Waszyngton
-
-
Kuba1001
Antek:
//Uznam już, że przepuścili Cię wartownicy, a on pozwolił Ci wejść do środka, żeby nie opóźniać.//
‐ Nie obraź się, ale nie mam zamiaru rozpowiadać o moich planach na prawo i lewo. Wyobraź sobie, że ja też mam wrogów. Zresztą, jesteśmy najemnikami, nigdzie nie grzejemy miejsca na dłużej, tu dokończymy kwestię kanibali, odbierzemy nagrodę i odjedziemy dalej, dopóki nie trafimy na kolejne zlecenie.
Rafał:
Ano, kontynuowałeś. Tym razem bez ekscesów, więc bezpiecznie i szybko wróciłeś do bazy. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Wzajemnie. ‐ odparł, ściskając swoją prawicą Twoją. ‐ I niech Tobie szczęście sprzyja, chociaż przyznam, że nieco żałuję, że jednak do nas nie dołączysz, kilku takich jak Ty, doświadczonych realiami apokalipsy, sprytnych i pomysłowych, mogłoby mi się przydać, dać świeższą perspektywę, gdy w sztabie sami militaryści sprzed wybuchu pandemii.
Rafał:
Wielu miało przy sobie zegarki, w bazie był też jeden na wieży obserwacyjnej, ale stara szkoła nigdy nie zawodzi. Było późne popołudnie, niemalże wieczór. -
antekk5
‐ Wie pan, chciałem, żywot najemnika mógłby być bardzo ciekawy, ale pewnie to nie moja działka. Być może to jeszcze przemyślę. ‐ powiedział, po czym wyszedł i wrócił do swojego namiotu. Żeby jednak nie marnować swojej przydatności, obserwował, czy w okolicy nie dzieje się nic podejrzanego. Co prawda wartownicy są w pobliżu, ale im więcej, tym lepiej, czyż nie?
-
-
Kuba1001
Antek:
//Tak średnio rozumiem Twoją motywację: Najpierw idziesz do niego, bo niby chcesz dołączyć, ale ostatecznie tylko zawracasz mu głowę, bo jednak rezygnujesz.//
Mieli wszystko pod kontrolą, ale to pozwoliło Ci wypatrzyć jako jednemu z pierwszych tryumfalnie powracających najemników, którzy najwidoczniej uwinęli się z kanibalami bez problemu. Zresztą, czy mogłoby być inaczej? Co zrobiłyby strzały i pułapki na niedźwiedzie przeciwko czołgowi?
Rafał:
I ponownie, rygor, którego jakimś cudem wciąż zapominasz, mimo że jesteś żołnierzem od tak dawna. Ciekawe, co nie? Na szczęście tym razem nie dostałeś opierdzielu za samowolkę, bo nim ktokolwiek zdążył zorientować się, że teraz chrapiesz sobie w swojej kwaterze, znów w bazie rozdźwięczał się alarm. -
antekk5
// A w sumie, dołączenie do najemników będzie znacznie ciekawszą opcją. //
Uśmiechnął się widząc powracających najemników. Zrozumiał, że i on mógłby tak tryumfalnie powracać z wybijania kanibali, gdyby dołączył do tych najemników i przestał do jasnej cholery się wahać. Natychmiast zaczął szukać dowódcy najemników, żeby poprosił go o przyjęcie na służbę. -
-
Kuba1001
Antek:
Cały czas siedział w tym samym namiocie, który teraz odwiedzasz, zdaje się, chyba już trzeci raz.
‐ Uważasz, że się nadasz i wiesz z jakim ryzykiem jest to związane? ‐ zapytał mężczyzna, gdy przedłożyłeś mu swoją prośbę.
Rafał:
//Było napisać to wprost, a nie ogólnikiem “wykonał wszystko co powinien zrobić”//
Wszędzie widziałeś biegających w tę i z powrotem żołnierzy, uzbrojonych i nie, oderwanych od pełnionych akurat obowiązków. Co ciekawe, chyba po raz pierwszy widziałeś, żeby Z‐Com ogarniał taki chaos, jeśli nie panika. I na pewno nie wróżyło to dobrze. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Udowodniłeś swoją wartość, więc nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić. ‐ powiedział, wyciągając do Ciebie dłoń z uśmiechem na ustach.
Rafał:
Wciąż pozostawało tam sporo oręża, byliście dobrze wyposażeni, więc mogliście pochwalić się większą ilością broni palnej i amunicji niż żołnierzy, którzy mieliby z niej skorzystać, więc wciąż było tu sporo karabinków, karabinów snajperskich, strzelb, pistoletów maszynowych i adekwatnej do nich amunicji. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Pokiwał głową, a po chwili jego uśmiech zaczął znikać z twarzy, a jednocześnie uścisk dłoni stawał się coraz silniejszy.
‐ Nie jesteśmy zwykłymi psami wojny. Ufamy sobie, razem walczymy i żyjemy, a jeśli trzeba, to giniemy. Zapamiętaj to sobie i wiedz, że musisz zasłużyć sobie na nasz szacunek, a porażka nie będzie tu wchodzić w grę. ‐ powiedział i w chwili, gdy miałeś krzyknąć z bólu, zwolnił uścisk, dając Ci gestem znać, że możesz odejść.
Rafał:
‐ Żartujesz sobie? ‐ odparł jakiś żołnierz i pobiegł dalej, w ten sposób reagując na pytanie, czy wie, co tu się dzieje. Po chwili od spotkania z nim usłyszałeś huk kilkadziesiąt metrów od siebie, a gdy zniknął pył, dostrzegłeś niewielki lej po pocisku moździerzowym i ciała kilku martwych lub rannych żołnierzy. Kolejne granaty z moździerzy średniego kalibru zaczęły spadać jeden po drugim na teren bazy, a ich stromy tor lotu sprawiał, że omijały mury bazy. -
-
-
Kuba1001
Antek:
//Niezbyt rozumiem, co masz na myśli z tą kolejną wartą.//
Rafał:
Podziemia mieliście tu skromne, zaledwie trzy schrony, jeden dla dowódca i dwa kolejne dla Was, zwykłych żołnierzy. Wszystkie trzy mogły pomieścić do trzystu osób, sporo, choć wciąż za mało na całą bazę, i przetrwać niemalże każde bombardowanie. Co ciekawe, gdy dobiegłeś do jednego z nich, gdzie mógłbyś znaleźć schronienie, znalazłeś innych żołnierzy, również próbujących dostać się do środka, i tuzin masywnych drabów, żandarmerii wojskowej, którzy im tu uniemożliwiali.
‐ Nie było rozkazu! ‐ krzyknął w tłum jakiś oficer, który co chwila migał Ci pośród dorodnych sylwetek swoich ochroniarzy. ‐ Wracać na pozycje zanim podejdą za blisko! Albo wszyscy zostaniecie rozstrzelani za zdradę!