O Veleradzie słów kilka
-
Kontynent Nadziei
Velerad, zwany potocznie „Sferą Główną” lub właśnie „Kontynentem Nadziei”, jest jedynym kontynentem, w którym cywilizacja i społeczeństwa mogły rozwijać się bezpiecznie, bez obaw o to, że znikąd pojawi się większe zagrożenie niż te, które dopiero co rodzące się państwa mogły sobie same zgotować. To kolebka całego inteligentnego, aczkolwiek nielicznego, życia, które było w stanie rozwijać się technologicznie i kulturowo, w zastraszającym tempie, a to wszystko dzięki bogatym złożom surowców i doskonałym warunkom. To najbardziej zaawansowany i najogromniejszy kontynent na świecie, na którym schronienie znalazły dwie rasy – biała odmiana człowieka oraz humanoidalne gady, zwane Anteinthami, które stworzyły wspólne społeczeństwo, jednakże niepozbawione podziałów.
Kolonizacje
Inne kontynenty oprócz Veleradu są bardzo nieprzyjazne. A to z racji śmiercionośnej fauny, wyglądającej jak wyciągnięta z najgorszych koszmarów, a to iście ekstremalnych warunków, jakie tam panują. Mimo to mocarstwa i tak dążyły do posiadania zamorskich posiadłości, by wzmocnić swoją gospodarkę, wzbogaconą o zasoby z dalekich krain. Liczne dążenia do kolonizacji odległych ziem doprowadziły do kolejnych podziałów i mnogich wojen. Mimo wielkich wysiłków i starań, ich odkrycie i zamieszkanie jest stosunkowo małe, nawet Degrante, będące najlepiej odkrytym kontynentem poza Veleradem, rozeznany obszar jest mniejszy niż połowa. Na chwilę obecną wymienić można następujące kontynenty poza Veleradem:
- Degrante (30% odkrytego obszaru),
- Avastheeran (20% odkrytego obszaru),
- Nyr (9% odkrytego obszaru),
- Woltem (1% odkrytego obszaru).Największą ilość posiadłości poza kontynentem ma Euxperia, aczkolwiek jeszcze kilkadziesiąt lat temu na pierwszym miejscu znajdował się Hergamon, ale utracił tę pozycję po ogłoszeniu niepodległości przez Leder na Degrante. Jedynym krajem, który nie posiada żadnej kolonii, jest Anschreit. Z kolei morsko zablokowane Imperium posiada niewielką długość linii brzegowej na Woltemie.
Rasy
Do czasów obecnych żyją jedynie dwie – człowiek, dzielący się tylko na odmianę białą oraz Anteinthowie, spośród których można wymienić kilka z nich:
- Nizinną (Stanowiącą 60% liczebności rasy),
- Wodną (Stanowiącą 15% liczebności rasy),
- Pustynną (Stanowiącą 12% liczebności rasy),
- Śnieżną (Stanowiącą 10% liczebności rasy),
- Górską (Stanowiącą 2% liczebności rasy).
Różnice między nimi nie są jednak wielkie.Reszta ras wymarła w okresie Wielkiego Wymierania z czynników zewnętrznych, jak zmiany klimatyczne lub pomogły im w tym nowe choroby i niebezpieczne istoty, które pojawiły się po końcu Wojny Tysiąclecia i zdarzenia „Spętania”.
