Antigua i Barbuda [Morze Karaibskie]
-
Niewielkie, składające się z trzech wysp (poza dwiema występującymi w nazwie jest jeszcze jedna, Redonda, obecnie niezamieszkana) państwo na Morzu Karaibskim, w archipelagu Małych Antyli. Kiedyś była to brytyjska kolonia, obecnie jest to niepodległe państwo (choć głową państwa jest brytyjska królowa, a w jej imieniu rządzi gubernator generalny), utrzymujące się głównie z rolnictwa i turystyki. Choć wydaje się być małym, odległym i niewiele znaczącym kawałkiem świata, nawet tu swego czasu stacjonowała Ogólnoświatowa Agencja Bezpieczeństwa, pomagając zwalczać miejscowym siłom porządkowym przemytników narkotyków i piratów, ze względu na ich prawdopodobne powiązania ze Szkarłatnym Kolektywem. Ludzie Agencji poradzili sobie z tym tak szybko, że nawet nigdy nie wybudowano tu bazy OAB, personel po prostu przeniesiono w inne rejony świata i sama Agencja nigdy więcej nie interesowała się wyspami. Od momentu opuszczenia tego państwa przez ostatnich agentów, życie wróciło tu na swoje stare, spokojne i w zasadzie dość nudne tory.
-
Arsenał właśnie odbył wodowanie wodnosamolotem przy jednej z małych baz Kolektywu, prawdopodobnie jedynej w tym regionie. Na ten moment nie miał na sobie żadnego sprzętu oprócz pistoletu i rewolwera schowanego pod cywilnymi ubraniami, gdyż cięższe giwery umieścił w torbach. Podróż przebiegła bez większych przeszkód, a po wyjściu na lądowisko mężczyzna zabrał bagaż, po czym rozejrzał się po okolicy, aby ocenić na jakie zadupie tym razem go przywiało.
Doprawdy nie rozumiał czasem tych głów ze Szkarłatnego Kolektywu, ale dopóki mu płacili i przede wszystkim zapewniali pracę, nie mówiąc o niezbędnym sprzęcie, to nie narzekał. Jeszcze nie założył na twarz maski gazowej, choć wkrótce planował to zmienić. -
Trzeba przyznać, że o takim państwie jak Antigua i Barbuda usłyszałeś wczoraj, gdy przydzielono cię do tej misji. Wyspa, na której się obecnie znajdowałeś, nazywa się Redonda, położona jest ponad pięćdziesiąt kilometrów na południowy zachód od Antigui. Po wylądowaniu i dostaniu się na ląd, czekał cię jeszcze długi spacer do wnętrza wygasłego wulkanu, gdzie umiejscowiono bazę Kolektywu. Trzeba przyznać, że choć zlokalizowana na zadupiu, miała rozmach: zauważyłeś tam spore magazyny pełne zapasów, pozwalające działać załodze bez kontaktu ze światem zewnętrznym przez wiele miesięcy, nieźle wyposażoną zbrojownię, siłownię, strzelnicę, korytarz prowadzący do nadbrzeża, którym przyszedłeś, a gdzie lądowały wodnosamoloty lub dokowały uzbrojone w karabiny maszynowe motorówki, mające za zadanie patrolować okolicę wyspy. Było tu nawet oznaczone lądowisko, choć żadnych helikopterów nie widziałeś. Poza tym znajdowały się tu też bardziej podstawowe pomieszczenia, jak kuchnie, stołówki, toalety, pokoje mieszkalne i sala konferencyjna. Widziałeś tu może z dwa tuziny żołnierzy Kolektywu, więcej stacjonowało pewnie w jakichś posterunkach lub innych częściach bazy, do których jako zwykły najemnik nie masz dostępu. Poza nimi personel stanowili głównie technicy, mechanicy, łącznościowcy i tym podobni, dbający o to, aby baza funkcjonowała.
