Los Angeles
-
Starała się Cię ignorować, choć przychodziło jej to ze sporą trudnością. W końcu w krótkofalówce słychać było suchy trzask i odezwał się jakiś głos, a kobieta spojrzała na Ciebie niepewnie. Najwidoczniej nie była pewna czy to ona ma porozmawiać z mężem, czy przekazać krótkofalówkę Tobie.
-
Ponaglił ją gestem dłoni. - Na dalej, powiedz mu, że to poważna sytuacja.
-
Tak też zrobiła, choć trzaski zakłóciły odpowiedź Danielsa, przynajmniej dla Ciebie. Akolita tymczasem skończył uzbrajać i pokładać ładunki wybuchowe, a wszyscy towarzyszący Ci Fanatycy zajęli pozycje do odparcia ewentualnego szturmu.
-
Wyrwał jej krótkofalówkę i odezwał się:
- Ok skoro już przekonałeś się, że mamy twoją żonę, przekaże ci o co chodzi najprościej jak się da. Jesteśmy w twoim domu. Żonka ma na sobie bombę. Twoje żołnierzyki otoczyły dom i nie dają na przejść. Powiesz swoim ludziom, aby dali nam przejść i poczekasz na dalsze instrukcje, albo baba wyleci w powietrze. Szkoda by stracić… - objął kobietę ramieniem i przyciągnął ją, po czym lubieżnie polizał ją po policzku - …taki smaczny towar, więc nie próbuj żadnych sztuczek. To ja trzymam detonator i jeśli go puszczę, bomba wybuchnie. Zrozumiałeś? Odbiór. -
Kobieta ledwo powstrzymała się od krzyku, a z krótkofalówki jakiś czas nie dochodziła żadna odpowiedź.
- Dobra. Zrobimy tak. Nie wiem kim jesteś ani czego chcesz, ale nie dbam o to. Zdechniesz. Rozwalę Ci łeb z radością, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. -
- Możesz próbować. Ale muszę cię ostrzec - jestem jednym z tych wybranych przez Boga. Tacy jak ja nie umierają. Bez odbioru. - Rozłączył się i przypiął krótkofalówkę do pasa. Przez chwilę patrzył w milczeniu na jeńca, po czym szyderczo się uśmiechnął i zaczął miętosić jej piersi. Kiedy skończył powiedział do podwładnych - Załóżcie na nią C4 i niech ktoś poda mi detonator. Dzięki mnie mamy drogę wolną. - Podszedł do okna, żeby ostrożnie obserwować kiedy rozkazy dotrą do okrążających ich Milicjantów.
-
Kobieta próbowała Ci się wyrwać, ale bezskutecznie. Jej opór nie dał też nic później, gdy zakładano jej materiały wybuchowe. Miały posłużyć do wysadzenia jakiegoś budynku, najlepiej pełnego Milicjantów, a nie w tym celu, więc przymocowanie ich trochę zajęło i nie było najlepsze, ale sam efekt psychologiczny na pewno zrobi swoje. No i została Wam połowa ładunków. Tymczasem Tobie spec od dużego BUUUUM!!! wręczył detonator, z nastawioną już trupią główką, a Milicja powoli cofała się, choć nie odeszli zupełnie.
-
- Cofają się. Posłuszni jak szczeniaki. Możemy już chyba iść, będą nas obserwować więc nie zróbcie czegoś co może ich sprowokować. - Wyszedł z domu i wyraźnie pokazując trzymany detonator, zaczął prowadzić ich z powrotem do domu nr 58. W głowie rozwijał mu się już kolejny genialny plan i potrzebował odbyć jeszcze jedną rozmowę zanim połączy się z resztą grupy.
-
Milicjanci śledzili Cię cały ten czas, co tylko udowodniło, jak głupi czy niedoświadczeni byli, bo teraz równie dobrze inna banda Fanatyków mogła wykorzystać zamieszanie, jakie wywołałeś, aby wtargnąć jeszcze głębiej w ich terytorium. Niestety, nikogo takiego nie było w pobliżu, w Wy zdołaliście dotrzeć do celu bez większych przeszkód.