Religia
W Veleradzie istnieje tylko jedna religia – inmityzm, wraz z jego trzema odłamami. Inmityzm bazuje na dawnych antycznych przekazach, wedle których Kreat (Stwórca), często kontaktował się z istotami rozumnymi i uczył je, jak mają postępować. Kreat jest twórcą Wszechświata i procesów, jakie w nim zachodzą, a także w przypadku czasów bliższych, pierwszym twórcą prawa i kultury, którego proste zasady obowiązują do dzisiaj, zapisane w konstytucjach różnych państw. Wpłynął również na Pozaświat, w którym wyodrębnił miejsce zwane Hreinem, do którego trafiają wszystkie dobre dusze, które będą bytować ze swoim Stwórcą w nieskalanej radości przez wieczność, pokonując destrukcyjną siłę czasu. Ale przestał się z nimi komunikować, kiedy doszło do Wojny Tysiąclecia, wywołanej przez inny nadrealny byt, określany potocznie mianem antyboga, natomiast oficjalnie – Odrzuconym, który narodził się przez istne odrzucenie przez samego Stwórcę swoich negatywnych cech, dzięki którym mógłby stworzyć twór idealny. Odrzucony jednak zaczął wpływać na jego dzieło, zwracając część istot przeciwko niemu, co doprowadziło do wewnętrznej wojny w jego tworze, dlatego też Stwórca zdecydował się na ryzykowny krok. Postanowił pozbawić się wpływu na Wszechświat, jednocześnie blokując jakikolwiek dostęp do niego Odrzuconemu, co mu się udało – Wojna Tysiąclecia zakończyła się, a esencje dwóch nadrealnych istot wpłynęły na Wszechświat, dotykając każdą żywą istotę, przez co wyróżnić można dobro, oznaczające podążanie za naukami Stwórcy oraz zło, pokrywające sprzeciwienie się i odrzucenie ich ku przymierzu z Odrzuconym, który oferował prawdziwy raj za życia, kosztem pożarcia ich duszy po śmierci. Obdarzone wolną wolą istoty postępują różnie. Stwórca po dobrowolnym pozbawieniu się ingerencji we Wszechświecie, stał się biernym, ale uważnym obserwatorem, który dokładnym oględzinom poddaje wszelkie procesy w nim zachodzące, przypatrując się działaniom jego dzieci, oczekując ich przyjścia do Hreinu. Według swych ostatnich słów, nigdy nie opuści swych dzieci i będze z nimi, nawet, jeśli nie bezpośrednio. Mówi się, że Stwórca jest w stanie przerwać Spętanie, co przywróci mu możliwość ingerencji w swe własne dzieło, jednocześnie przywracając je Odrzuconemu, co doprowadzi do kolejnej gigantycznej wojny, której moment określa się mianem „Nowych Czasów”, które ostatecznie rozstrzygną ten spór.
WIP
Protezy
Na początku dziejów istnienia cywilizacji, z utratą kończyn było prosto - jeżeli jakimś cudem udało ci się przeżyć, to na pewno nie przeżyłeś następstw. Byłeś dla społeczeństwa jak duch - nikt się tobą nie interesował, a do tego nie miałeś jak znaleźć jakiejkolwiek pracy. Jeżeli nie miałeś rodziny, która by się tobą zaopiekowała i nie widziała cię jako kulę u nogi, to miałeś załatwioną wycieczkę na tamten świat. I to się trochę utrzymywało, dopóki jeden z bardzo wczesnych uzdrowicieli nie wpadł na pomysł pomocy tego typu ludziom skrzywdzonym przez los. A mianowicie, po wielu przypadkach leczenia osób z ubytkami w kończynach, tak bardzo przejął się ich losem i niską pozycją w dopiero co rozwijającym się w społeczeństwie, że nawiązał współpracę ze swoim bratem, wykonującym zawód cieśli, który od teraz na boku miał zajmować się konstruowaniem drewnianych wersji kończyn. Jego brat nie znał się zbytnio na tworzeniu czegoś, co ma przypominać członki, więc pierwsze protezy były zaskakująco proste, jak na przykład zamiennik nogi był najzwyklejszym w świecie grubym kijem poddanym obróbce, wetkniętym w jakiś kawał futra ze skórzanymi pasami, mającymi trzymać miałką iluminację narządów ruchu w miejscu kikuta.
To samo było w przypadku rąk - to kolejny kijaszek, ale z inną końcówką. W zamyśle ówczesnego uzdrowiciela, miało to dać im chociaż ułamek poprzedniej sprawności, dlatego też naciskał, żeby łapy z drewna były chociaż w stanie umożliwiać podnoszenie i trzymanie rzeczy, dlatego też wcześniej wymieniony koniec był starannie ścierany na kształt charakterystycznej kuli, z której wycinano mniej więcej jedną trzecią. Taka obróbka miała przypominać złożoną dłoń w czasie trzymania.
