Warszawa
-
-
-
Kuba1001
Bog:
//Tak jakby nie masz nic przy sobie, podziękuj tamtym z centrum, więc uznam, że tej uwagi nie było.//
I ruszyli, choć widać, że jeszcze nie do końca Ci ufali, bo jeden szedł za Tobą, tak w razie czego.
Wiewiur:
‐ Musi wystarczyć. Możesz odejść.
Killer:
Walka z trzema na raz nie była aż tak prosta, jak mogłoby się wydawać: Jednego powaliłeś od razu, ale drugiemu wbiłeś broń nieco za mocno, przez co utknął w czaszce, co wykorzystał drugi, rzucając się na Ciebie. -
-
-
-
Kuba1001
Killer:
//Litrówka, siekiera utkwiła we łbie drugiemu, a to trzeci Cię zaatakował.//
Zohan:
W takim razie czeka Cię urocza wędrówka przez ulicę i chodnik zasłaną tym, co zostało z Zombie, gdy pozbyli się ich wojskowi… O ile na samym chodniku było jeszcze znośnie, to na ulicy miałeś do czynienia z cuchnącą mazią, która powstała po zmiażdżeniu trupów przez przejeżdżającego rosomaka.
Bog:
Idący za Tobą uznał to za dobry pomysł, więc tak właśnie uczynił.
‐ Kajdanki i knebel też, czy się obejdzie? -
-
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
W końcu pokonałeś ten cuchnący teren, jednakże buty i spodnie są albo do wymycia, albo do wyrzucenia.
Bog:
Pokiwał głową i schował je.
‐ O co chodzi?
Killer:
Nijak mogłeś kopnąć go w plecy, bo nie był odwrócony do Ciebie tyłem, więc oberwał w klatkę piersiową. Nie zrobiło to na nim żadnego efektu i niezrażony nacierał dalej, wiec nie mogłeś wyjąć siekiery.
Wiewiur:
‐ Możesz odejść. ‐ powiedział tylko i najlepszym pomysłem na jaki możesz obecnie wpaść jest zamknięcie się i opuszczenie tego pomieszczenia. -
-
-
-
-
-
-
-