Pustynia Śmierci
-
Zrobiły to, siadając obok Ciebie i naprzeciwko, czekając aż zaczniesz czynić honory.
-
Zaczął rozlewać trunek po kieliszkach, poczynając od tych, które należały do jego towarzyszek. W międzyczasie zapytał:
— To jak macie na imię? — Podniósł na moment wzrok. -
Przedstawiły się po kolei, a że się od siebie różniły, to bez trudu zapamiętałeś, że ta, z którą najczęściej rozmawiałeś, miała na imię Elizabeth, z kruczoczarnymi włosami i niebieskimi oczami, druga była Latynoską o imieniu Nora, a trzecia, blondynka o zielonych oczach, nazywała się Allison. Teraz chyba Twoja kolej, tak na powiedzenie czegoś o sobie, jak i napełnienie kieliszka.
-
Więc napełnił trunkiem i swój kieliszek, a potem dolał nowym znajomym, jeżeli już wypiły. Po tym, odłożył butelkę.
— Ja jestem Dice, dawniej znajomi mówili mi D-King. Właściwie to znalazłem się w tych rejonach przez przypadek - Jeszcze przed tym wszystkim podróżowałem na południe i tylko pech albo szczęście zadecydowało tak, że akurat wtedy świat jebnął. Ale…— Odchylił się na krześl: — Jak tak se myślę z kim będę pracować, to chyba było to jednak szczęście. — Posłał im szarlatański uśmiech. -
Wszystkie zachichotały, bardziej rozbawione, niż urzeczone Twoim komplementem, a potem sięgnęły po swoje trunki, upijając niewielkie łyki.
- A gdzie bywałeś wcześniej? - zagadnęła Nora, mając pewnie na myśli wojaże po wybuchu apokalipsy, ale przed dotarciem do Gniazda Tułacza. -
— Można powiedzieć, że wszędzie i nigdzie. — Upił kieliszek: — Wszędzie, bo tułałem się po pustyni i fakt, że jakiś desperat nie zrobił ze mnie swojej kolacji uważałem za całkiem dobry wynik pod koniec dnia. A nigdzie, bo to właśnie była pustynia - absolutnie nic, totalne zadupie pośrodku niczego. Mam nadzieję, że reszta świata wygląda inaczej. —
-
- Czasem gorzej, czasem lepiej… - odparła Latynoska. - Podobno cała Hiszpania i Portugalia to pustynia podobna do tej, tyle że radioaktywna.
-
Dice niemalże zakrztusił się:
— A! — Wytrzeszczył oczy patrząc z zdziwieniem na Norę: —Nie mów, co tam się stało? Jakaś elektrownia się rozsypała? — -
- Ktoś uznał, że bomby atomowe przeciwko hordom Zombie to dobry pomysł. Nie wiem, czy wypaliło, ale na tamtych terenach na pewno się odbiło dość mocno. Podobno nie da się tam chodzić bez maski i kombinezonu.
-
– Cholera. Po co takie coś robić, skoro teraz i tak te tereny są niezdatne do życia?
– Zapytał zarówno dziewczyny jak i samego siebie. -
Ani ona, ani Ty, nie mieliście odpowiedzi na to pytanie, więc siłą rzeczy rozmowa się urwała i zapadła dość nieprzyjemna cisza.
-
— No, ale to nieważne. Nic na to nie poradzimy. — Przerwał ciszę i wrócił do normalniejszej rozmowy, spijając kieliszek: — A wy? Jak się tu znalazłyście?
-
- Ja przyjechałam tu z moim facetem, który znalazł sobie fuchę jako mechanik, a ja też musiałam z czegoś żyć, więc trafiłam do baru Hugh. - odparła Nora, jako pierwsza. Inne wyraźnie wzbraniały się przed opowiedzeniem Ci swoich historii.
-
Rozłożył dłonie: — Nie będę naciskał, rozumiem was. — Odpowiedział, widząc opory Elizabeth i Allison. Przeszedł do innego tematu: — A powiedzcie, oprócz was i mnie, występują tu jeszcze jacyś muzycy? Dałbym sobie nogę uciąć, że Hugh wspominał jeszcze o kimś. —
-
- Jest kilku, mają skrzypce, gitary i trąbkę, ale nie pracują tutaj, wpadają tylko od czasu do czasu. - odparła Allison.
-
— Aha… Czyli głównie będziemy pracować tutaj sami. Nawet bardziej mi się tak podoba. — Uśmiechnął się.
-
Wzruszyły ramionami, im to chyba było obojętne, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, ilu muzyków się tu przewinęło i zginęło.
- Nie boisz się tu pracować? Wiesz, Hugh na pewno nastraszył Cię już opowieściami o tych muzykach, którzy zginęli, gdy jakiemuś podpitemu klientowi nie spodobała się grana przez nich muzyka. -
— No… — Dice pokręcił głową: — To zależy. Po części dalej uważam opowieści Hugha za w jakimś stopniu zmyślone opowiastki, ale z drugiej strony wiem, że siedzi w nich więcej prawdy niż bym chciał. Ale tak sobie myślę - Co jest lepsze? Mam trzy rzeczy do wyboru. Śmierć gdzieś na pustkowiu, powolna śmierć przy jakiejś cholernie nudnej robocie albo zajebista śmierć podczas robienia tego co kocham? Same powiedzcie co byście wybrały. —
-
- Jesteś pierwszym, który ma takie podejście. - powiedziała Nora. - Podoba mi się.
-
— Serio? Może dzięki niemu nie podzielę losu moich poprzedników. — Zarechotał głośno.