Madagaskar
-
Choć już na odległości kilku kroków wyczułeś od swojego kompana jakieś podłej jakości piwo, to trzymał się zadziwiająco prosto, a wątpliwe, żeby komuś to przeszkadzało, najgorszym zmartwieniem powinno być to, że może zacząć rzygać przez burtę jak będzie za bardzo bujać. Niemniej, przyjęto Was na statek, a ten odbił od nadbrzeża.
-
Maxim staje na gotowości i oczekuje rozkazów czy wydarzenia się czegoś.
-
Twoim zadaniem było właściwie strzelanie do wszystkiego, co mogło stanowić niebezpieczeństwo, czyli najemników wynajętych przez konkurencję, piratów lub jakichś morskich potworów, więc póki rejs przebiegał sprawnie, nie miałeś nic do roboty.
-
Tak więc stał na warcie, rozglądając się ostrożnie.
-
//Jak rozumiem mam przewijać akcję aż zacznie się coś dziać?//
-
//Dokładnie.//
-
Rejs był pechowy. Nie żeby oznaczało to jakieś niebezpieczeństwa, wręcz przeciwnie: Wiało nudą. I na dodatek nic nie mogliście wyciągnąć od marynarzy, przez co cała ta fatyga szła na marne. Wieczorem, trzeciego dnia rejsu, przypadła Ci wachta na rufie.
-
A wieć ruszył na rufe pełnić wartę.
-
Było ciepło, gwiazdy pojawiły się na niebie, a od strony odległego lądu wiała przyjemna bryza. W takich chwilach człowiek zapomina, że w każdej chwili coś mu może zagrozić, a śmierć czai się dosłownie wszędzie. Na szczęście Ty byłeś profesjonalistą i do takich nie należałeś, więc zamiast gapić się z rozmarzeniem w gwiazdy, lustrowałeś wzrokiem horyzont, co pozwoliło Ci w porę dostrzec sylwetkę niewielkiego okrętu, który definitywnie płynął w tę samą stronę, co Wasz, a może i nawet właśnie na niego.
-
Rozejrzał się w poszukiwania radio czy czegoś aby zasygnalizować nadpływanie okrętu.
-
Statek nie był aż tak duży, więc zwykły okrzyk lub pobiegnięcie na mostek wystarczą.
-
-Niezidentyfikowany statek na horyzoncie!- Krzyknął Maxim alarmując załogę.
-
Nie było wielu marynarzy na pokładzie, ale jeden usłyszał i poniósł wiadomość dalej, tak że w niecałą minutę wszyscy, którzy odpoczywali lub zajmowali się czymś poza swoimi stanowiskami, wrócili na nie, obsadzając choćby nieliczne uzbrojenie statku, a pozostali, wraz z bosmanem, którego zdążyłeś już poznać, uzbrojeni po zęby, poszli na rufę.
- Ha, nie ma bandery, chuj złamany. - powiedział po chwili bosman, odejmując lornetkę od oczu. - Pirat jak nic, ale nie będziemy strzelać pierwsi. -
-Tak więc jakie rozkazy?- Zwrócił się do bosmana.
-
- Jak któryś palnie do nich pierwszy to jeszcze dziś będą go ryby zżerać pod kilem. - powtórzył, choć chyba nie bezpośrednio do Ciebie, ale do ogółu, ale pewności, żeby wszyscy zrozumieli. - Na pozycje i uważać. Strzelacie albo jak tamci zaczną strzelać, albo jak dostaniecie rozkaz. Ale macie być gotowi. I postarajcie się znaleźć osłony albo się ukryć.
-
Po usłyszeniu rozkazu rozejrzał się za osłoną.
-
Na statku zamontowano grube kawałki blach, które miały spełniać dwojaką funkcję: Gdy były złożone, osłaniały burty, ale gdy się je rozłożyło, bez trudu było można zapewnić sobie solidną osłonę do atakowania przeciwnika. Niestety, wszystkie takie były już zajęte przez załogę, Tobie pozostaje skryć się za nadbudówką mostka, za jakimiś skrzynkami czy w tym podobnym miejscu.
-
Rozejrzał się za skrzynkami w celu znalezienia osłony.
-
Znalazłeś takową. Nieopodal zajął pozycję Twój towarzysz z oddziału.
- Mamy jakiś plan? - zapytał, patrząc to na Ciebie, to na zbliżający się okręt. - W sensie, że coś więcej, niż po prostu strzelać do wszystkiego, co będzie się ruszać na tamtym pokładzie? -
-Nie strzelać, nie dopóki oni nie zaczną.