- Arsenał, prawda? - zagadnął cię jeden z żołnierzy Kolektywu. - Sporo się tu o tobie mówi. Dołącz do reszty w sali konferencyjnej, tam dowiesz się szczegółów. - dodał, przy okazji tłumacząc ci, jak tam w ogóle trafić. -
Arsenał był pełen wewnętrznego zachwytu podziwiając bazę tak przez dobre pięć minut, potem już zdał sobie sprawę, że to nie pierwszy kompleks, który widział. Zdążył już zapoznać się wzrokowo z tym, co widoczne na pierwszy rzut oka. W pewnym momencie najemnika zaczepił niejaki żołnierz Kolektywu.
- Nie inaczej. - odpowiedział, po czym założył maskę gazową i zapiął ją z tyłu głowy, a na wieść o sali konferencyjnej sztachnął się powietrzem. - Wiadomo. - dodał kiedy wytłumaczono mu drogę, gdyż nie słynął z dużej gadatliwości. Przy okazji zwrócił uwagę na uzbrojenie zbrojnego oraz pancerz czy aby nie różni się czymś od reszty. Z resztą Kolektyw mu nie płaci za gadanie o pierdołach, czyli pogodzie i ostatnim meczu koszykarskim Chicago Bull. Skinął głową i poszedł do sali konferencyjnej prędkim krokiem zgodnie z instrukcjami żołnierza. -
Sala konferencyjna wyglądała dokładnie tak, jak mógłbyś się spodziewać po pomieszczeniu o takiej nazwie: dość spora, zastawiona kilkoma równymi rzędami krzeseł oraz kilkoma stołami. Nie zabrakło też projektora i tablicy, na której pewnie będą wyświetlane obrazy. W środku zastałeś kilku żołnierzy Kolektywu, ale w zgromadzeni byli w większości najemnikami, tak jak ty. Było ich dwudziestu, wszyscy wyglądali na zawodowców i profesjonalistów, ale to w sumie nic dziwnego, Kolektyw zatrudniał albo takich, będących wysokiej klasy specjalistami, albo byle kmiotów z karabinem, których wykorzystywali jako mięso armatnie. Nie znałeś tu nikogo poza jednym. Nie współpracowaliście wcześniej zbyt często, ale kojarzyłeś go z widzenia i słyszenia. Isaiah Burks, były bokser i zawodnik mieszanych sztuk walki, po konflikcie z prawem uciekł do firmy ochroniarskiej, która była w rzeczywistości firmą-krzakiem dla jednej z większych, międzynarodowych kompanii najemniczych, której w ogóle nie przeszkadzała jego przeszłość, a byli bardzo zainteresowani talentami. Po wyrobieniu sobie solidnej renomy tam, Burks został wolnym strzelcem i w końcu został zatrudniony przez Kolektyw, najpierw na jedną misję, później na wiele więcej. Dzięki zasługom dla organizacji, technicy kolektywu wyposażyli go w specjalne uzbrojenie w postaci metalowych rękawic, którymi był w stanie zabić jednym ciosem w zasadzie niemal każdego, dodatkowo wzbogaconych o różne przyjemne dodatki, takie jak wysuwane ostrza i wiele więcej, choć doskonale posługiwał się też bardziej konwencjonalną bronią, zwłaszcza różnymi strzelbami, rewolwerami i obrzynami. Część osób na sali zauważyła twoje pojawienie się, ale niewielu zwróciło na ciebie uwagę, Burks, stojący nieco z tyłu grupy, skinął ci głową na powitanie.
-
Arsenal wszedł do środka i usiadł, żeby mieć dobry widok na tablicę. Bliskość wyjścia też brał pod uwagę jakby towarzystwo się o coś pożarło i trzeba byłoby spieprzać, przezorność zawodowa.
