Antigua i Barbuda [Morze Karaibskie]
-
Czekałeś jeszcze dobry kwadrans, nim coś zaczęło się dziać. Mianowicie do sali konferencyjnej wkroczyło dwóch elitarnych komandosów Kolektywu, o których wiedziałeś, że wysyłani są tylko tam, gdzie potrzeba prawdziwych elit, do rozprawienia się z najlepszymi ludźmi Agencji czy bohaterami, albo do ochrony szczególnie ważnych przedsięwzięć czy osób. Tym razem podejrzewałeś bardziej to drugie, bo zaraz po nich do środka wszedł jakiś mężczyzna, przed którym ci dwaj wyprostowali się na baczność. Nie wyglądał szczególnie, mógłbyś minąć go na ulicy wiele razy i nie zwrócić na niego najmniejszej uwagi, idealnie wtapiał się w tło, przynajmniej normalne, na tle żołnierzy, komandosów i najemników Kolektywu wyraźnie odstawał od reszty. Zlustrował salę wzrokiem, przeliczył wszystkich obecnych i ruszył w kierunku tablicy. Wyjąwszy laptop z podróżnej torby, podłączył go do projektora i uruchomił urządzenie.
- Panowie. - zaczął, urywając na chwilę od razu po wypowiedzeniu tych słów, aby rzucić jeszcze raz okiem na ciebie i pozostałych. - Nie powinno was interesować, kim jestem ja, tak jak i mnie nie interesuje, kim jesteście wy. Wiem jedynie, że jesteście najlepszymi ludźmi, jakich mógł zaoferować mi do tej misji Kolektyw. Dlatego wiem, że nie macie ochoty słuchać żadnych długich wywodów, więc przejdę od razu do rzeczy. Zapewne większość z was usłyszała o takim państwie jak Antigua i Barbuda dopiero wtedy, gdy Kolektyw przydzielił wam tę misję. Nic dziwnego, niewiele się tu działo i niewiele dzieje. Do teraz. Celowo wybraliśmy to państewko, tak jak kilka innych, idąc według pewnego klucza: małe, nieznaczące wiele na arenie międzynarodowej, pozbawione silnej armii czy służb porządkowych, które mogłyby nam przeszkodzić, bez zainteresowania ze strony światowych mocarstw, Agencji czy superbohaterów. Wy trafiliście tutaj, ale macie takie samo zadanie, jak pozostałe ekipy w innych, podobnych państewkach, na całym świecie: waszą misją będzie pozbycie się wszystkich ludzi z kręgu obecnych władz, tak polityków, jak i wojskowych, urzędników, a nawet jakichś aktywistów, dziennikarzy i im podobnych, którzy nie będą chcieli z nami współpracować, zastraszenie lub przekupienie pozostałych. Umożliwi to wejście naszych ludzi, albo wcześniej przygotowanych do tego zadania, albo na bieżąco korumpowanych, na ich miejsca i przejęcie kontroli nad całym państwem. Rozszerzy to wpływy Kolektywu, da nam przyczółki w miejscach, w których nasza aktywność nie była wielka oraz utworzy swojego rodzaju bezpieczne przystanie dla wszystkich tych, którzy z nami współpracują lub działają na własną rękę, ale w działaniach tych widzimy jakieś korzyści… Pytania? -
Zdecydowanie to było tym, czego spodziewał się Arsenal. Weszło dwóch ochroniarzy z góry widać, że elitarni goryle, a po nich ważniak. Walnął jakąś mowę i Arsenal nie powinien zadawać pytań bo po co. Najemnik nie zadaje zbyt wielu pytań, wtedy nie jest dobrym najemnikiem, choć w tym wszystkim widział pewien problem.
Jak zacznie się nagła seria zabójstw polityków i aktywistów to zrobi się głośno. A chuj z tym. To nie moje zmartwienie. - pomyślał mężczyzna, uderzył pięścią w stółi doznał otwartego złamaniai powiedział.