Jakieś kilkadziesiąt lat później postanowiono rozwinąć tę koncepcję poprzez dokładnie rysowanie rąk i nóg na planach, a następnie przekazywanie ich cieślom biegłym w ich zawodzie, którzy od teraz mieli wykonywać je tak, żeby jak najlepiej przypominały kończyny. Jednakże wymagało to o wiele większego czasu pracy, więc nie były tanie, a na ich zakup mogli sobie pozwolić jedynie ludzie z wyższych warstw społecznych, którzy mieli tyle mamony, żeby mieć prawie pełną iluzję utraconej kończyny. Ich głównym pozytywem było to, że z łatwością dało się je ukryć pod warstwami ubrania, co by nie dać na pierwszy rzut oka poznać, że jest się inwalidą, którzy w tamtych czasach byli szykanowani.
Później zaczęły się pojawiać zastępstwa członków z metalu - wykazywały się lepszą odpornością na uszkodzenia i nie ulegały wilgoci, jak robiło to drewno, ale jednocześnie droższe. Rewoltą w tej dziedzinie były projekty rozpisane przez jednego z kowali, specjalizującego się w składaniu metalowych rąk. Zamiast tworzyć je jako jedną, integralną część, wpadł w szpony eureki, która naprowadziła go na tor usprawnienia rzemiosła, by od teraz jechał po nim, dzieląc je na kilka części, zależnie od ubytku.Maksymalna ilość segmentów wynosiła cztery. Dzieliły się na palce, dłoń, przedramię i ramię, z czego każdy palec był wykonywany oddzielnie. Ten sam kowal z kolei wpadł na pomysł, żeby przez całą protezę przewlec elastyczne grube paski wykonane ze skóry, których wielkość i kształt miała odpowiadać części, w której miały się znajdować. I był to niespotykany dotąd przełom w tej dziedzinie, która przez dekady była tylko iluzją pomocy medycznej - od teraz palce, jak i nadgarstek czy łokieć, można było regulować przy pomocy zdrowej ręki. Od razu zlikwidowało to problem z trzymaniem i podnoszeniem przedmiotów, które były zbyt małe lub duże, by zmieścić się w szparze. Ale konstrukcje dorwał ten sam problem, co wierne prawdziwym drewniane protezy - ich cena była zbyt wysoka, żeby mógł sobie na nią pozwolić biedny chłop czy żebrak koczujący pod świątynami, więc w ich przypadku nie zmieniło się nic. Dla szlachty i arystokracji był to jednak prawdziwy skok naprzód.
Niedługo potem zrobiono podobnie z zastępcami kończyn dolnych - je również podzielono na cztery segmenty (palce, stopę, podudzie, udo), dzięki czemu i ludzie bez nóg nie odstawali od tych, którym los odebrał ręce. I po tych osiągnięciach, przełomy w tej dziedzinie zamarły na długi, długi okres, a wszelkie odkrycia i wynalazki, stosowane w tej pół-pomocy miały formę udogodnień i pomniejszych rozwinięć, jak na przykład zaprojektowanie metalowej stopy, którą można było poruszać przy pomocy ścięgien kikuta czy zastąpienia wewnętrznych pasów w palcach systemem sprężynowym w 1389.
Później wynaleziono protezę, którą można było zasilać przy pomocy skurczy mięśni i po tym odkryciu nastąpił paraliż, z nielicznymi podrygami w postaci usprawnień.
