Imperium
-
///Czas to tylko iluzja.///
-
//On liczy czas w ilości spadających krów na gracza przez liczbę graczy razy prędkość krowy.
Wiewiur, możesz się zgodzić, co odradzam, negocjować i tak dalej, a zacząć od sprawdzenia, ile masz w ogóle funduszy.
Ogółem fajnie, że opisałeś, jak dostałeś się do miasta i w ogóle. Na przyszłość tak rób, to taka stara, niepisana zasada.//
Liczni Konstablowie, aspirujący do tego urzędu stróże prawa i prywatna milicja burmistrza oraz Szeryfa tego miasta dość sprawnie rozwiązywała wiele problemów, przez co nie było tu tak wiele zleceń, jak choćby w Dodge, gdzie był sam jeden Szeryf. Tak czy siak, miałeś do dyspozycji kilkanaście listów gończych, a także zlecenia innego typu, jak choćby zatrudnienie się jako kurier, co wymagało w równym stopniu umiejętności jazdy konnej jak i strzelania, przez rozmaite niebezpieczeństwa, ochrona kowboi podczas spędu bydła, wyłapywanie zbiegłych niewolników i wiele więcej. -
///Wiesz za dużo.///
-
John pomyślał - cholera, coś mało tych zleceń - po czym spojrzał na najlepiej płatne i je dokładnie przeczytał.
-
//Myśli zapisuj kursywą, czyli tekstem pochylonym, żeby wiadomość była bardziej przejrzysta. Teraz to może bez różnicy, ale lepiej żebym wiedział co mówi Twoja postać, a co myśli, gdy pokłóci się z jakimś osiłkiem w barze, prawda?//
Słyszałeś coś o niedawnej ucieczce z lokalnego więzienia, ale listów gończych za żadnym zbiegiem nie było, więc pewnie dopadnięciem ich mieli zająć się ludzie Szeryfa lub już to zrobili. Ze wszystkich zleceń ogółem najlepiej płatne był właśnie jeden z nielicznych listów gończych, którego treść głosiła:
POSZUKIWANY ŻYWY LUB MARTWY
Za zabicie ponad dwunastu osób, w tym dwóch kolonialnych urzędników, niejaki Toddy Brzytewka, golibroda, wędrowny balwierz i ostatnimi czasy seryjny morderca, zdający się zabijać każdego, kogo popadnie. Dopóki nie został wystawiony za nim list gończy, a winy udowodnione, ofiary zabijał podstępnie, podczas golenia. Dobrze uzbrojony i niebezpieczny, zaleca się unikać walki na krótkim dystansie, wirtuoz walki nożami i inną bronią białą, tymi pierwszymi też dość sprawnie rzuca do celu. Ostatni raz widziany nieopodal Gór Granitowych, możliwe, że szuka azylu u bandytów Krwawej Dłoni. Być może też szalony. Widok truchła ucieszy każdego Szeryfa, w Dodge, Imperium, Nadziei czy nawet Czatach, żywego należy odstawić prosto do więzienia w Imperium.
Nagroda za trupa: Pięć srebrników.
Nagroda za żywego: Osiem srebrników.
Pod zleceniem znajdował się rysopis poszukiwanego. Mogłeś ocenić, że gęba raczej tylko do telegrafu, poznaczona bliznami i szramami. Widoczne na rycinie bujne wąsiska i bokobrody mógł zgolić, aby utrudnić rozpoznanie, ale to z kolei na powrót ułatwiał brak jednego ucha. -
No dobrze, wygląda na to, że trzeba się będzie zająć tym całym toddym. Zacznę poszukiwania jak najszybciej. Idę w stronę gór granitowych. John wsiadł na konia i pojechał do gór granitowych.
