Nowy Jork
-
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Odkąd przysłali nas tu na posterunek, żeby zluzować podziurawioną jak sito załogę, która obsadzała go wcześniej, nie wyściubiliśmy stąd nosa, także nie znamy okolicy w ogóle. ‐ odparł jeden z żołnierzy.
‐ Ta. Ty prowadź, my strzelamy. ‐ dodał drugi, kręcąc popisowego młynka swoją bronią.
‐ Oho. ‐ mruknął tamten. ‐ Patrzcie go! Znalazł się, John Pie**olony McClane.
Ray:
Oni nie byli nastawieni tak przyjaźnie, jak Ty. Nie ma co się im dziwić, zaufanie bywało towarem bardziej deficytowym niż amunicja, a oni woleli przeżyć niż zaufać z miejsca jakiemuś szerzącemu się kolesiowi. Dlatego wszyscy czterej wycelowali w Ciebie broń. Dopiero z bliska zauważyłeś, że są bardzo dobrze wyposażeni, bo w karabinki szturmowe i pistolety maszynowe, a w kaburach przy pasie tkwiły pistolety i noże bojowe. Mieli kompletne mundury armii amerykańskiej, ale własnoręcznie ozdobione motywami czaszek, piszczeli i tym podobnych, oraz opaskę z wymalowaną w narodowe barwy USA literą L na ramionach.
‐ A ten skąd się urwał? ‐ zapytał jeden z żołnierzy swoich kompanów.
‐ Na pewno nie jest stąd. Co nie, młody? ‐ dodał inny, zwracając się bezpośrednio do Ciebie. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ Fanatycy, Szarańcza, Kartel, Bandyci i reszta tego ścierwa, którego jest tu pełno. Wymieniać dalej czy przestaniesz udawać głupa?
Antek:
Po drodze natrafiliście na tylko jednego Zombie, którego tamci zatłukli kolbami pistoletów i gołymi rękoma. Choć to nie sprawiało im żadnej trudności, to mieli jednak obawy przed wejściem do kanałów, nawet pomimo masek przeciwgazowych na twarzach. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Pamiętasz, co nam powiedzieli, gdy nas tu przysłali? ‐ zagadnął jeden z żołnierzy swojego kompana.
‐ Że alkohol na lewo, a panienki na prawo? ‐ zapytał tamten z przekąsem.
‐ Nie. Że będziemy siedzieć w gównie po zęby trzonowe. Ku*wa, mieli rację.
‐ Pie**olę, będę tym śmierdzieć bity tydzień, jak nie lepiej… Dobra, szefie. Prowadź, zanim się rozmyślimy.
Ray:
‐ No to daj nam chociaż jeden powód, żeby puścić Cię wolno, a nie zastrzelić i zabrać ekwipunek. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Masz szczęście, że jesteśmy profesjonalistami, bo jeszcze byśmy wzięli to na serio.
‐ Profesjonalistami od czego? Babrania się w gównie?
‐ Och, zamknij w końcu mordę.
W kanałach, jak to kanałach, śmierdzi na potęgę, jest ciemno i wilgotno. Aktualnie stoicie po kolana w wodzie, kale, moczu i innych tego typu przyjemnościach. Pozostaje wyjść stąd jak najszybciej i modlić się o to, żeby te bajki o aligatorach mieszkających w kanałach rzeczywiście były tylko bajkami.
Ray:
‐ Mamy noże i pięści, możemy zatłuc Cię albo zadźgać bez zmarnowania choćby jednego naboju. -
antekk5
Zaczął w takim razie prowadzić swoich kompanów przez kanały do momentu, kiedy znajdą następną studzienkę kanalizacyjną. Wtedy mógłby sprawdzić, gdzie oni do jasnej cholery poszli i zdecydować, czy tam ma się dokonać zwiad, czy też trzeba będzie dalej babrać się w gównie.
‐ Żeby tylko nie mieli racji o tych zasranych aligatorach. ‐ pomyślał. -
-
Kuba1001
Antek:
Około dwudziestu śmierdzących i obsranych po kolana minut później mogliście wreszcie wyjść na powierzchnię. Teoretycznie moglibyście zrobić to nawet pięć minut wcześniej, ale jednak wszyscy raźno wybrali dalszą podróż kanałami niż zmierzenie się z hordą przynajmniej kilkudziesięciu Zombie różnych rodzajów, które wypatrzyłeś wokół studzienki.
Ray:
‐ Dobra, młody. Spi***alaj, póki mamy dobry humor, ale żebym Cię tu więcej nie widział. I ciesz się, że to nasz rewir, bo jakbyś trafił na Bandytów, to już dawno byłbyś martwy. W najlepszym przypadku. Jesteśmy Legionem, a więc nie tak źle. ‐ powiedział żołnierz i poprowadził grupę dalej, choć wszyscy zerkali na Ciebie od czasu do czasu, chcąc mieć pewność, że nie spróbujesz wbić im noża w plecy ani nic w tym guście. -
-