Rewolucja nastała, gdy wielcy uczeni pracowali nad udoskonalaniem techniki, którą przyniosło im wynalezienie silnika parowego, opracowanego w roku 1676. W 1690 euxperski lekarz, pod wpływem koszmarów wojny domowej i rannych żołnierzy, którzy w czasie walki stracili możliwości motoryczne, wpadł na pomysł, by zastosować technologię parową w przypadku protez - w samym środku, dotychczasowo pustym lub wypełnionym jakimś tanim materiałem, zamontował coś na podobę miniaturowego silnika parowego, do którego to wlewano gorącą parującą wodę, która z kolei wprawiała silnik w ruch, który przy podłączeniu ze sprężynami i mechanizmami w innych częściach protezy, wprawiał je w ruch. Mimo wszystko nie był to zbyt udany wynalazek - metal nagrzewał się do temperatury godnej piekła, co skutecznie uniemożliwiało jego zdjęcie czy choćby dotknięcie, a sam mechanizm bardzo często zawodził, w wyniku czego kupujący miał zwykłą protezę, z małym kawałkiem piekielnych czeluści w jej środku. Mimo porażki, otworzyło bramę na nowsze i doskonalsze rozwiązania.
Prawdziwym cudem na tym torze pełnym prób i błędów, było zastosowanie prychtliemu - metalu reagującego na parę wodną, z którego to produkowano części do silników parowych, a z czasem innych części mechanicznych. Ten dziwaczny pierwiastek, pod wpływem mieszania się z parą wodną, nieznacznie rozszerzał swoją objętość, lekko zmieniając przy tym położenie. Skopiowano rozwiązanie Euxperczyka i znacznie je udoskonalono - wyrzucono miniaturowy silnik parowy, a zamiast tego stworzono specjalną komorę na wodę gorącą niczym piaski pustyni w porze suchej podczas górowania słońca i oddzielono ją od reszty aluminium i dwoma warstwami grubego materiału, nieprzepuszczającego wody, coby przypadkiem nie dostała się do reszty konstrukcji i aż tak jej nie nagrzewała. I co się wówczas stało, to istne szaleństwo - palce wykonujące ruch bez siły człowieka! Ale i to rozwiązanie miało swoje wady - ruchu nie można było kontrolować, wszak jak kontrolować parę, będącą niezależnym od człowieka żywiołem? Udogodnienie powstało z wewnętrznego podziału na inne komory, które dało się odcinać od reszty przy pomocy specjalnych przycisków. Kiedy palce zacisnęły się w odpowiedni sposób na przedmiocie, wystarczyło go wcisnąć, a para była więziona w wyznaczonym sektorze, z łapczywie pożerającym ją prychtliemem.
Nie było to wyjście najdoskonalsze, ale znacznie wyprzedzało swoje czasy, czyniąc garb ciężkiego życia lżejszym do noszenia, przenosząc prostetykę na inny poziom. Wówczas zaczęto dochodzić do wniosku, że dalsze postępy na tym obszarze będą bardzo ciężkie do osiągnięcia. W końcu nie dało się kierować protezami przy pomocy umysłu, a działające w nich mechanizmy, wprawiane w ruch przez parę a później przez spaliny, w rzeczywistości działały samoistnie i trzeba było je kontrolować przy pomocy określonych ustrojstw, by wykonywały ruchy, jakie w danym momencie chce ich właściciel i po raz kolejny uznano dalsze prace nad nimi jako walkę z wiatrakami.
No, przynajmniej do momentu, gdy w 1855 roku belgavarski lekarz podjął się brawurowej operacji, polegającej na zespoleniu protezy wykonanej z welhelmu (lekkiego, aczkolwiek bardzo twardego metalu) z kością i układem nerwowym. Po operacji okazało się, że pacjent, będący mimo wszystko królikiem doświadczalnym, jest w stanie nią poruszać. Stało się to dzięki połączeniu nerwów ciała ze specjalnie opracowanymi dla tego właśnie projektu sztucznymi nerwami, dzięki którym można było wprawić kończynę w ruch, choć wymagało to trochę wprawy i przyzwyczajenia się do niej.
