Wielkie Równiny
-
-- Ta, jest niezła. Może bym spróbował do niej zagadać, ale nie noszę tej maski bez powodu. - odparł, lekko stukając pięścią po swej metalowej masce, a następnie westchnął. - Nieważne, nie będę się dzielił tym, dlaczego noszę to ustrojstwo. Mam tylko nadzieję na to, że jeśli spotkamy po drodze dzikusów, to rozprawimy się z nimi w miarę szybko.
-
- Walczyłem już kiedyś z dzikusami, ciężko nie było, zwłaszcza jak sami pchają ci się pod karabin. Wziąłem tę robotę po to, żeby odpocząć po bardziej wymagających misjach.
-
-- Ja w zasadzie powracam do fachu łowcy nagród. To zlecenie ma być dla mnie rozgrzewką przed poważniejszymi zadaniami.
-
- Ta? Ciekawe, bo wracać trzeba gdzieś, gdzie się już było. A jakoś wcześniej nie obiło mi się o uszy twoje nazwisko ani dokonania.
-
-- Tak to już jest, kiedy ludzie myślą, że nie żyję od dwóch lat. Wtedy też zresztą miałem ostatnie zlecenie, przy którym otarłem się o śmierć, i przez dwa lata musiałem przetrwać na Wielkich Równinach.
-
- Brzmi jak kawał niezłej historii. Opowiesz?
-
Grant tylko westchnął, wiedząc że musi znowu wrócić wspomnieniami do tego przeklętego zlecenia. Ale jak poruszyło się ten temat, to wypadałoby powiedzieć coś więcej.
-- Nie nazwałbym tego niezłą historią, ale jeśli nalegasz, to opowiem. Niegdyś należałem do grupy łowców nagród znanej jako Banda Czworga, gdzie pozostałymi członkami byli Harrison Sinfield, Christopher Bruford i Richard Falkirk. Któregoś dnia podjęliśmy się zlecenia, jakim było odbicie fortu opanowanego przez mivvockich bandytów… i nie skończyło się to dobrze. Pieprzone dzikusy oprócz przewagi liczebnej miały jeszcze mutanty, przez co całe zlecenie przerodziło się w walkę o przetrwanie. Stary Sinfield stracił oko, a ja zostałem ciężko ranny. Bruford i Falkirk musieli wybierać, kogo mają ratować, i tak się złożyło, że wzięli ze sobą Sinfielda, przysięgając mi, że jeszcze po mnie powrócą. Przeżyłem, ale bardziej litościwym losem dla mnie byłaby śmierć. - zaczął, przypatrując się swoim bliznom. - Trzy tygodnie tortur ze strony Mivvocich, a także eksperymenty prowadzone przez ich mutagenistę wyniszczały mnie nie tylko fizycznie, ale i psychicznie… Zresztą, miałem zostać kolejnym z mutantów, a tamta maska jest ponurą pamiątką tego całego piekła.
Łowca nagród przetarł przez chwilę swoje oczy. Ciężko było mu opowiadać o tych wydarzeniach, w szczególności patrząc na to, że nie da się tego jakkolwiek zapomnieć. Po chwili jednak uspokoił się i kontynuował historię.
-- Po jakimś czasie fort został zaatakowany przez Armię Oczyszczenia. Widząc to, że Mivvoci i mutanty pozostawili mnie samego, aby odeprzeć atak wroga, zdecydowałem się wykorzystać sytuację i uciec z fortu. Zabiłem tylu barbarzyńców, ile mogłem, i zabrałem tyle, ile byłem w stanie unieść ze sobą. Potem uciekłem, kradnąc jednego z koni bandytów, ale byłem tak wycieńczony, że nie mogłem dotrzeć do żadnej z kolonii. Zamiast tego wyjechałem na Wielkie Równiny i czekałem, aż umrę… Ale śmierć nie była mi dana. Cudem przeżyłem i przez dwa lata musiałem przetrwać na Wielkich Równinach, zanim powróciłem do Imperium. Ubairgowie, Amaksjanie, bandyci… Każdy, kto mi się napatoczył, przypłacał to życiem. Z zabijania Ubairgów zresztą zdobyłem ten miecz. - tu wskazał kciukiem na swoją broń. - Gdy już byłem gotów, powróciłem do żywych… I teraz wykonuję z Wami to zlecenie. Być może uda mi się spotkać gdzieś starych kompanów i zbierzemy się na nowo. -
Pokiwał głową i obecny na jego twarzy uśmieszek widocznie mu zrzedł.
- Taaaak. Rzeczywiście, kawał historii… - powiedział, westchnął i dodał po chwili: - Będę się zbierać, obejdę wozy wokół i sprawdzę, czy nic dziwnego się tam nie dzieje.
Mówiąc to, skinął ci głową i rzeczywiście odszedł. Pozostaje ci się domyślać, w jakim stopniu i w jaki sposób wpłynęła na niego twoja historia. -
Grant pokręcił głową. Chociaż o tyle dobrze, że nie pokazał efektów działań mivvockiego mutagenisty w postaci zdeformowanej twarzy. Lecz nie był to czas na użalanie się nad sobą, a robota wciąż czekała. Łowca nagród ponownie wyciągnął jeden ze swoich rewolwerów i kontynuował obserwację okolicy. Jeśli w pobliżu nie działo się nic podejrzanego, udał się w kierunku wozów, aby pomóc Wilhelmowi.
-
Nie miałeś czym się zająć, bo ani w okolicy nie działo się nic szczególnego, ani Knapp nie potrzebował twojej pomocy w swoim, bądź co bądź, niezbyt wymagającym zadaniu.