Góry Granitowe
-
W takim razie mógł mu równie dobrze poderżnąć gardło.
-
Jak najbardziej, nie dopłacą Ci za to, ale jedna szumowina mniej to zawsze ździebko bezpieczniejsze Oskad.
-
Spróbował więc to zrobić.
-
Obudził się w chwili, gdy poczuł zimną stal na swoim gardle, ale i tak było za późno, a po kilku chwilach, w których charczał i próbował zatamować krwotok dłońmi, był już martwy.
-
Poczekał chwilę nasłuchując, czy ktoś się obudził, po czym opuścił namiot i skierował się do kolejnego, korzystając z dalszej ochrony nocy. No i brał pod uwagę, że ktoś obok może mieć lżejszy sen, niż ten tutaj.
-
Jeśli ktoś się obudził, to nie dawał tego po sobie poznać. W następnym namiocie również nie był koniokrada, ale kolejny bandyta.
-
Tutaj również poczekał chwilę, badając jego sen.
-
Zdecydowanie bardziej płytki i niespokojny, mężczyzna żył z napadów i morderstw, za jakie z reguły się wiesza po krótkim procesie, więc pewnie całe swoje życie dostosował do tego, aby odpowiednio szybko zdążyć uciec wymiarowi sprawiedliwości czy takim najemnikom jak Ty.
-
///Ale podobno to nie był koniokrad.///
-
//Poprawione.//
-
Czekał w ciszy jakiś czas.
-
Nic się nie działo, ale w końcu mężczyzna przebudził się, ale pomimo, że na Ciebie spojrzał, nie zwrócił na to większej uwagi i pociągnął solidnego łyka alkoholu z manierki leżącej obok jego posłania. Wtedy znów poszedł spać, ale tylko na kilka sekund. Po tym czasie zrozumiał, że coś jest nie tak, i wstał gwałtownie, szukając dłonią w ciemności swojej broni.
-
W tym czasie doskoczył do niego, zakrył mu jedną ręką usta, a drugą, w której trzymał nóż, poderżnął mu gardło.
-
Wolał szukać broni niż krzyczeć o pomoc, a to był jego ostatni błąd, gdy po kilku chwilach wykrwawił się jak świnia, zupełnie jak poprzedni bandzior. Ty zaś usłyszałeś kroki na zewnątrz, charakterystyczny odgłos szurania butami po żwirze.
-
Czekał chwilę, ustawiony przy wyjściu z namiotu, by w razie czego skoczyć na intruza.
-
Nie szedł w Twoim kierunku, a po kilku krokach zatrzymał się. Gdy zastanawiałeś się, co planuje bandyta bądź koniokrad, usłyszałeś odgłos oddawanego na kamienie i żwir moczu… Cóż, proza życia.
-
Nasłuchiwał dalej, licząc sekundy. Może tamten wróci do namiotu, a jeżeli nie, to załatwi go na zewnątrz.
-
Nie widział sensu w spędzaniu na zewnątrz więcej czasu, niż to było potrzebne, więc po krótkiej chwili znów usłyszałeś jego kroki, gdy wrócił do swojego namiotu.
-
Odczekał więc kilka minut i opuścił namiot, ruszając do kolejnego, by zmniejszych liczbę przeciwników.
-
Tym razem miałeś pecha, bo trafiłeś na kogoś, kto nie spał i najwidoczniej usłyszał Twoje kroki, usłyszałeś bowiem odgłos odbezpieczanej broni, a po chwili pierwszy pocisk z rewolweru poleciał wprost na Ciebie, mijając Twoją twarz o ledwie kilka centymetrów.