Obecnie jest to najbardziej rozwinięty typ protez, dominujący w tej dziedzinie. Dzięki dalszym uproszczeniom i rozwojowi zapoczątkowanej przez Belgavarczyka koncepcji, namiastki narządów ruchu działają tak samo sprawnie jak kończyny z krwi i kości, umożliwiając dalszą pracę i radzenie sobie w codziennym życiu, bez odwróconego plecami społeczeństwa, które po dawnych zmianach społecznych patrzy na inwalidów ze współczuciem i empatią, aniżeli na najgorszych z najgorszych, jak miało miejsce kiedyś. Dzięki sprawnemu systemowi medycznemu i wsparcia wobec takich osób, na tego typu zastępstwo mogą sobie pozwolić nawet i osoby biedne. Jednak nadal został problem zmiażdżonej przez utratę psychiki, która często nie potrafi zaakceptować nowego ciała…
03.01.2020
-
Imperkom
Właściwie Imperialny Komisariat Okupacyjny.
Imperkom to okupacyjna dyrektywa wojskowa, mająca na celu jak największe podporządkowanie sobie lokalnej społeczności, baz surowcowych i cennych centrów przemysłowych oraz objęcia nad nimi całkowitej kontroli na czas wojny. To brzydka gąsienica, która wraz z czasem stanie się pięknym motylem z majestatycznymi skrzydłami w kolorze imperialnego fioletu.
Cele dyrektywy
Przez patową sytuację ekonomiczną i rolniczą, doktryna imperkomu zakładała jak najszybsze podporządkowanie sobie ludności cywilnej i eksploatacji obecnych tam zasobów. Nakładane na lokalną ludność ostre restrykcje miałyby być tylko tymczasowe i przestałyby obowiązywać, gdyby zarząd okupacyjny uznał, że dany region jest już bezpieczny i można nawiązać współpracę z tutejszymi. Powstaje twór podobny do państwa marionetkowego, z czego „państwowość” jest fikcyjna i Imperium rządzi bezpośrednio. Zarząd okupacyjny wysyła na zdobyte tereny potentatów przemysłowych i pracowników, których głównym zadaniem jest wsparcie rozwoju tutejszej gospodarki, pod pozorem bezinteresownej pomocy ekonomicznej. Imperialiści robią to tylko dlatego, by zwiększyć parametry okupowanego przemysłu i wzmocnić eksploatację, dzięki czemu będą w stanie rekwirować większe ilości cennych surowców bez porządnych sprzeciwów. Ogromną rolę pełnią tutaj jednostki okupacyjne, stanowiące główną siłę porządkową, której zadaniem jest szybkie wykorzenianie już istniejących i potencjalnych ognisk oporu i „nakłanianie” mieszkańców do współpracy, aczkolwiek ich rola maleje wraz ze wzrostem imperialnej kontroli. Na miejsce pełnoprawnych wojsk tyłowych wstępuje żandarmeria, tajna i zwykła policja tworzona z tubylców. Wraz z jej dalszym zwiększeniem pojawia się coraz więcej szczątkowych organów państwowych a tutejsi otrzymują więcej praw i mogą się cieszyć rosnącą swobodą.
O ile szarzy ludzie nie muszą obawiać się nieprzyjemności z ich strony, to obiekty uznane za potencjalnie wrogie, tj. nieprzychylni politycy, domniemani konspiratorzy, są eliminowani na różne sposoby, niekiedy obejmujące publiczną egzekucję. Jednakże większość jest zwykle wrzucana do więzień i wywożona z dala od terenów objętych działaniami okupantów, gdzie zostaną poddani resocjalizacji.
Ostatecznym, nadrzędnym celem dyrektywy jest asymilacja zagarniętych regionów, czyniąc je bardziej przychylnymi wobec Imperium i otworzenia drogi do stania się częściowo niezależną marionetką.
Legiony Imperkomistyczne
W pierwszej fazie dyrektywy, kiedy nie funkcjonują żadne zalążki polityczne, a jedyną, niepodważalną władzę sprawuje armia i rządzący żelazną ręką generałowie, przyszłe marionetki nie mają swojej armii. Na tym etapie wojskowym udało się zająć i zabezpieczyć niezbyt wielkie obszary, więc ilość zasobów ludzkich jest wprawdzie niewielka. Zmuszanie kogokolwiek do wojska w tym czasie jest bezsensowne, więc zaczęto tworzyć pierwsze formacje wojskowe, zwane właśnie Legionami Imperkomistycznymi. Przez marną liczbę ochotników z różnych okręgów, z ledwością udaje się sformować dywizje z pełnym składem osobowym, więc do jej tworzenia korzysta się z dobrowolnie zgłaszających się z różnych okręgów okupacyjnych. To przede wszystkim sympatycy imperialni, dezerterzy lub zwykli bandyci, którzy w szeregach fioletowych brygad widzą odkupienie. Otrzymują pełen zakres szkoleniowy, aczkolwiek nie są najefektywniejszą grupą. Są słabo zdyscyplinowani i kieruje nimi niedoświadczona kadra dowódcza o żałosnych umiejętnościach. Dlatego też używa się ich w postaci armii wspierającej działania na froncie i jako wojskowych sił porządkowych.