-
Rozkazał Tomowi odpiąć krótkofalówkę,włączyć ją i przystawić mu do ust, gdyż sam miał zajętą rękę. Zaczął ponownie wywoływać Danielsa, a kiedy ten się odezwał, od razu zaczął mówić:
- Cicho bądź, teraz ja będę mówił. Naprawdę jestem zaskoczony jak łatwo jest wejść wprost do waszego grajdołu zrobić co się chce. Wy w ogóle się staracie? Nie będę ukrywać, po co właściwie tu przyszedłem - po twoją głowę, ale z uwagi na okoliczności jest to teraz bardzo utrudnione. Oboje tkwimy w impasie, więc mam do zaoferowania rozwiązanie. Rozwiązanie, dzięki któremu odzyskasz żonkę i na pewien czas odwleczesz śmierć, a ja załatwię dużo pilniejszą sprawę. Na pewno mówi ci nazwisko Bonaventura Christ i masz możliwości aby ściągnąć. Oto jak to zrobimy: na razie żonka pójdzie ze nami, a ja dam ci czas na załatwienie wszystkiego. Następnie odezwę się ponownie i powiem ci gdzie będę czekać z kochaną zakładniczką, a ty wyślesz naszego super komandosa, aby spróbował mnie zabić. Tylko tego chcę. Jeśli ja go zabiję przysięgam, że wypuszczę twoją żonę. Jeśli Bonaventura zwycięży, cóż wszyscy powinniście być szczęśliwi. Nieważne jaki będzie wynik starcia, ty wygrasz. Czy to nie świetna propozycja? Więc jak? Zgadzasz się? I zanim znowu mnie zwyzywasz. Ostrzegam, że negatywna odpowiedź będzie skutkować negatywnym wynikiem pulsu twojej żony! -
Pewnie wahał się, czy w ogóle można Ci ufać, ale najwidoczniej zagranie na miłości do jego żony i jej bezpieczeństwie odniosło pewien efekt, bo po chwili ciszy usłyszałeś krótkie potwierdzenie. Albo tak dobrze udawał, albo po tonie głosu możesz w końcu przyznać, że go złamałeś.
-
- No i fajnie. Nie sadziłem, że to kiedyś powiem, ale wygląda na to że staliśmy się od teraz prawie-przyjaciółmi. Pamiętaj wywiąż się ze swojej części umowy, a ja wywiąże się ze swojej. - Był to pierwszy człowiek jaki mógł mu pomóc spotkać się z Bonaventurą, więc zależało mu na tym aby się nie rozmyślił. Dlatego chciał zdobyć jego przychylność i przekonać go o swoich dobrych intencjach. - Naprawdę, to nie musi się źle kończyć, ani dla ciebie ani dla twojej żony. Chcesz… z nią porozmawiać zanim się rozłączę?
-
- Chcę dostać gwarancję tego, że dotrzymasz swojej umowy. - odparł, znowu wrócił mu hardy ton, co mogłeś sprowokować swoimi słowami. - A później z nią porozmawiać.
-
- W porządku. Przysiągam na ten Krzyż Chrystusa i Biblię, że dotrzymam umowy a jeśli skłamię to niech moja dusza na zawsze cierpi w piekle. Nie lekceważ tego. Wy niewierni może nie uznajecie żadnych wartości, ale my poważnie traktujemy przysięganie na Boga. To najlepsza gwarancja jaką mogę ci dać, chociaż nie muszę. Przekazuję krótkofalówkę - skinął głową aby Tom dał urządzenie więźniarce
-
Rozmowa była krótka, bo ani on, ani tym bardziej ona nie mogli pozwolić sobie na coś więcej. Nie słyszałeś nic ciekawego poza szumami i klasycznym chyba biadoleniu o wzajemnej miłości, tym, że będzie dobrze i tak dalej.