-
//Zmiana tematu. Zacznę, gdy będziesz na miejscu.//
-
//a czyli musi irl czas minąć
-
//Chyba nie zauważyłeś, ale dostałeś odpis dwa dni temu.//
-
Vader:
Po niezbyt emocjonującej i nie tak długiej podróży z Dodge City dotarłeś wreszcie do Imperium, które z dnia na dzień wydawało się powiększać i z jedynie nominalnej stolicy kolonii stają się tą prawdziwą. Na twój widok reagowano różnie, ale nikt nie przywitał cię ogniem, chociaż wielu sięgało po broń, gdy byłeś w pobliżu. Dotarłeś jednak na miejsce cały i zdrowy, gotowy do zabrania się za to tajemnicze zlecenie. -
Wiedząc, do kogo musi się udać, wyruszył wprost na poszukiwanie Szeryfa Browna. Po cichu miał nadzieję, że jego trupia morda nie zablokuje mu udziału w całym tym przedsięwzięciu, a nawet jeśli, to miał swoją historię, którą mógł opowiedzieć raz jeszcze, jeżeli będzie musiał.
-
- Stać! - rzucił jeden z trzech milicjantów Imperium pilnujących wejścia do słynnego Pałacu Hoodoo, największego kasyna w Oskad i jednocześnie siedziby samego Szeryfa i zarazem burmistrza Imperium. Aby poprzeć swoje słowa, wycelował w ciebie rewolwer, jego kompani zaś sięgnęli po strzelbę i karabin. - Czego tu chcesz i kim ty, u diabła, jesteś?
-
-- Najemnikiem, weteranem – podciągnął rękaw, żeby ukazać zwyczajną, ludzką skórę – człowiekiem, poszkodowanym przez magię. Nie zjawiłbym się, gdybym nie słyszał o dobrze płatnej robocie.
-
Widocznie się wahając, kompani milicjanta po czasie opuścili broń, a on sam dołączył do nich chwilę później.
- Zaprowadzę cię do szefa. - powiedział z lekką niechęcią, wskazując ruchem głowy na kasyno. -
Skinął głową na znak, że rozumie, po czym zeskoczył z siodła i przywiązał konia. Następnie ruszył za milicjantem.
-
Kasyno w Imperium, jak chyba zawsze, pełne było klientów wszelkiej maści, ale tylko z wyższych sfer, bo tylko takich stać było na wejście tutaj, nie licząc może barmanów, krupierów, kelnerek i tancerek. Nie dane było ci jednak zapatrzeć się na to miejsce, bo milicjant poprowadził cię od razu na piętro, gdzie wprowadził cię do eleganckiego gabinetu, w którym to zastałeś właściciela tego kasyna, a także burmistrza i Szeryfa Imperium, Hoodoo Browna.
-
James Alexander Hawkins
Ciężkie dudnienie kół, obracających się na torach, był mi już bardzo dobrze znany. Oczywiście nie mogło zabraknąć też, co jakiś czas, charakterystycznego stuknięcia, oznaczającego, że koło wjechało na szczelinę pomiędzy elementami toru. Ach, no i nie można zapomnieć o ciągłych świstach pary, które wydobywały się z lokomotywy.
Pociągowi, którym jechałem w stronę Imperium, daleko było od czegoś takiego jak luksus. Człowiek już za bardzo zdążył się przyzwyczaić do tych wszystkich ekspresów pędzących po torach w nadmorskich koloniach. Tam wagony były obite elegancką boazerią, siedzenia były wykonane z miękkiej skóry, a z sufitu zwisały czasami nawet żyrandole, które oświetlały całe wnętrze. A tu? Ech, szkoda gadać. Oczywiście, nie mam tego nikomu za złe - nie przyszło mi w końcu znaleźć żadnego luksusowego pociągu pędzącego do Oskad. No więc siłą rzeczy trzeba było wybrać pociąg drugiej klasy.
Skóra, na której siedziałem, niestety nie należała do najlepszych. Była niewygodna, wręcz twarda, a do tego łatwo się nagrzewała. Podczas jazdy musiałem wielokrotnie wstawać z miejsca, żeby dać odpocząć pośladkom, bo myślałem, że przez temperaturę siedzenia zaraz będę miał szynkę gotowaną.
Nie było też żadnej obsługi pytającej o to, czy trzeba kawy lub herbaty. A napiłby się człowiek takiej dobrej herbaty. Oj napił.
Za oświetlenie odpowiadało kilka lamp naftowych. Tak się składało, że nad moim siedziskiem znajdowała się akurat jedna.
