Los Angeles
-
Kuba1001 Zohan:
‐ Nie odezwał się ani razu odkąd się do nas przyłączył… Ale że sam rozbił łby tuzinowi Zombie, które mogły odciąć nam drogę ucieczki i rzucić się nam na plecy, to nie opieraliśmy się, gdy ruszył dalej z nami. ‐ wyjaśnił Rick w imieniu kompana.
Reich:
Po kilkunastu minutach bezowocnego szukania Charles chyba coś znalazł. Za pomocą swojego ekwipunku zaczął otwierać drzwi, pozostali szturmowcy byli w pobliżu. Już niemalże skończył, kiedy przez drewno przeszła seria z jakiejś broni palnej, najpewniej karabinu szturmowego, która podziurawiła mu brzuch. Fanatyk padł trupem na miejscu, Jeremy zaczął również strzelać ze swojego pistoletu maszynowego, a Wariat zniszczył kilkoma strzałami to, co zostało z zawiasów, a drzwi wpadły do środka, otwierając Wam drogę. -
-
Reichtangle // Wydawało mi się, że ustaliliśmy, że Roger został w szpitalu? Jeśli nie to niech wszystko leci dalej, jeśli nie uznajmy że Tom rozwalił drzwi//
Nie miał co krzyczeć rozkazów, bo jego ludzie i tak pewnie wiedzą co robić dalej, więc po prostu zaczął szybko kierować się pod wejście do domu. -
Kuba1001 Zohan:
Ktoś wskazał CI pozycję Słońca na niebie, niezawodny zegar w tych trudnych czasach, acz rzeczywiście, Twój niedawny rozmówca podwinął rękaw i odczytał godzinę z tarczy zegarka. Była obecnie osiemnasta czterdzieści siedem.
Reich:
Gdy tam dotarłeś, było po imprezie, pozostali, poza trupem, weszli do środka i zaczęli przeszukiwać każdy kąt na parterze, aby wywlec tę kanalię za fraki żywą lub martwą. -
-
-
-
-
-
Kuba1001 Reich:
Parter sprawdzony i zabezpieczony, tu go nie ma, więc siłą rzeczy musiał ukryć się na piętrze.
Zohan:
‐ Jedna osoba na warcie to słaby pomysł, zwłaszcza jeśli zaśnie albo da się zaskoczyć. Też zostanę. ‐ powiedział Twój dotychczasowy rozmówca, którego argumenty Cię przekonały, acz poza tym nie mogłeś pozbyć się wrażenia, że chce po prostu mieć na Ciebie oko i nie dopuścić do tego, żebyś ich okradł lub poderżnął im gardła, gdy będą spać. -
Reichtangle Wyobraził sobie jak, przyczajony wróg po raz kolejny zastrzeli, któregoś z jego przyjaciół , gdy ci będą wchodzić po schodach, więc postanowił nie ryzykować.
‐ Wszyscy na zewnątrz i obstawić wszelkie drzwi i okna, gdy tylko coś zobaczyć od razu strzelać! ‐ zatrzymał Lawrenca ‐ Ty podpal schody. -
-
Kuba1001 Reich:
Uśmiechnął się tak, jak uśmiechać mógłby się tylko prawdziwy Fanatyk i z rozkoszą zaczął wypełniać Twój rozkaz, podczas gdy pozostali ewakuowali się na zewnątrz, nim zrobi się tu gorąco, dosłownie i w przenośni.
Zohan:
//Parter, na którym się obecnie znajdujecie, i pierwsze piętro.//
‐ Niewiele tu mebli, ale niech inni się tu rozejrzą. Ty idziesz ze mną na piętro, młody. Broń w łapę, oczy szeroko otwarte, uszy też. Ja idę na szpicy. ‐ powiedział, wyciągając pistolet z kabury i idąc na górę. -
-
-
Kuba1001 Zohan:
Przeszukaliście całe piętro i nie znaleźliście nic. Niby dobrze, bo oznacza to brak Zombie i innych niespodzianek, ale też źle, bo nie macie nic przydatnego, może poza meblami, które mogą posłużyć do zabarykadowania drzwi i okien na parterze.
Reich:
Najpewniej jeszcze by tu trochę zabawił, ale wykonał rozkaz bez szemrania. Ogień szybko zaczął pochłaniać kolejne partie domu, więc teraz pozostaje tylko czekać, aż komandos zginie w płomieniach, udusi się lub wyskoczy z płonącego budynku ku Wam, przeznaczeniu i swojemu marnemu końcowi. -
-
-
-