Syberia
-
Towarzysz Lenin tymczasem zajmował się czyszczeniem i pielęgnacją broni. Bezbronność na Syberii to wyrok śmierci.
-
// Czej, po cholerę mam niby rozpalać ognisko na zewnątrz, kiedy mogę spać i zatrzymać ciepło wewnątrz przyczepy? //
-
///By odstraszyć dzikie zwierzęta i inne takie. Nie chcesz chyba zaraz po poranku wejść w legowisko zmutowanych wilków, bo nie chciało ci się ogniska zapalać?
-
// Ma to sens, chyba. //
Za to też się zabrał, przygotowując zagłębione, osłonięte od wiatru miejsce na osadzenie stosiku, a później zapalenie go.
-
Vader:
//Dziękuję. Ale zmutowane wilki to całkiem fajny pomysł.//
Udało Ci się. A sądząc po tym, że dźwięk siekiery na zewnątrz urwał się, Twój kompan skończył zbierać drewno na opał. Albo coś go zeżarło.
Radio:
Nie było to zbyt proste, miałeś przed sobą syberyjską wieczną zmarzlinę, prościej byłoby otoczyć czymś ognisko, ale kamieni w pobliżu chyba nie było. Mimo to, zalewając się potem pod warstwami ubioru, zdołałeś wreszcie wykopać odpowiednie zagłębienie, a później rozniecić w nim drobny ogień. -
Miarowo dokładał opału do ognia, chcąc go podbudować, aż nie osiąganie solidnego, stabilnego płomienia.
-
Przeznaczyłeś na ten cel sporo drewna, ale w końcu się udało i jeśli nagle nie zacznie sypać gęsty śnieg, nie zawieje zbyt mocno bądź nie zabraknie kolejnych kawałków drewna na opał, to powinno się tak raźno palić całą noc.
-
No cóż, jeżeli jego towarzysz będzie potrzebować pomocy, to będzie krzyczał. Albo wrzeszczał. A takich dźwięków jeszcze nie wydawał.
-
I wyśmienicie. A więc teraz - warta. Usiadł na pojeździe, niedaleko ognia. Jak już księżyc będzie wskazywał porę, obudzi towarzysza i wymieni się z nim. Obserwował okolicę.
-
W tym czasie Lenin spał.
-
Nic ciekawego się nie działo, więc przyszła pora na zmianę warty.
-
//Ja śpię, Radio ma okazję wybudzić niedźwiedzia na lekach ze snu.///
-
//
//Hmm, jakby tu mógł obudzić towarzysza?
Wziął dwie butelki w dłonie i uderzył nimi lekko o siebie, udając zbijanie kieliszków. Po tym, powiedział, dosyć głośno:
– Polewaj, póki Lenin śpi. – -
Uniósł lekko głowę do góry i udawał jeszcze śpiączego, chociaż bardziej zbudziły go ciężkie kroki towarzysza.
-Kto odważy się otworzyć butelkę bez wiedzy Lenina, ten będzie musiał się liczyć z tym, że Lenin mu tę butelkę na głowie roztrzaska. -
// Szanuję za nawiązanie, oczywiście o ile było naumyślne. //
– Wiedziałem, że na wódę to ty jak pies na miskę polecisz. Wstawaj, twoja warta. – Powiedział z wrednym uśmiechem.
-
-No dobra, ale daj butelkę - mówiąc to wstał i załadował swoją broń, na wszelki wypadek.
-
— A proszę Cię bardzo. — Podał mu puste szkło, nie wiedząc po co dziad go potrzebował.
-
Uśmiechnął się zabójczo, po czym opuścił ciepłe pomieszczenie, wystawiając się na mróz w celu przejęcia warty.
-
A zadowolony z siebie Oleżka zakopał się w kołdrę i spróbował oddać się w objęcia Morfeusza.
-
I tutaj ponownie nie działo się nic ciekawego, jedynie odległe wycie, które to się zbliżało, to oddalało, ale wydające je zwierzę nie pojawiło się nigdy w zasięgu wzroku Lenina. Tym sposobem dotrwał do rana, podobnie jak jego śpiący towarzysz.