Zohan:
Warknął, a później zerwał się nagle ze swego miejsca, ujadając dziko, choć nie zamierzał Cię ugryźć. Jeszcze.
Killer:
Fakt, że w tym konkretnym mieszkaniu ktoś już wcześniej wyważył drzwi bardzo Ci to ułatwił, Zombie jak na razie również brak.
Zohan:
Pies najwidoczniej chciał czegoś innego, bo miał zamiar rzucić się na Ciebie, co by zrobił, gdyby nagle się nie uspokoił i zlękną, skomląc żałośnie.
Killer:
Taka bieda, że nawet Zombie nie ma, a tym bardziej czegoś pożytecznego.
Killer:
Wszędzie podobnie, w całym bloku znalazłeś tylko jednego trupa, którego i tak zabiłeś, a przy zwłokach nie znalazłeś nic ciekawego.
Zohan:
Obie czynności udały Ci się, a Ty usłyszałeś ciche charczenie za swoimi plecami…
Zombie, ale jakiś dziwny, żółty i zasuszony, który ledwo co zdołał uniknąć Twojego ataku, a później rzucił się na Ciebie z ohydnym zapachem przypominającym woń dymu papierosowego, ale jeszcze gorszą i bardziej intensywną.
To wciąż centrum miasta, a więc przeważnie większe sklepy i galerie handlowe oraz bloki i parki. Samochodów pełno, rzecz jasna zniszczonych w mniejszym bądź większym stopniu.
Udał się do jakiegoś sklepu. Gdy wszedł do niego, to od razu zaczął stukać i robić hałas wewnątrz niego, aby sprawdzić czy nie ma tu żadnych żywych trupów.