Z rozszerzaniem granic ziem okupowanych, zaprzestaje się tworzenia legionów z różnych państw imperkomistycznych, a ogranicza się do jednego dla wyszczególnionych grup. Wraz z utworzeniem marionetkowego rządu stają się regularną armią, wciąż jednak traktowaną jako siła drugorzędna. Wraz ze zwiększającą się możliwą do zwerbowania pulą zasobów ludzkich, zasady werbunkowe się zaostrzają. Przy sformalizowaniu marionetki i ustanowienia pełnego rządu, zarządza się w nich pełny pobór a w życie wchodzi plan populacyjny.
Imperkom w roku 1915
Dziś można wyszczególnić trzy państwa imperkomistyczne – Belgarkom (Montefuort, Hellere, część Fallernes), Romandkom (Romandia) i Passerkom (skromna część Południowego i Północnego Passerone), z czego planowana belgavarska marionetka może się pochwalić najliczniejszymi legionami. Udało się utworzyć dwie pełne dywizje (kolejno 1 i 2 Legion Imperkomistyczny) oraz kilka pomniejszych batalionów pomocniczych, wchodzących w skład zwykłych dywizji Imperialowiku. 1 Legion Imperkomistyczny walczył w Romandii, gdzie wspierał działania 1348 Imperialnej Dywizji pod Mellois-Garderre, natomiast 2 Legion Imperkomistyczny jest częścią FSP-WKDB i uczestniczył w III Oblężeniu Rijhes a także jego czyszczeniu z Krwawiących. Co ciekawe, tamtejsi legioniści w czasie dekontaminacji bardziej interesowali się rabowaniem domostw, których właściciele byli ewakuowani w pośpiechu i zostawili sporo fantów. Przez swoje zamiłowanie do grabieży, legion stracił więcej oddziałów w szabrowniczych rajdach, natykając się na potwory redarytowe, niż podczas ofensywnych działań ze specjalistami z WKDB. 2 Legion Imperkomistyczny został ostatecznie odesłany na tyły i rzucony do walki z Anschreitem, jako pierwsze siły FSP-WKDB na tym froncie.
Na obecny moment imperkomiści, pogardliwie nazywani imperkomuchami, są bez wyjątku postrzegani jako zdrajcy, przynajmniej przez państwa zachodu, a jeśli dostaną się w ich ręce, zazwyczaj czeka ich sąd polowy, jeśli nie błyskawiczna egzekucja. Imperialiści natomiast widzą ich jako wstęp do większej współpracy, mimo zdolności bojowych poniżej przeciętnej.
-
Historia od roku 1890
Velerad - Lata dziewięćdziesiąte
Rok 1890, wraz z zakończeniem II Wojny Materiałowej, przyniósł krwawe zwieńczenie pewnej epoki. Wielkie Cesarstwo Anschreitu, dysponujące najsilniejszą armią na kontynencie, poniosło porażkę, tocząc samotnie wojnę przeciwko trzem państwom – Euxperii, Belgavarowi i Estaatowi. Przegrana okazała się dla nich druzgocąca. Utracili pozycję kontynentalnego dominatora, razem z rozległymi ziemiami na południu i północy oraz wszystkimi koloniami. Kraj pogrążył się w trwającym kilka lat kryzysie ekonomicznym, którego efekty widać było jeszcze przez wiele lat, kiedy to Euxperia bawiła się wyciągniętą z zimnych, martwych rąk talią kart, tak jeszcze niedawno rozdawaną przez Anschreit.