-
Kiedy już skończyli rozmowę i wyłączyli krótkofalówkę. Powiedział do akolity odpowiedzialnego za materiały wybuchowe:
- Okej, nie będziemy już tego potrzebowali więc możesz zabezpieczyć ponownie to C4. Od ściskania detonatora zaczyna mi już cierpnąć ręka. -
- Nie lepiej mieć jednak jakąś formę zabezpieczenia? - zapytał niepewny akolita, który widocznie tak bardzo nie ufał Danielsowi, zresztą słusznie, choć wątpliwe, aby ten rzeczywiście Was wystawił. Pewnie nienawidził Fanatyków, ale nie mógł nienawiści tej przełożyć nad miłość do żony.
-
- Nah, nie widzę potrzeby. Zresztą jak niby mają się dowiedzieć, że odłączyliśmy bombę. A teraz przyda mi się wolna ręka. Odłączaj.
-
Pewnie mimo wszystko upierałby się przy swoim pomyśle, ale widział już, jaki potrafisz być nieobliczalny i pewnie obawiał się, czy może to też odbić się na ludziach, którymi dowodzisz, zwłaszcza, że on był tylko zwykłym akolitą. Dlatego po kilku chwilach uporał się z tym wszystkim, wykonując Twój rozkaz.
-
Poruszał zdrętwiałymi palcami.
- Ahhh od razu lepiej. - Zwrócił się do reszty,skupiając wzrok na dwóch akolitach. - Jak już mówiłem, zabezpieczenie jakim jest bomba nie będzie już dłużej potrzebne. Tak wiem, wiem. Wiem co pewnie sobie teraz myślicie. “Po jaką cholerę wchodzimy w układ z Danielsem, skoro obiecałem Nawróconemu za wszelką cenę go zabić”? - Na wasze nieszczęście obiecałem już komuś dużo ważniejszemu zabicie syna Antychrysta i pozbędę się każdego kto stanie mi w tym na drodze. Nie miał wątpliwości, że ci dwaj powtórzą jego negocjacje z Danielsem, słowo w słowo Nawróconemu, a to wywoła niepotrzebne komplikacje. To równy gość, ale niestety nie posiadał wizji, nie rozumiał że czasem trzeba coś poświęcić dla ważniejszych celów. Na pewno by mnie nie wysłuchał i nie pozwolił wykorzystać żony Danielsa do przeprowadzenia zasadzki, jeśli usłyszałby że zignorowałem jego rozkaz Tak więc musiał przekazać wszystkim nieco zmienioną wersję wydarzeń, nie wątpił że jego ludzie będą trzymać język za zębami, a kobiecie zależało na ujściu z życiem. Ale ci dwaj nie mogą wyjść stąd żywi. Kontynuował - Odpowiedź jest banalnie prosta - wcale nie zamierzam się z nim dogadywać. Cały ten plan to jedynie blef by uśpić jego czujność. Widzicie… - wziął dwóch akolitów pod ramiona i podprowadził ich do okna i stanął lekko za nimi - …kiedy po raz pierwszy rozmawiałem z nim przez krótkofalówkę słyszałem tam odgłosy walki synchroniczne z tymi jakie mogliśmy słyszeć my tutaj. To oznacza, że nie jest w innej części miasta tylko w okolicy. Kiedy to zrozumiałem wiedziałem, że nie mamy szans dostać się do niego, więc musiałem coś wymyślić. Teraz pewnie czeka tam zmartwiony i zupełnie nieświadomy tego, że jednak przyjdziemy po niego. Musimy tylko dowiedzieć się gdzie jest. Na szczęście podejrzewam gdzie. Po odgłosach w krótkofalówce przyjąłem, że jest gdzieś w tamtej okolicy - wskazał kierunek - Znałem to miejsce przed apokalipsą i wiem, że znajduje się tam jeden budynek który idealnie nadawałby się na kwaterę główną, tak więc… - w miarę jak to wszystko mówił cofnął się odrobinę i powoli kierował rękę do kabury z pistoletem obserwując dwóch akolitów i upewniając się, że są skupieni na widoku za oknem. Kiedy już uchwycił pistolet i upewnił się, że akolici wciąż są nieświadomi błyskawicznie wyciągnął broń i strzelił w człowieka po prawej, a w plecy tego po lewej wbił szpikulec zastępujący jego dłoń