- Kiedy zaczynamy?. - zapytał pewny siebie. Nie wiedział nad czym się tu rozwodzić, więc sztachnął się powietrzem przez maskę i otworzył dłoń, którą ledwie przed chwilą zderzył ze stołem. -
- Podoba mi się to podejście. Czekajcie w głównym pomieszczeniu, do którego tu najpierw trafiliście korytarzem z przystani. Transport pojawi się za godzinę. Do tego czasu macie możliwość uzupełnienia zaopatrzenia, ekwipunku, broni czy amunicji lub zrobienie czegokolwiek innego. Przed odejściem otrzymacie wszystkie niezbędne na misji przedmioty: telefony do kontaktu z nami i między sobą, zapas gotówki, sfałszowane dokumenty i tym podobne. Nie spóźnijcie się.
Po tych słowach zabrał laptopa i opuścił pomieszczenie, a wraz z nim ochroniarze. Najemnicy zaś albo również wyszli, albo podzielili się na pary czy mniejsze grupki, które dyskutowały o tym wszystkim.
//W trakcie jego przemowy na projektorze wyświetlane były zdjęcia poszczególnych polityków i tak dalej, zapomniałem o tym wspomnieć, ale szczegółowe informacje dostaniesz później, w tych materiałach, o których wspomniał ten facet.// -
Arsenal wstał od stołu i poszedł zagaić z Isaiahem, o ile mężczyzna nie opuścił pomieszczenia, co mogło ubiec uwadze mężczyzny.
-
Wciąż stał z tyłu, podpierając ścianę.
- Nie spodziewałem się tu kogoś o twoich… referencjach. - powiedział na przywitanie. - Nie żebym w nie wątpił, ale do tej pory Kolektyw wysyłał cię na misję, gdzie było tyle samo eksplozji i trupów co zużytej amunicji i szans na śmierć w trakcie, nie? -
Arsenał podszedł i również oparł się o ścianę.
- Ciebie też się nie spodziewałem. - odpowiedział na przywitanie i sztachnął się powietrzem. - Wysyłałi. Do czasu aż jakiś skurwiel nie wystawił całego oddziału. - powiedział mężczyzna zaciskając pięści ze złości. Ten dzień będzie pamiętał długo, ale pomimo tak trwałego piętna na psychice zdecydował się na dopowiedzienie.
- Wysadził budynek ze wszystkimi w środku. Wszystkich rozerwało na kawałki… - oznajmił akcentując pierwsze słowo drugiej wypowiedzi.
- Myślałem, że Kolektyw płaci wystarczająco dużo… - machnął dłonią. - Chuja tam. Żyje się dalej. - powiedział i skierował zakrytą twarz w stronę rozmówcy. - A Ciebie? Jak wykorzystasz te pięści? Rozsmarujesz polityków o ściany? Huehuehue - Zaśmiał się Arsenał. -
Uśmiechnął się, gdy rzuciłeś tym pomysłem.
- Kuszące. Zawsze czułem się gnojony przez polityków, nieważne jakiej opcji. Ciekawie byłoby teraz się trochę nad nimi poznęcać, chociaż ci tutaj nic mi nie zrobili, nawet nie wiedziałem, że jest takie państwo, jak to, dopóki nie dostałem przydziału… Ale cóż, mnie wysłali tu w charakterze obstawy, czyli mam wkroczyć, jak zacznie dziać się coś nieciekawego, choć pewnie pozwolą mi kogoś zabić albo zastraszyć żebym się nie nudził. -
- Taki to pożyje. - powiedział Arsenał mając na myśli Isaiaha. Starczy pogawędek. Pora przygotować się na misję.
- Fajnie się gawędziło, ale niektórzy tutaj muszą pracować. Hue hue hue… - powiedział żartobliwie, skinął głową i poszedł uzupełnić amunicję do zbrojowni, w której być może znajdzie ciekawe co nieco. -
Zasalutował ci żartobliwie na pożegnanie, nie zatrzymując na dalsze gawędzenie. Nikt inny cię nie zaczepił, a nawet wskazano ci drogę do zbrojowni. Było to naprawdę okazałe i dobrze bronione oraz zabezpieczone pomieszczenie, ale ciebie nikt nie przeszukiwał. Na miejscu znalazłeś spory arsenał broni palnej, materiałów wybuchowych, amunicji i rozmaitego wyposażenia, ale nie widziałeś nic szczególnego, innowacyjnego czy rzucającego się w oczy, więc o ile na pewno amunicji ci tu nie zabraknie, tak o znalezieniu sprzętu lepszego niż twój możesz raczej zapomnieć.