Zmiany, które błyskawicznie zaszły w świecie politycznym nie odpowiadały wielu. Były impulsem do wzmocnienia ekstremistycznej bandy Antona Mecktera, nawołującego teraz do ponownego chwycenia za broń i rozprawienia się ze znienawidzonymi sąsiadami z południa. Głosząc populistyczne hasła, zdobył wielu zwolenników, którzy nie widzieli prawdziwych zdeformowanych intencji, starannie ukrytych pod płaszczykiem światłych obietnic. Nadrzędnym celem Mecktera od zawsze było rozprawienie się z Anteinthami. Gdy organy państwowe zajęte były radzeniem sobie ze skutkami porażki i widmem zapaści finansowej, ten po kryjomu rozwijał swe nikczemne podziemne imperium, tworząc wierne mu bojówki, które wyposażał w broń i amunicję zdobytą na czarnym rynku. Na początku Sierpnia 1891 roku, jak grom z jasnego nieba spadła informacja – na południu Anschreitu, w trzech prowincjach, wybuchło apostalistyczne powstanie.
Początkowo nieregularna armia apostalistów ograniczała się do ataków na okoliczne wsie i patrole policji, ale z czasem zaostrzyła swą działalność, która zaczęła przypominać zorganizowaną grupę przestępczą, aniżeli front ludzi, którzy chcieli nieść światło swemu państwu. Dopuszczali się licznych zbrodni, mordując ludność anteinthcką na wiele brutalnych sposobów, najczęściej przy użyciu asortymentu rolniczego, jak sieker czy sierpów. Południe spłynęło krwią, a 5 Sierpnia 1891 do płonących ogniem zła regionów została wysłana regularna armia.
Walki, poza bitwą o zajęty przez apostalistów Verenburg w ostatniej fazie wojny, nigdy nie miały regularnego charakteru. Powstańców było mniej i byli znacznie gorzej wyposażeni. Borykali się z ciągłymi brakami w amunicji i medykamentach, a do tego brakowało im ludzi – nienawistna postać idei, za którą walczyli przestała zbierać zwolenników. Potyczki nie były trudne dla wojsk nardowowych, ale przez nieregularną walkę podjazdową, niemiłosiernie się dłużyły. Apostaliści zakładali swe bazy w czeluściach lasów, w których to najwięcej trwały walki. 29 Sierpnia regularne wojsko kontrolowało już 90% ogarniętych powstaniem obszarów i rozpoczęło atak na Verenburg. Walki na ulicach miasta trwały do 9 Września, kiedy to żołnierze anschreiccy wtargnęli do kwatery głównej apostalistów, w której ukrywał się Meckter, który został z kolei rozstrzelany wraz z innymi wiernymi mu działaczami pod murami tego samego budynku o godzinie 10:00. Tym samym apostaliści zostali wykorzenieni w Anschreicie, ale nie można było tego powiedzieć o reszcie kontynentu.
W 1891 roku, konkretniej 17 Września, apostaliści doszli do władzy w wewnętrznie podzielonym Belgavarze. Dzięki temu, że podążali głównie ideą gospodarczą a nie rasową, przez długi czas udało im się utrzymać wysokie poparcie. Jednakże rasiści pozostaną rasistami i zaczęli wprowadzać typowe dla apostalizmu reformy pod koniec 1891 roku. Anteinthów pozbawiono większości praw – nie mogli głosować, nie mogli obejmować żadnych stanowisk politycznych, wykluczono ich z armii i niektórych zawodów, co spotkało się z ostrą dezaprobatą z ich strony jak i międzynarodowej. Wszystkiemu temu przyglądało się wstające z kolan Imperium, które wywęszyło dobrą okazję upokorzenia wroga, który doprowadził ich kraj do ruiny 17 lat temu.
