Pustynia Śmierci
-
Kuba1001
To, czy zafundujesz sobie śmierć w męczarniach albo bolesną sraczkę nie jest jeszcze do końca pewne, ale faktem jest, że mięso było dość smaczne, dobrze wysmażone i przyprawione, więc uporałeś się z nim dość szybko, w końcu rzadko kiedy masz okazję żywić się czymś takim, zwłaszcza w swojej długiej wędrówce.
-
-
Kuba1001
Gitara gotowa, tym czasem pierwsi goście zaczęli wchodzić do baru. Typowi ludzie pustkowia, wędrowcy, najemnicy, poszukiwacze skarbów, dla których codziennością było przeszukiwanie wraków, ruin i tym podobnych. Pewnie w tym tłumie byli też zwykli handlarze, pracownicy Gniazda Tułacza i bandyci, handlarze niewolników i inne szumowiny, w końcu szef tego miejsca nie chciał mieć wrogów, a jego liberalne poglądy co do klientów znacząco temu sprzyjały.
-
Pewnie i tak, ale co można na to poradzić? Taka dzisiaj rzeczywistość, że każdy chwyta się wszelkich zawodów. Niepokój Dice’a za to zaczęła powodować nieobecność innych grajków i śpiewaków. Zawsze przychodzili tak późno? Dla spokoju własnego sumienia Dice zaczął już nieśmiało pobrzdękiwać na gitarze, chcąc zapewnić jakakolwiem muzykę do czasu przybycia pozostałych.
-
Jak na razie nie wzbudziłeś większych emocji, ludzie żeby słuchać muzyki, musieli najpierw mieć co jeść i pić, więc to barman skupił na sobie całą ich uwagę. Do czasu, gdy do baru weszły trzy kobiety, chyba jakieś tancerki lub śpiewaczki, z którymi będziesz musiał pracować, a witano je tu różnymi okrzykami i aplauzem. Nie ma co się dziwić, dla tych ludzi spędzających życie na wyjałowionych pustkowiach w okolicy widok kobiet był czymś rzadkim, a tutaj nie dość, że były trzy, to jeszcze wszystkie były bardzo urodziwe, umalowane, odziane w krótkie spódniczki, gorsety podkreślające to i owo, buty na obcasie do połowy łydki i pończochy. Najpierw wąsaty rewolwerowiec, potem klasyczny saloon, teraz one: To miejsce coraz bardziej zaczynało przypominać Ci klasyczny Dzikich Zachód, jaki kojarzysz z książek i filmów.
-
Rzeczywiście, Dziki Zachód jak z malowanego obrazka. Nie było to jednak do końca wspaniałe, bo w końcu w dużej ilości westernów to właśnie czarny bohater grał rolę niewolnika. Choć tamte czasy już przeminęły, tak historia niepokojąco koło zatacza.
Uśmiechnął się do tancerek gdy miał.okazję, w końcu będą współpracownikami, a dobrze jest zrobić niezłe, pierwsze wrażenie. -
- Spójrzcie, dziewczyny, świeże mięsko! - powiedziała jedna z nich, taksując Cię wzrokiem z przygryzioną dolną wargą. - Wyglądasz na milutkiego, ale poznamy się po pracy. A teraz graj, na początek nic wielkiego, byleby było skoczne.
-
— Mówisz i masz. — Odpowiedział, pstrykając palcami i zaczął grać lekką, przyjemną i skoczną melodię, idealną do takiego podrygiwania.
-
Dziewczęta zaczęły swój taniec, niezbyt wymyślny, opierający się głównie na czymś na kształt stepowania, podskoków, podnoszenia odrobinę spódniczek i podnoszenia w górę nóg. Rzecz jasna, publice to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, wszyscy świetnie się bawili przez blisko kwadrans, gdy tancerki skończyły swój numer i udały się jakimiś drzwiami na zaplecze, do garderoby czy gdziekolwiek indziej, gdzie mogłyby chwilę odsapnąć, a obowiązek bawienia publiki pozostał na Tobie.
