na miejsce. Najemnicy zaczęli powoli ładować się na pokład, przy wejściu odbierając walizki, w których znajdowały się cywilne ubrania. Każda walizka była podpisana, więc miałeś pewność, że dostaniesz coś idealnie dopasowanego do twoich gabarytów.
-
Zabrał podpisaną walizkę i przebrał się w cywilne ciuchy. Przy okazji je obejrzał.
-
Nic wielkiego i nic, co mogłoby przyciągać uwagę postronnych osób. Rzecz jasna, ktoś o twojej posturze i tak może przyciągać spojrzenia innych, ale to jeszcze nie powód do zmartwień. Ubrań w walizce miałeś sporo, głównie dostosowanych do lokalnych warunków, a więc lekkich, przewiewnych i cienkich. Tak samo wyglądał twój obecny strój, złożony ze słomianego kapelusza, hawajskiej koszuli, sandałów i krótkich spodenek. Większość najemników wyglądała podobnie.
-
Nie takie rzeczy miał na sobie Arsenał wciąż w myślach mając tę misję sprzed trzech lat, kiedy to krztusząc się ze śmiechu założył prezerwatywę w rozmiarze XXL świecąca w ciemności, po czym dla utrzymania przykrywki wyruchał jedną prostytutkę.
To były czasy… Kurwa…
Racja, rozmiary Arsenała wyróżniają go na tle ludzi, dlatego też wziął na to poprawkę. Może gdyby nie żywot najemnika to robiłby za cyngla.
Odchrząknął i będąc na jachcie podziwiał widoki z bakburty. -
Rzeczywiście, było na co popatrzeć, bo i okolica całkiem urokliwa. Może nie był to szczyt turystycznych marzeń, ale to wciąż wyspa na Karaibach, samo to robi swoje. Port pełen był statków, głównie rybackich, ale nie brakowało też jachtów, tak turystycznych, jak i prywatnych. Gdy opuściliście pokład, najemnicy zaczęli dzielić się na trzy grupy, zapewne w celu rozwiezienia was w różne miejsca zakwaterowania.
-
Arsenał podszedł do pierwszej grupy, a kierując się lenistwem spaślaka z bebzonem wybrał najbliższą, żeby nie dostać zadyszki przedwcześnie.
-
Świadomie czy nie, trafiłeś do tej samej grupy co Burks. Kojarzyłeś też z widzenia kilku innych: Aleksiej Kowalew, weteran armii Federacji Rosyjskiej, były członek Grupy Wagnera, specjalista od działań na zadupiach świata i ustawiania lokalsów do pionu; Tsukamoto Nori, mistrz sztuk walki i strzelec wyborowy, podobno pobił rekord świata w zabójstwie z dystansu o czterdzieści trzy metry; Owen Neal, brytyjski przemytnik, człowiek, który miał przyjaciela w każdym porcie czy większym mieście na świecie, a przy tym prawdziwy wirtuoz broni krótkiej.
-
- Doborowa kompania. - oznajmił optymistycznie Arsenał. W rzeczywistości czas jedynie pokaże jak ta zgraja doświadczonych najemników wywiąże się ze swojej roboty. Oby skończyli lepiej niż poprzednia drużyna i oby nie znalazł się tutaj zdrajca. Mężczyzna nie chce pokazywać palcem na Rosjanina, nie żeby był uprzedzony, ale były konflikt na Ukrainie o Krym czyni każdego ruska podejrzanego politycznie!
-
//Wiem, że napisałeś “były konflikt na Ukrainie o Krym”, ale przy tej okazji przypomnę, że wydarzenia z naszego świata i świata PBF’a pokrywają się ze sobą do pierwszych dni września zeszłego roku, później już może być z tym różnie. Przykładowo, ze względu na istnienie OAB i Ligi Herosów, tutaj wojny na Ukrainie nie ma.//
- Moglibyśmy w pięciu przejąć to państewko dla siebie, reszta nawet nie byłaby nam potrzebna. - powiedział Neal, gdy dołączyłeś do grupy. Trochę do ciebie, trochę do wszystkich pozostałych, może po prostu myślał na głos. - Kolektyw oszczędziłby pieniądze i czas, a my mielibyśmy więcej wrażeń dla siebie.