13 Lutego 1892 roku Imperium wypowiada wojnę Apostalistycznemu Związkowi Belgavarskiemu pod wymówką ochrony ucieśnionej mniejszości anteinthckiej. W rzeczywistości zależało im na fabrykach i bogatymi w minerały okręgach przemysłowych. Źle zorganizowana armia apostalistyczna nie była w stanie stawić skutecznego oporu karnemu Imperialowikowi, który w kilka tygodni rozbił kwiat wojskowości Belgavarczyków w drobny mak. Do 14 Marca 1892 roku udało im się zająć większość większych regionów Belgavaru Wschodniego i wymusić zawieszenie broni z uznaniem terenów okupowanych. Zawieszenie broni nigdy nie przerodziło się w oficjalne zakończenie wojny i trwało trzy lata.
W 1895 roku AZB postawiło sobie za cel wyzwolenie ojczyzny Mecktera, uznanego przez nich za męczennika. Spodziewając się szybkiego i łatwego zwycięstwa, apostaliści belgavarscy 6 Maja 1895 roku wtargnęli na północne ziemie Anschreitu bez wypowiedzenia wojny. Jednak ich ofensywny pochód został na dobre zatrzymany po tygodniu i od tamtego czasu głównie się cofali. Do Czerwca stracili większość ziem, które zdobyli przez pierwsze dni walk. Imperium ponownie zwęszyło okazję i zerwało umowę o zawieszeniu broni, za powód podając obronę Anschreitu. Armia Związku, poddana szeregom różnych reformacji stawiła większy opór, ale wciąż przegrywała większość starć, z powodu niekompetentnych dowódców. Razem z przerwami wojna trwała dwa lata. Na mocy traktatów pokojowych Imperium zajęło całość Wschodniego Belgavaru i połowę ziem Belgavaru Środkowego, a Anschreit odzyskał utracone na rzecz Belgavaru w 1890 ziemie.
AZB pogrążyło się w anarchii. Każdy chciał obalenia apostalistycznych rządów, a wkrótce protesty stały się codziennością. Pojawiły się militarne grupy, które dążyły do usunięcia apostalistów z rządu. Z kilku tych grup dwie były największe – republikanie, dążący do stworzenia Belgavaru z systemem na kształt Euxperii oraz rojaliści, chcący wprowadzić monarchię parlamentarną z władcą wywodzącym się z ludu. Rojaliści działali na obszarze Belgavaru Zachodniego natomiast republikanie – w połowicznie rozebranym Belgavarze Środkowym. 1 Marca 1897 roku utworzyli oni państwo, które nazwali Republiką Środkowego Belgavaru i dokonali secesji. Na reakcję ze strony zdziesiątkowanego przez rojalistów apostalistycznego rządu nie trzeba było długo czekać. Uznali, że secesja jest bezprawna i wypowiedzieli im wojnę.
Od samego początku walk żołnierze secesyjni wspierani byli przez Imperium, które w końcowym momencie samo dołączyło do wojny. Walki trwały do 3 Grudnia tego samego roku. W tym samym dniu rojalistom udało się obalić apostalistyczny rząd i zainstalować własny. Zamierzali dogadać się ze republiką, ale już następnego dnia żołnierze imperialni wdarli się do parlamentu Belgavaru Środkowego, zdyskredytowali rząd i zamknęli co ważniejszych polityków w więzieniach. Pozostała połowa regionu została włączona w granice Imperium.
Pozostałe belgavarskie partie polityczne długo nie mogły się dogadać i przez pół roku w Belgavarze panowało bezkrólewie. Ostatecznie udało im się znaleźć kompromis, a królem został Bastien III, nazwany później Reformatorem. Belgavarowi udało się wrócić na arenę polityczną, po prawie siedmiu latach. II Monarchia Belgavarska, wraz z pomocą materiałową i polityczną Euxperii zaczęła się odbudowywać. Bastien III poprawił również stosunki z wrogo nastawionym Anschreitem, nadal zniesmaczonym aneksją ziem północnych w 1890 roku, poprzez uznanie ich odzyskania przez to państwo w 1897. W Październiku 1898 roku podpisał również z Euxperią Sojusz Dualistyczny, który zapewnił mu euxperskie poparcie w następnych latach.