Nowy Jork
-
- Bienkowski! - krzyknął oficer, a postawny Afroamerykanin wystąpił o krok naprzód. - Pogoń tę galaretę na nogach, wszystkich trzech. Dwa okrążenia wokół bazy, w pełnym rynsztunku.
- Sir, z całym szacunkiem, ale cztery okrążenia to chyba za mało.
- Masz rację, sierżancie. Niech zrobią sześć.
- Osiem?
- Dokładnie, dziesięć. A teraz nie zawracajcie mi dupy. - potwierdził dowódca i odwrócił się na pięcie, a szeregowi żołnierze zaczęli się rozchodzić, zostali tylko tamci dwaj, którzy towarzyszyli swojemu przełożonemu.
- Słyszeliście dowódcę?! - wydarł się czarnoskóry sierżant, machając Wam nad głową pałką, którą przy dobrym zamachu mógłby złamać nawet kość. - Dwanaście okrążeń wokół bazy, tylko z życiem, albo Wam kręgosłupy przez dupska powyrywam i wyślę w paczce na Grenlandię jako ozdoby świąteczne! -
- W takim razie trzeba będzie zrobić czternaście jebanych okrążeń. - pomyślał i zaczął biec najszybciej jak się da wokół bazy, i to czternaście razy. Jeśli starczy mu sił.
-
Rozkaz brzmiał dwanaście, więc powinniście pobiec dokładnie tyle, oficer mówił już coś o wyłamywaniu się z rozkazów… Na szczęście dla Ciebie, nie miałeś okazji wybić się przed szereg, bo już po ośmiu kółkach w pełnym rynsztunku bojowym zaczynałeś z trudem łapać oddech, to gdy sierżant pozwolił Wam odpocząć pod zakończonych dwunastu, nie miałeś nawet sił, aby protestować.
- A teraz za mną, przedstawicie się nowemu dowódcy i niech Bóg ma Was w swojej opiece. - powiedział po pięciu minutach sierżant i wstał, prowadząc Was wgłąb bazy. -
- Miejmy nadzieję, że zrobimy na nowym dowódcy dobre pierwsze wrażenie. - odparł do swoich kompanów.
-
Waszym nowym dowódcą okazał się ten, który towarzyszył oficerowi zarządzającemu tym burdelem, sądząc po dystynkcjach, był to sierżant. Wygląd był już Wam znany, dodać do tego należy chyba całą gamę broni białej, mianowicie dwa długi noże, maczetę i kilkanaście mniejszych nożyków do rzucania oraz parę pistoletów. Na Wasz widok mężczyzna zgasił resztki palonego papierosa podeszwą buta i przedstawił się:
- Sierżant Jovan Lacević, Wasz nowy dowódca. A Wy jak się nazywacie i skąd jesteście? -
- Porucznik Arthur Patton, Anglik z Birmingham. - odparł.
-
- Szeregowy David Jones, Waszyngton.
- Szeregowy William Fisk, Los Angeles.
Gdy Twoi kompani się przedstawili, sierżant skinął głową.
- Obecnie macie wyższą szarżę, poruczniku, ale nie przyzwyczajajcie się, nic nie trwa wiecznie. Prawdopodobnie jeszcze dziś przyjdzie pismo o Waszej degradacji, pewnie do stopnia kaprala. Wciąż lepsze niż pluton i ścianka, prawda? -
- Tą, wciąż jest to lepsze niż ścianka. Mam nadzieję, że w przyszłości znowu uda mi się awansować na stopień porucznika. - odparł.
-
- Okazji do odznaczeń w naszej jednostce nie brakuje. Gorzej, że jak ktoś się wykaże, to rzadko kiedy ma okazję dostać awans albo medal za życia.
-
- No, panowie, mam nadzieję, że przeżyjecie, żebyście mogli w przyszłości awansować. - odparł do swych towarzyszy.
- Sir, postaramy się przeżyć jak najdłużej, jak to możliwe. - powiedział do sierżanta, salutując mu. -
- Uważaj na swój entuzjazm, młody, może Cię jeszcze zgubić. Mój ojciec lubił mówić, że piekło jest wybrukowane właśnie dobrymi chęciami.
-
- Ta, nadzieja matką głupich, jak to mówią.
-
- Powiedzmy. Pytania? Pewnie zżera Was ciekawość, co?
- Mnie to zżera co innego, panie sierżancie! - odpowiedział jeden z żołnierzy.
- Taaa, stołówka to dobry pomysł. -
- Możemy sprawdzić, co podają w stołówce.
-
- Każda armia maszeruje na żołądkach. - mruknął sierżant pod nosem. - Jak wolicie, ale czas na pytania minął, bawcie się na własną rękę. - dodał i wskazał Wam jeszcze odpowiedni budynek, a sam odszedł w sobie tylko znanym kierunku.
-
- To idziemy, panowie. - rzekł do swoich kompanów i ruszył w kierunku stołówki.
-
Stołówka była dość duża, chyba mogła pomieścić i nakarmić nawet batalion piechoty. Niemalże całą przestrzeń zajmowały duże stoły, a także ustawione wokół nich krzesła czy ławy. Resztę zajmowało coś na kształt długiego szwedzkiego stołu, z którego mogliście nakładać sobie jedzenie. CO prawda trzeba było odstać w kolejce, ale teraz nie było tu prawie nikogo.
-
//Halo, halo, straciliśmy kontakt z bazą. Co się dzieje?//
-
// Halo, halo, po prostu nie miałem pomysłu, co napisać. Bez odbioru, sierżancie. //
Sprawdził, co znajduje się na szwedzkim stole. -
Świeżego jedzenia na pewno tu nie mieli, musiałeś zadowolić się racjami żywnościowymi, obecnie wyglądającymi jak papka, która różniła się od siebie jedynie konsystencja i kolorem, a w smaku były pewnie równie złe, co w wyglądzie.