Kiwnął głową w stronę Isaiaha, którego kojarzył z przeszłości. Pracował z wieloma ludźmi, ale jakimś cudem ten zapadł mu w pamięć. Może kwestia twarzy, a może kwestia rąk…
Skoro już tu jest to poczekał na całą prezentację, bo na pogawędki z najemnikami przyjdzie czas, a że siedzi tu razem z dwudziestoma osobami znaczy, że będą współpracować w jednym zespole. -
Czekałeś jeszcze dobry kwadrans, nim coś zaczęło się dziać. Mianowicie do sali konferencyjnej wkroczyło dwóch elitarnych komandosów Kolektywu, o których wiedziałeś, że wysyłani są tylko tam, gdzie potrzeba prawdziwych elit, do rozprawienia się z najlepszymi ludźmi Agencji czy bohaterami, albo do ochrony szczególnie ważnych przedsięwzięć czy osób. Tym razem podejrzewałeś bardziej to drugie, bo zaraz po nich do środka wszedł jakiś mężczyzna, przed którym ci dwaj wyprostowali się na baczność. Nie wyglądał szczególnie, mógłbyś minąć go na ulicy wiele razy i nie zwrócić na niego najmniejszej uwagi, idealnie wtapiał się w tło, przynajmniej normalne, na tle żołnierzy, komandosów i najemników Kolektywu wyraźnie odstawał od reszty. Zlustrował salę wzrokiem, przeliczył wszystkich obecnych i ruszył w kierunku tablicy. Wyjąwszy laptop z podróżnej torby, podłączył go do projektora i uruchomił urządzenie.
- Panowie. - zaczął, urywając na chwilę od razu po wypowiedzeniu tych słów, aby rzucić jeszcze raz okiem na ciebie i pozostałych. - Nie powinno was interesować, kim jestem ja, tak jak i mnie nie interesuje, kim jesteście wy. Wiem jedynie, że jesteście najlepszymi ludźmi, jakich mógł zaoferować mi do tej misji Kolektyw. Dlatego wiem, że nie macie ochoty słuchać żadnych długich wywodów, więc przejdę od razu do rzeczy. Zapewne większość z was usłyszała o takim państwie jak Antigua i Barbuda dopiero wtedy, gdy Kolektyw przydzielił wam tę misję. Nic dziwnego, niewiele się tu działo i niewiele dzieje. Do teraz. Celowo wybraliśmy to państewko, tak jak kilka innych, idąc według pewnego klucza: małe, nieznaczące wiele na arenie międzynarodowej, pozbawione silnej armii czy służb porządkowych, które mogłyby nam przeszkodzić, bez zainteresowania ze strony światowych mocarstw, Agencji czy superbohaterów. Wy trafiliście tutaj, ale macie takie samo zadanie, jak pozostałe ekipy w innych, podobnych państewkach, na całym świecie: waszą misją będzie pozbycie się wszystkich ludzi z kręgu obecnych władz, tak polityków, jak i wojskowych, urzędników, a nawet jakichś aktywistów, dziennikarzy i im podobnych, którzy nie będą chcieli z nami współpracować, zastraszenie lub przekupienie pozostałych. Umożliwi to wejście naszych ludzi, albo wcześniej przygotowanych do tego zadania, albo na bieżąco korumpowanych, na ich miejsca i przejęcie kontroli nad całym państwem. Rozszerzy to wpływy Kolektywu, da nam przyczółki w miejscach, w których nasza aktywność nie była wielka oraz utworzy swojego rodzaju bezpieczne przystanie dla wszystkich tych, którzy z nami współpracują lub działają na własną rękę, ale w działaniach tych widzimy jakieś korzyści… Pytania? -
Zdecydowanie to było tym, czego spodziewał się Arsenal. Weszło dwóch ochroniarzy z góry widać, że elitarni goryle, a po nich ważniak. Walnął jakąś mowę i Arsenal nie powinien zadawać pytań bo po co. Najemnik nie zadaje zbyt wielu pytań, wtedy nie jest dobrym najemnikiem, choć w tym wszystkim widział pewien problem.
Jak zacznie się nagła seria zabójstw polityków i aktywistów to zrobi się głośno. A chuj z tym. To nie moje zmartwienie. - pomyślał mężczyzna, uderzył pięścią w stółi doznał otwartego złamaniai powiedział.