//Tu chciałem przedstawić ważniejszych NPC, którzy będą ci towarzyszyć. Nigdzie nie spieszymy się z fabułą, więc możesz z nimi pogadać, popytać o coś i tak dalej. Jeśli nie masz ochoty ani nie czujesz potrzeby to napisz po prostu, że czekasz na rozwój wydarzeń i tak dalej, a ja ruszę z akcją dalej.// -
- Kuszące. Hue hue hue… - oznajmił Arsenal prześmiewczo i podtrzymał temat.
- Że też chce się Kolektywowi na takim wypizdowie przejmować kontrolę. Co nie, Aleksiej, czemu nie zacząć od dużych państw… Na przykład byłego Związku Radzieckiego. Ukraina, Białoruś, Kazachstan. - głośno myślał i przeniósł ciężkie spojrzenie na Tsukamoto.
- To co tym razem? Jaki rekord pobijesz? -
- Im większe państwo, tym więcej problemów. - odparł tamten, wzruszając ramionami. - Wagnerowcy działają podobnie: jak pojawili się w Donbasie to było wielkie halo. A jak zaczęli robić interesy w Syrii albo jakimś afrykańskim wypizdowie to mało kto się tym zainteresował, a co dopiero przejął. Tu możemy mieć na głowie co najwyżej lokalnych policjantów i inne siły porządkowe, średnio ogarnięci strażnicy w bankach bywają lepiej uzbrojeni i wyszkoleni. Ale potraktuj to jako trampolinę, od której odbijemy się dalej, do większych celów.
- Nie żebyśmy nie działali tam, gdzie mówisz. Wielu oligarchów z Ukrainy siedzi w kieszeni Kolektywu, a pośrednio białoruski reżim też sporo zawdzięcza Masce. - dodał Owen.
Japończyk za to nic nie odpowiedział, wzruszył jedynie lekko ramionami. Nie było to dziwne, miał raczej opinię samotnika i milczka, ale widać uznano, że jego udział w tej misji był niezbędny. Lub sam się zaciągnął, bo nie miał pod ręką bardziej intratnych zleceń dla pojedynczego najemnika bądź z jeszcze innych powodów. -
W takim razie Arsenał czekał na dalszy rozwój wypadków.
-
Gdy wszyscy opuścili jacht, każdy z was otrzymał adres motelu, w którym będziecie tymczasowo bazować, dwa tysiące lokalnej waluty w gotówce i polecenie, aby po przybyciu na miejsce wybrać spośród całej grupy jednego, który będzie dowodzić. Dwie pozostałe grupy ruszyły w drogę, ta, w której znajdowali się twoi rozmówcy również powoli się zbierała, a ludzie Kolektywu zaczęli przygotowywać jacht do wypłynięcia, w międzyczasie jeden z nich dawał w łapę strażnikowi portowemu, aby ten zapomniał, że widział jacht, jego załogę, a zwłaszcza pasażerów.
-
Arsenał ruszył razem z grupą, z którą rozmawiał.
-
Podróż minęła wam szybko i sprawnie, podobnie jak zameldowanie i reszta tych pierdoł. Motel mieliście dla siebie na wyłączność, a Kolektyw opłacił go z góry na tyle szczodrze, aby nikt nie zadawał pytań, dla obsługi i właściciela byliście pewnie bandą obrzydliwie bogatych turystów na egzotycznych wakacjach. Kwadrans po przybyciu, który zajęło wam rozpakowywanie i tym podobne, wszyscy zebraliście się w twoim pokoju, bo akurat był największy, aby od razu rozwiązać sprawę, jaką wyznaczył wam Kolektyw: wybrać lidera grupy. Póki co nikt nie zgłaszał swojej kandydatury, masz więc okazję, aby zgłosić się pierwszy lub jako pierwszy wyznaczyć kogoś, kto twoim zdaniem będzie się nadawał.
