Pustynia Śmierci
-
-
Radiotelegrafista
— …Jasne. — Odpowiedział, nieco zbity z tropu, bo wyrwany z zamyślenia. Od razu nalał sobie nieco wody, by zwilżyć gardło przed długą nocą gry. Ostatnie czego potrzeba muzykowi to zagłuszanie gry przypadkowym kaszlem i rzężeniem. Spytał także Hugha: — A kiedy pojawią się pozostali? —
-
-
-
-
-
Kuba1001
Skinął głową i po kilkunastu minutach wrócił z jakimś smażonym ptakiem, choć możesz co najwyżej udawać, że to kurczak, najpewniej to jakiś kruk czy sęp, których pełno w okolicy. Ale lepiej, żeby nie było to żadne z tych zwierząt, które żywią się martwymi Zombie, a później chorują i po spożyciu infekują też ludzi…
-
-
Kuba1001
To, czy zafundujesz sobie śmierć w męczarniach albo bolesną sraczkę nie jest jeszcze do końca pewne, ale faktem jest, że mięso było dość smaczne, dobrze wysmażone i przyprawione, więc uporałeś się z nim dość szybko, w końcu rzadko kiedy masz okazję żywić się czymś takim, zwłaszcza w swojej długiej wędrówce.
-
-
Kuba1001
Gitara gotowa, tym czasem pierwsi goście zaczęli wchodzić do baru. Typowi ludzie pustkowia, wędrowcy, najemnicy, poszukiwacze skarbów, dla których codziennością było przeszukiwanie wraków, ruin i tym podobnych. Pewnie w tym tłumie byli też zwykli handlarze, pracownicy Gniazda Tułacza i bandyci, handlarze niewolników i inne szumowiny, w końcu szef tego miejsca nie chciał mieć wrogów, a jego liberalne poglądy co do klientów znacząco temu sprzyjały.
-
Pewnie i tak, ale co można na to poradzić? Taka dzisiaj rzeczywistość, że każdy chwyta się wszelkich zawodów. Niepokój Dice’a za to zaczęła powodować nieobecność innych grajków i śpiewaków. Zawsze przychodzili tak późno? Dla spokoju własnego sumienia Dice zaczął już nieśmiało pobrzdękiwać na gitarze, chcąc zapewnić jakakolwiem muzykę do czasu przybycia pozostałych.
-
Jak na razie nie wzbudziłeś większych emocji, ludzie żeby słuchać muzyki, musieli najpierw mieć co jeść i pić, więc to barman skupił na sobie całą ich uwagę. Do czasu, gdy do baru weszły trzy kobiety, chyba jakieś tancerki lub śpiewaczki, z którymi będziesz musiał pracować, a witano je tu różnymi okrzykami i aplauzem. Nie ma co się dziwić, dla tych ludzi spędzających życie na wyjałowionych pustkowiach w okolicy widok kobiet był czymś rzadkim, a tutaj nie dość, że były trzy, to jeszcze wszystkie były bardzo urodziwe, umalowane, odziane w krótkie spódniczki, gorsety podkreślające to i owo, buty na obcasie do połowy łydki i pończochy. Najpierw wąsaty rewolwerowiec, potem klasyczny saloon, teraz one: To miejsce coraz bardziej zaczynało przypominać Ci klasyczny Dzikich Zachód, jaki kojarzysz z książek i filmów.
-
Rzeczywiście, Dziki Zachód jak z malowanego obrazka. Nie było to jednak do końca wspaniałe, bo w końcu w dużej ilości westernów to właśnie czarny bohater grał rolę niewolnika. Choć tamte czasy już przeminęły, tak historia niepokojąco koło zatacza.
Uśmiechnął się do tancerek gdy miał.okazję, w końcu będą współpracownikami, a dobrze jest zrobić niezłe, pierwsze wrażenie. -
- Spójrzcie, dziewczyny, świeże mięsko! - powiedziała jedna z nich, taksując Cię wzrokiem z przygryzioną dolną wargą. - Wyglądasz na milutkiego, ale poznamy się po pracy. A teraz graj, na początek nic wielkiego, byleby było skoczne.
-
— Mówisz i masz. — Odpowiedział, pstrykając palcami i zaczął grać lekką, przyjemną i skoczną melodię, idealną do takiego podrygiwania.
-
Dziewczęta zaczęły swój taniec, niezbyt wymyślny, opierający się głównie na czymś na kształt stepowania, podskoków, podnoszenia odrobinę spódniczek i podnoszenia w górę nóg. Rzecz jasna, publice to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, wszyscy świetnie się bawili przez blisko kwadrans, gdy tancerki skończyły swój numer i udały się jakimiś drzwiami na zaplecze, do garderoby czy gdziekolwiek indziej, gdzie mogłyby chwilę odsapnąć, a obowiązek bawienia publiki pozostał na Tobie.
-
Cóż, jego Bóg nie obdarzył naturalnymi wdziękami, które podobały by się gawiedzi, więc musiał polegać na muzyce. Miarowo zaczął zmieniać muzykę w bardziej spokojną, odpowiednią do sceny pozbawionej tancerek i nie przeszkadzającą w posiłku.
-
Jak na razie szło dobrze, a nikt do Ciebie nie strzelał, nie rzucał naczyniami czy sztućcami, nie wyzywał i ogółem było cudownie, a Tobie z każdą chwilą coraz bardziej podobała się ta robota.
-
W duchu podziękował Opatrzności, że przywiodła go właśnie do takiej, a nie innej roboty. Robił to co lubił, nie musiał się martwić o to, że zginie w każdej chwilii i jeszcze dostawał za to tyle, żeby przeżyć do jutra. Żyć, nie umierać. Grał dalej, nie jazgocząc przesadnie, a tak by miło się tego słuchało i nie przeszkadzało w jedzeniu.