Żeby umilić sobie czas podróży czytałem gazetę, w której mowa było o kursach akcji giełdowych, kursach metali szlachetnych, inflacji i tym podobne. Oprócz tego pod ręką miałem też książkę Waltera, Początki Gorączki, która opowiadała o człowieku, który postanowił wyruszyć do Oskad, aby odnaleźć trochę złota.
Obok mnie siedział właśnie Walter, a przed nami - David. Na razie milczeliśmy, bo nikt nie wiedział od czego zacząć rozmowę.
Dalej siedziała reszta mojej bandy poszukiwaczy surowców. Paul siedział z Louisem i rozmawiali o planach na przyszłość (to Paul w ogóle ma jakieś plany?); Arthur rozmawiał z Lukiem o tym, jaka broń jest najlepsza; Carol siedział z moimi pachołkami od noszenia różnorakich pierdół, a sam Carol opowiadał o swoich wyczynach jako poszukiwacz złota.
W końcu nie mogąc wytrzymać tej ciszy pomiędzy mną, Davidem i Walterem. Postanowiłem więc zacząć luźną rozmowę o interesach.
-- Ech – zacząłem – W gazecie piszą, że inflacja na Kontynencie znów odrobinkę wzrosła. Źle zrobiłem nie inwestując w nic mojego złota. Mam nadzieję, że rząd coś z tym zrobi, bo nie chcę tracić cennych pieniędzy, które mogę wykorzystać na tworzenie nowych miejsc pracy. A ty David, masz jakieś plany w co dalej inwestować? Może polecisz mi jakieś spółki, których akcjami warto się zainteresować?//jak masz czas, to możemy oczywiście zrobić sobie taką rozmowę o interesach i tym podobne. A jak czasu nie masz, to możesz mnie oczywiście od razu tepnąć na dworzec w Imperium.//
-
- Słyszałem, że w mivockich puszczach rosną rośliny o niemal cudownych właściwościach leczniczych. - odpowiedział, schodząc na temat swoich zainteresowań. - Wiem, że brzmi to jak bajka, ale widziałem kwiat takiej rośliny na własne oczy, podczas moich studiów. I naprawdę czynił on cuda. Problemem są tylko dzikusy, które zazdrośnie strzegą choćby płatka takiej rośliny. Gdyby udało się zdobyć choć kilka sadzonek, można by pomyśleć o założeniu wielkiej plantacji, która mogłaby zwrócić się w mniej niż rok.
-
-- Doprawdy? – spojrzałem na Davida. – Brzmi niezwykle. Taka roślina z pewnością dałaby niezwykłe zyski. Co prawda wątpię, że będziemy przejeżdżać przez jakieś mivockie puszcze… Ale może jak będziemy wracać z naszej przygody to uda nam się zachaczyć o jakąś puszczę. Ale z tego co słyszałem to dzikusy żyją w dość dużych społecznościach. Nie będzie łatwo tam w ogóle się zbliżyć. Bóg jeden wie jak wyczulone zmysły mają te dzikusy. A o dostaniu się do takiej rośliny wolę nie wspominać, skoro sam powiedziałeś, że strzegą każdego listka, każdego płatka tej rośliny. I tu nam raczej nie pomoże nawet broń palna. No, ale zobaczymy. Przyjechaliśmy tu poszukiwać minerałów, więc najpierw zakończymy to zrobić, a później zobaczymy, czy w ogóle możliwe jest dostanie się do puszczy dzikusów – podniosłem cztery litery z tego niewygodnego siedzenia i wyjrzałem za okno. Ciekawe ile jeszcze drogi zostało do Imperium…
-
Powiedziałeś właściwie już wszystko, co można było powiedzieć w tej kwestii, więc cisza zapanowała na dłuższą chwilę. Mijana za oknem pociągu preria zdawała się dłużyć w nieskończoność, od czasu do czasu urozmaicana stadami różnych zwierząt, samotnymi ranchami czy gospodarstwami i tym podobnymi. Aż nagle pociąg zaczął hamować. Przez chwilę wydawało się, że to jakiś nieplanowany postój, bo jak okiem sięgnąć wszędzie wokół preria, ale jakby uspokajając takie domysły, przechodzący przez wagon konduktor kilkukrotnie zapewnił pasażerów, że wytracanie prędkości jest spowodowane tym, że za zaledwie kilka minut znajdziecie się na dworcu kolejowym w Imperium.