-
Arsenał rozsiadł się na łóżku tak wygodnie, że lepiej byłoby mu już tylko w domu.
- Panowie. - zaczął dość poważnie. - Sprawa jest dość prosta. Musimy ustalić, kto będzie dowodził tym wszystkim. Od siebie mogę zaproponować Burksa. To swój chłop. - oznajmił szczerze, gdyż sam na ten moment nie chciał być dowódcą tego pierdolnika. -
Burks w odpowiedzi i podziękowaniu za nominację skinął ci głową. Choć Kowalew mógłby mieć równie dobre, jeśli nie lepsze predyspozycje, dzięki jego doświadczeniu w działaniu na różnych zadupiach, które wyniósł ze służby w Grupie Wagnera, to on sam nie zaprotestował ani nawet nie zgłosił swojej kandydatury, podobnie jak inni. W ten sposób głosowanie poszło bardziej niż sprawnie i macie już wybranego lidera.
- Nie będę bawić się w jakieś motywacyjne gadki czy inne pierdoły. - powiedział wasz nowy dowódca. - Zamiast tego obiecuję tylko, że skończymy tę misję w jednym kawałku, a do tego dużo bogatsi niż byliśmy, nim wzięliśmy to zlecenie od Kolektywu.
- Mnie zmotywował. - rzucił Owen, a reszta przytaknęła.
- No to jaki plan, szefie? - zapytał Rosjanin po chwili ciszy.
- Ty i Neal możecie iść na miasto. On jest wygadany i w miarę sprytny, ty masz doświadczenie z werbowaniem tubylców albo trzymaniem ich za mordę. Może dowiecie się czegoś, co nam pomoże w wykonaniu tej misji. Ja za to pójdę zameldować Kolektywowi, że teraz ja tu rządzę, a reszta może w tym czasie zrobić, co im się podoba, byle bez zwracania na nas uwagi miejscowych. Pytania? -
Arsenał rozłożył się wygodnie na łożku przedtem kładąc torby na pościeli. Powoli zaczął wyciągać z nich broń, a następnie czyścić ją. Skoro zadanie dostała dwójka najemników, a szef jasno określił, co ma robić reszta to nie pozostało mężczyźnie nic innego jak zająć się własbym Arsenałem. Starannie czyšcił i polerował bronie, sprawdzał stan amunicji, a kiedy skończył postanowił się zdrzemnąć. Może akurat reszta wróci z masą danych rozpoznawczych, gdy się przebudzi.
-
Dość sprawnie przeprowadziłeś i zakończyłeś przegląd broni, dałeś radę złapać też chwilę snu, co nie było trudne: żyjąc od tak dawna jako najemnik posiadłeś umiejętność zasypiania i jedzenia w każdej chwili i o każdej porze, bo w tym fachu nie wiadomo, kiedy trafi się następna okazja. Tak czy siak, twoja drzemka nie trwała długo, zbudziło cię głośne pukanie do drzwi pokoju i krótki okrzyk “Narada”, jaki nastąpił chwilę po nim.
-
Arsenał wstał z łóżka i ubrawszy buty przetarł twarz suchymi dłońmi. Poprawił nieco włosy, a potem ruszył pełnym krokiem na rzeczoną naradę.
-
Pozostali najemnicy byli już na miejscu, w pokoju Burksa, albo weszli doń w mniej więcej tym samym czasie co ty.
- Neal. - rzucił krótko lider bandy, gdy wszyscy byliście już w komplecie.
Brytyjczyk odchrząknął i zaczął mówić:
- Podczas kilku godzin, jakie razem z Aleksiejem spędziliśmy na ulicach, w barach i innych miejscach stolicy, dowiedzieliśmy się zaskakująco dużo. Poza tym, że jak już wszyscy wiemy, lokalne siły porządkowe, a nawet wojsko, nie są wyzwaniem ani dla nas, ani tym bardziej dla Kolektywu ogółem, to na dodatek są zajęci walką z kimś, kogo możemy nazwać trzecim graczem w regionie. Mowa tu o kilku gangach, o których istnieniu Kolektyw może i wiedział, ale nie był zajęty współpracą z nimi, bo w skali świata to marne płotki. Ale nam mogą się przydać.