-
Arsenał wziął ze sobą kilka nabojów rewolwerowych, które schował w kieszeń. Tak przygotowany powędrował krokami i udał się na miejsce transportu.
-
Większość najemników też była już gotowa. Na miejscu ludzie Kolektywu wręczali wam umówione wcześniej rzeczy: portfele pełne lokalnej waluty w gotówce, fałszywe dokumenty, niewielkie broszury traktujące o wyspach i miniaturowym państwie, w których mogłeś przeczytać o ich historii, geografii, gospodarce, sytuacji politycznej bądź społecznej i wielu innych. Do tego też chyba najważniejszy sprzęt, czyli dwa telefony: w jednym miałeś wbity tylko jeden numer, opisany po prostu jako “A”, najpewniej do kontaktowania się z kimś z góry; w drugim było już więcej kontaktów, do innych najemników.
-
Arsenal zapoznał się z fałszywymi dokumentami, przecież wypada wiedzieć jak ma się na imię. Z resztą materiałów zapozna się przy okazji.
-
Dowód osobisty, a w nim dane: Christian Berry, urodzony w USA, a dokładniej w Miami na Florydzie, 17 lipca 1992 roku. Do tego prawo jazdy i paszport na to samo nazwisko.
//Co do reszty dokumentów, to jest broszur z informacjami, to poczytaj sobie po prostu o tym państewku na Wikipedii i będzie jak najbardziej git.// -
Arsenal po zapoznaniu się z danymi niezbędnymi do operacji, gotowy był do akcji likwidacji.
-
Gdy dołączyli do was ostatni maruderzy, personel skierował was ponownie na nadbrzeże. Tam czekał cywilny jacht, a na nim ubrani po cywilnemu ludzie Kolektywu, mający dowieść was nim na miejsce. Najemnicy zaczęli powoli ładować się na pokład, przy wejściu odbierając walizki, w których znajdowały się cywilne ubrania. Każda walizka była podpisana, więc miałeś pewność, że dostaniesz coś idealnie dopasowanego do twoich gabarytów.
-
Zabrał podpisaną walizkę i przebrał się w cywilne ciuchy. Przy okazji je obejrzał.
-
Nic wielkiego i nic, co mogłoby przyciągać uwagę postronnych osób. Rzecz jasna, ktoś o twojej posturze i tak może przyciągać spojrzenia innych, ale to jeszcze nie powód do zmartwień. Ubrań w walizce miałeś sporo, głównie dostosowanych do lokalnych warunków, a więc lekkich, przewiewnych i cienkich. Tak samo wyglądał twój obecny strój, złożony ze słomianego kapelusza, hawajskiej koszuli, sandałów i krótkich spodenek. Większość najemników wyglądała podobnie.
-
Nie takie rzeczy miał na sobie Arsenał wciąż w myślach mając tę misję sprzed trzech lat, kiedy to krztusząc się ze śmiechu założył prezerwatywę w rozmiarze XXL świecąca w ciemności, po czym dla utrzymania przykrywki wyruchał jedną prostytutkę.
To były czasy… Kurwa…
Racja, rozmiary Arsenała wyróżniają go na tle ludzi, dlatego też wziął na to poprawkę. Może gdyby nie żywot najemnika to robiłby za cyngla.
Odchrząknął i będąc na jachcie podziwiał widoki z bakburty. -
Rzeczywiście, było na co popatrzeć, bo i okolica całkiem urokliwa. Może nie był to szczyt turystycznych marzeń, ale to wciąż wyspa na Karaibach, samo to robi swoje. Port pełen był statków, głównie rybackich, ale nie brakowało też jachtów, tak turystycznych, jak i prywatnych. Gdy opuściliście pokład, najemnicy zaczęli dzielić się na trzy grupy, zapewne w celu rozwiezienia was w różne miejsca zakwaterowania.
-
Arsenał podszedł do pierwszej grupy, a kierując się lenistwem spaślaka z bebzonem wybrał najbliższą, żeby nie dostać zadyszki przedwcześnie.