- Kiedy zaczynamy?. - zapytał pewny siebie. Nie wiedział nad czym się tu rozwodzić, więc sztachnął się powietrzem przez maskę i otworzył dłoń, którą ledwie przed chwilą zderzył ze stołem. -
- Podoba mi się to podejście. Czekajcie w głównym pomieszczeniu, do którego tu najpierw trafiliście korytarzem z przystani. Transport pojawi się za godzinę. Do tego czasu macie możliwość uzupełnienia zaopatrzenia, ekwipunku, broni czy amunicji lub zrobienie czegokolwiek innego. Przed odejściem otrzymacie wszystkie niezbędne na misji przedmioty: telefony do kontaktu z nami i między sobą, zapas gotówki, sfałszowane dokumenty i tym podobne. Nie spóźnijcie się.
Po tych słowach zabrał laptopa i opuścił pomieszczenie, a wraz z nim ochroniarze. Najemnicy zaś albo również wyszli, albo podzielili się na pary czy mniejsze grupki, które dyskutowały o tym wszystkim.
//W trakcie jego przemowy na projektorze wyświetlane były zdjęcia poszczególnych polityków i tak dalej, zapomniałem o tym wspomnieć, ale szczegółowe informacje dostaniesz później, w tych materiałach, o których wspomniał ten facet.// -
Arsenal wstał od stołu i poszedł zagaić z Isaiahem, o ile mężczyzna nie opuścił pomieszczenia, co mogło ubiec uwadze mężczyzny.
-
Wciąż stał z tyłu, podpierając ścianę.
- Nie spodziewałem się tu kogoś o twoich… referencjach. - powiedział na przywitanie. - Nie żebym w nie wątpił, ale do tej pory Kolektyw wysyłał cię na misję, gdzie było tyle samo eksplozji i trupów co zużytej amunicji i szans na śmierć w trakcie, nie? -
Arsenał podszedł i również oparł się o ścianę.
- Ciebie też się nie spodziewałem. - odpowiedział na przywitanie i sztachnął się powietrzem. - Wysyłałi. Do czasu aż jakiś skurwiel nie wystawił całego oddziału. - powiedział mężczyzna zaciskając pięści ze złości. Ten dzień będzie pamiętał długo, ale pomimo tak trwałego piętna na psychice zdecydował się na dopowiedzienie.
- Wysadził budynek ze wszystkimi w środku. Wszystkich rozerwało na kawałki… - oznajmił akcentując pierwsze słowo drugiej wypowiedzi.
- Myślałem, że Kolektyw płaci wystarczająco dużo… - machnął dłonią. - Chuja tam. Żyje się dalej. - powiedział i skierował zakrytą twarz w stronę rozmówcy. - A Ciebie? Jak wykorzystasz te pięści? Rozsmarujesz polityków o ściany? Huehuehue - Zaśmiał się Arsenał. -
Uśmiechnął się, gdy rzuciłeś tym pomysłem.
- Kuszące. Zawsze czułem się gnojony przez polityków, nieważne jakiej opcji. Ciekawie byłoby teraz się trochę nad nimi poznęcać, chociaż ci tutaj nic mi nie zrobili, nawet nie wiedziałem, że jest takie państwo, jak to, dopóki nie dostałem przydziału… Ale cóż, mnie wysłali tu w charakterze obstawy, czyli mam wkroczyć, jak zacznie dziać się coś nieciekawego, choć pewnie pozwolą mi kogoś zabić albo zastraszyć żebym się nie nudził. -
- Taki to pożyje. - powiedział Arsenał mając na myśli Isaiaha. Starczy pogawędek. Pora przygotować się na misję.
- Fajnie się gawędziło, ale niektórzy tutaj muszą pracować. Hue hue hue… - powiedział żartobliwie, skinął głową i poszedł uzupełnić amunicję do zbrojowni, w której być może znajdzie ciekawe co nieco.