Góry Granitowe
-
Wystarczyłaby jedna kula, góra dwie, ale skoro chciałeś mieć pewność… Cóż, ten tutaj już bardziej martwy nie będzie, ale nie jest on Twoim jedynym oponentem, Ty zaś pozbyłeś się całego bębna, w przeciwieństwie do reszty otaczających Cię drabów.
-
Miał jeszcze jeden rewolwer, dlatego schował ten bez amunicji i wyjął ten z pełnym bębenkiem, przy okazji pilnując, by nie zostać zaatakowanym od tyłu.
-
Żaden z bandziorów na to nie wpadł, uznali najwidoczniej, że wystarczy ostrzeliwać Cię stamtąd, gdzie stoją, a któraś kula w końcu musi trafić.
-
Mógł liczyć strzały, gdyż wątpił, że będą strzelali tak, że jeden strzela, długi ładuje i na zmianę. Jednakże obserwował i nasłuchiwał, na którą stronę kamienia leci więcej pocisków, by wystrzelić z drugiej strony. Z tej, na którą mniej strzelali.
-
Trafiłeś, ale zamiast agonalnego jęku usłyszałeś liczne przekleństwa miotane w Twoim kierunku, a postrzelony bandyta powoli się cofał, tak jak jego pozostali kompani, jeszcze niedraśnięci.
-
- Niesamowite, ilu z was chce umrzeć za koniokrada!
Postarał się jeszcze wystrzelić w kogoś, nawet jeżeli musiałby strzelać w plecy. -
Kolejne strzały, tak ich, jak i Twoje, były chybione, a po chwili nastąpiła cisza, gdy wszyscy szukali lepszej pozycji i ładowali swoją broń.
- Koniokrada, ta? - zapytał jeden z bandziorów, podejrzewałeś, że ten, którego wcześniej udało Ci się kropnąć. - Jak go wydamy, to odejdziesz i zostawisz nas w spokoju? -
- To najlepsza opcja dla was, gdyż koniokrad już wpadł. Jest poszukiwany i kolejni będą się po niego zgłaszać, by zdobyć nagrodę. - próbował ich przekonać. - Jeżeli go wydacie i pozwolicie mi z nim odejść, oddam wam jedną czwartą wypłaty. Zostawię ją na poczcie, dla odbioru pod nazwiskiem Terry’ego Toe’go, pod hasłem Granit. I wiem, że mi nie ufacie! Jednakże podobne umowy wymienne już prowadziłem z takimi, jak wy i już dawno bym nie żył, gdybym nie dotrzymywał słowa!
-
Narada pośród bandytów swoje trwała, ale w końcu w Twoim kierunku rzucono coś, co okazało się poszukiwanym przez Ciebie koniokradem, martwym lub nieprzytomnym.
- Sam go trafiłeś, jak się wykrwawi, to nie nasza wina. A teraz zabieraj go i wynoś się, zanim zmienimy zdanie. -
- Dobra, tylko zwinę dynamit.
Poczekał chwilę, po czym wyszedł ostrożnie za skały uważając na to, że to może być pułapka. -
Mogła być, ale jeśli była, to jeszcze nie strzelali.
-
Przynajmniej tyle. Następnie ruszył po swój cel, podniósł go i opuścił to miejsce. A przynajmniej próbował, zasłaniając się nieprzytomnym koniokradem.
-
Krwawa Dłoń to jednak byli nie tylko bandyci, złodzieje i mordercy, ale zwyczajni oportuniści, którzy byli w stanie bronić koniokrada, bo dawał im niezbędne w tym fachu wierzchowce, ale gdy zrobiło się za gorąco, bez wahania oddali Ci go, gdy zrozumieli, że dalsza walka tylko narazi ich życie, a także nie mieli zamiaru zastrzelić Cię, gdy odchodziłeś, z Tobą się dogadali, a gdyby na Twoje miejsce poszedł jakiś inny łowca, to on mógłby nie być już tak ugodowy.
-
Spróbował powrócić do swojego konia, po drodze sprawdzając ranę koniokrada, rozbrajając go i bandażując jego ranę, by się nie wykrwawił.
-
Broni nie miał, choć tym bandyci postanowili zrekompensować sobie jego utratę dla swojej sprawy, nic cennego zresztą też nie. Zabandażowanie rany poszło sprawnie i nie musisz się martwić jego przedwczesną śmiercią, chyba że wda się zakażenie.
-
Byleby jedynie dożył dostarczenie do szeryfa, dalej się nim nie musiał martwić. Związał go więc, podniósł i ruszył do swojego wierzchowca. Pora opuścić te przeklęte góry, zanim zapuści tu korzenie.
-
- Hej, Czaszko! - usłyszałeś znajomy głos po zaledwie kilku minutach jazdy. Znajomy, należał do Coltona White’a, chyba najsłynniejszego rewolwerowca w całym Oskad, którego miałeś okazję niedawno spotkać, a który prawie Cię zastrzelił przy tej okazji.
-
Jackling “Horse Jack” Horseinstorm
Niegrzecznie byłoby ignorować wezwanie kogoś, kto nie strzelił ci w plecy. Dlatego też Horseinstorm odwrócił się w siodle, by namierzyć wzrokiem Coltona. Sporo ryzykował, owszem, gdyż dogadał się z bandytami, ale miał swoje zasady. Jeżeli ktoś pozwala ci odejść i do ciebie nie strzela, to ma zasady. A ludzie z zasadami nie są dzikimi zwierzętami, dlatego ich należy uszanować.
- Słyszę cię wyraźnie - spokojnie powiedział, jak mu się wydawało, Jackling. -
Mężczyzna stał na skalnej skarpie, a to, że nie celował do Ciebie z jakiejkolwiek broni, można naprawdę uznać za plus.
- Walczysz tylko za pieniądze czy masz też inne priorytety? -
Cichociemny:
//Podróż trwałaby normalnie dość długo, ale nie odpisywałeś tyle czasu, że postanowiłem to przyspieszyć.//
Pierwszą część misji masz już za sobą, bo dotarcie do Gór Granitowych trochę ci zajęło, ale chociaż po drodze nie miałeś żadnych problemów. Teraz trzeba znaleźć Brzytewkę, zabić go lub obezwładnić i nie dać zabić się podejrzliwym górnikom, a przede wszystkim bandytom Krwawej Dłoni, których jest tu sporo, a którzy już mogli dać azyl poszukiwanemu przez ciebie bandycie.