-
Cóż, jego Bóg nie obdarzył naturalnymi wdziękami, które podobały by się gawiedzi, więc musiał polegać na muzyce. Miarowo zaczął zmieniać muzykę w bardziej spokojną, odpowiednią do sceny pozbawionej tancerek i nie przeszkadzającą w posiłku.
-
Jak na razie szło dobrze, a nikt do Ciebie nie strzelał, nie rzucał naczyniami czy sztućcami, nie wyzywał i ogółem było cudownie, a Tobie z każdą chwilą coraz bardziej podobała się ta robota.
-
W duchu podziękował Opatrzności, że przywiodła go właśnie do takiej, a nie innej roboty. Robił to co lubił, nie musiał się martwić o to, że zginie w każdej chwilii i jeszcze dostawał za to tyle, żeby przeżyć do jutra. Żyć, nie umierać. Grał dalej, nie jazgocząc przesadnie, a tak by miło się tego słuchało i nie przeszkadzało w jedzeniu.
-
Przez prawie godzinę szło dobrze, ale wtedy okazało się, że muzyka wcale nie łagodzi obyczajów, gdy przy jednym ze stolików wybuchła nagle bójka, a poza wymianą ciosów, zainteresowani przeszli też to bardziej radykalnych metod, choćby jeden cisnął w drugiego krzesłem, ten wykonał unik, a mebel leciał wprost na Ciebie.
-
Cholera, wiedział, że to było zbyt dobre, by utrzymać się na długo. Wystraszony wizją dostania meblem, rzucił się na bok, na plecy, by nie tylko uratować siebie, ale i gitarę.
-
Udało Ci się, a krzesło wylądowało tuż obok, uderzając wcześniej w ścianę. O dziwo, było całe. Kawał mocnego mebla.
- Odrzuć! - krzyknął Hugh, skulony za ladą, gdzie ładował właśnie pistolet, ale raczej nie jakiś prawdziwy, prędzej hukowy czy gazowy, w jego interesie nie było strzelanie w łeb awanturującym się klientom, martwy już nigdy nie wróci tu na kufelek czy dwa. -
Odrzuć? Dice miał to odrzucić w klienta? Chyba musiał się przesłyszeć. Złapał krzesło i przez moment nie wiedział co z nim zrobić. Żeby jednak nie narażać się Hughowi, odrzucił je, ale na pusty skrawek podłogi.
-
Chyba nie tego oczekiwał, bo zaklął pod nosem, a później wystrzelił w sufit z pistoletu hukowego, co momentalnie przerwało wszelkie burdy.
- Jak chcecie się bić, to nie w moim kurwa jebanym lokalu bando małych pustynnych skurwysnków, jasne?! - wydarł się, a nim ktokolwiek odpowiedział, zjawił się Twój wąsaty znajomy, a wraz z nim Ci dwaj strażnicy, których spotkałeś pod bramą, którzy wspólnie rozpędzili awanturujących się i część z nich wyrzucili z lokalu. Potem, jak gdyby nigdy nic, wszyscy wrócili do swoich spraw, drinków, rozmów i jedzenia. -
— Kurwa, już mi się tutaj podoba. — Mruknął Dice pod nosem, nawet szczerze. Niemniej martwił się tym, że zrobił coś źle w kwestii tego krzesła. Będzie musiał dopytać o to szefa po robocie, a na razie, tak jak klienci wrócili do spokojnego zachowania, on wrócił do spokojnej, choć odrobinę żywszej, rytmiczniejszej muzyki.
-
- Zjebałeś. - powiedział Hugh, ponownie stojąc za kontuarem, gdzie przecierał blat. - To była próba, a Ty oblałeś.
-
— Miałem tym rzucić w tamtego gościa? Przecież to by go jeszcze nakręciło. — Odpowiedział Dice, broniąc się. Cholera, co to była za logika?