- Stare, dobre “dziel i rządź”. - wtrącił Kowalew. - Z częścią możemy się dogadać, innym rozwalić liderów i zająć ich miejsce, pozostałych po prostu wybijemy. A to, co z nich zostanie, posłuży za mięso armatnie do walki z lokalnymi dobrymi chłopcami.
- Z tego, co udało nam się ustalić, mamy do czynienia z trzema głównymi gangami. Najbliżej nas, bo w stolicy i jej okolicy, są Rekiny. Zajmują się głównie przemytem ludzi i towarów, czasami dorabiają piractwem na małą skalę i porwaniami dla okupu. W głębi Barbudy swoją siedzibę mają Żmije. Korzystając z tego, że mieszkańcy wyspy zajmują się głównie turystyką na terenach przybrzeżnych, a reszta to rolnicy, produkują narkotyki na zakamuflowanych w tym celu farmach i plantacjach. Poza tym zbierają haracze od różnych lokalnych przedsiębiorców, czasami też porywają co bogatszych turystów. W Codrington, jedynym mieście na Barbudzie, siedzą Sępy. Tak jak dla niepoznaki Rekiny udają rybaków, a Żmije rolników, oni próbują pokazać się jako biznesmeni i przedsiębiorcy. A w rzeczywistości rozprowadzają narkotyki od Żmij na obu wyspach, mają też sieć kasyn i burdeli. Sępy i Żmije ze sobą współpracują, ale to raczej kruchy sojusz, Rekiny nie mają żadnych interesów z którymś z pozostałych gangów. Teraz musimy ich rozpracować, przekabacić na naszą stronę albo zniszczyć. Aha, jeszcze jedna sprawa: po czym poznać członka gangu? Po tatuażach w kształcie zwierzęcia, od którego ich grupa wzięła swoją nazwę. Rekiny i Żmije strasznie się z nimi obnoszą, mają je nawet na twarzach, klatkach piersiowych czy rękach. Sępy podobnie, ale oni mniej się afiszują, dziara na pół mordy nie pasuje do garnituru i wizerunku biznesmena.
- Myślę, że wiemy już wszystko. - włączył się do rozmowy Burks. - Chyba że ktoś ma pytania? Jeśli nie, podzielimy się na grupy i zajmiemy robotą jeszcze dziś.
//NPC pytań mieć nie będą, to bardziej dla ciebie. I możesz mi od razu, tak poza opisem działań swojej postaci, dać znać, którym gangiem chcesz się zająć i opcjonalnie w jakim towarzystwie. Albo czy jest ci to obojętne, wtedy sam coś wybiorę.// -
Arsenał był zaciekawiony tym wszystkim, a więc są tutaj inni gracze. Nie żeby to specjalnie dziwiło mężczyznę, ale wykorzystanie tych płotek w znacznie większej grze wydawało się oczywistą oczywistością. Wiele pytań męczyło teraz mózg Arsenała, wiele scenariuszy, które kreowała przyszłość na początek postanowił dowiedzieć się nieco o sile rażenia poszczególnych grup.
- Który gang jest najlepiej uzbrojony i dysponuje największą siłą rażenia? - zapytał. -
- Ciężko być pewnym na tę chwilę. - odparł Neal. - Potrzeba byłoby więcej czasu na sprawdzenie tego wszystkiego, ale na chwilę obecną to Rekiny wydają się najlepiej uzbrojeni. Żmije to zagrożenie na poziomie ulicznego gangu, powinni stanowić najmniejsze zagrożenie z nich wszystkich. Najmniej mogę przypuszczać co do Sępów, z jednej strony mała armia uzbrojonych po zęby bandziorów jakoś nie pasje mi do ich stylu bycia i zarabiania, ale z drugiej to oni są najbogatsi spośród tych wszystkich gangów, więc mieliby najmniejsze problemy, żeby wystawić przeciwko nam jakichś zakapiorów albo skorumpowanych wojskowych czy gliniarzy.