Las Vegas
-
Czy to ruletka, czy to karta, nie szły ci dziś wybitnie, choć kilka razy wygrałeś niewielkie pule sztonów, dzięki czemu wyszedłeś niemalże na zero, kończąc rozgrywkę z czterdziestoma dwoma sztonami. Mógłbyś oczywiście grać i próbować dalej, ale akurat przed nową rundą zaczepił cię Vito.
- Wszystko gotowe. - powiedział krótko. - Możesz zatrzymać sztony na później, tylko ich nie zgub, to własność kasyna, czyli własność pana Venutiego. -
— A właśnie rozbijałem bank! — Zażartował, chowając sztony po kieszeniach jak żebrak. — I spokojna twoja głowa, będę pilnował ich jak oka w głowie.
-
Tak jak mówił ci wcześniej Giacomo, nad kasynem znajdowały się apartamenty dla najważniejszych gości, ale wspominał też, że musisz sobie zapracować, aby tu zamieszkać, więc to pewnie luksus na jedną noc. Sam apartament nie był wielki, ale i tak przesycony wygodami, w jednym pokoju miałeś do dyspozycji duże łóżko z czystą pościelą, szafkę nocną, lampkę, radio, stolik, dwa taborety i lustro. W pomieszczeniu obok była za to wanna, umywalka, toaleta, lustro, także szafka z kosmetykami, środkami higieny i ręcznikami.
- Ktoś niedługo przyniesie ci kolację. - powiedział Vito i odszedł. Zauważyłeś też, że obok łóżka stoją twoje bagaże, wniesione tu wcześniej przez ludzi gangstera. -
Dice zagwizdał przeciągle na widok tych luksusów. Przed Apokalipsą nie mógł sobie pozwolić na coś takiego, a co dopiero teraz! Od razu podbiegł do radia i uruchomił je, a zaraz potem burzą wleciał do łazienki, nalewając wody do wanny i myjąc twarz nad umywalką. Bieżąca woda! Bie-kurwa-żąca woda!
— Ludzie, żyć się chce, nie umierać! — Westchnął sam do siebie, czując wilgotny strumień umykający między jego palcami. -
Na szczęście lub nie, z radia leciały przeboje z dawnych lat. Nie byłeś pewien czy jakimś cudem nie mogą puścić nic nowszego, czy to może gust wszechmocnego gangstera. Niemniej, kąpiel już gotowa, a dla niej nawet najgorsze smęty są warte przeżycia.
-
Muzyka była muzyką, niezależnie od czasów, w których jej słuchano. Nie jej tekst, a sama melodia, rytm, dźwięki: to było zjawisko ponadczasowe, niezbędne ludzkości w każdej chwili jej istnienia. Muzyka nie mogła się starzeć lub młodnieć, muzyka zwyczajnie jest i będzie.
Ciesząc się dźwiękami dochodzącymi z radiowego głośnika, z dziecięcą radością przełożył nogi nad wanną i zanurzając się powoli, ostrożnie, delektując się wodą obejmującą coraz to dalsze skrawki jego ciała, zanurzył się w kąpieli.
(// po drodze rozebrał się, mam nadzieję że to oczywiste//)
-
Aby w pełni się zrelaksować, musiałeś wziąć właściwie dwie kąpiele. Czemu aż tyle? Cóż, lata tułaczego życia i szwendania się po miejscach takich jak Pustynia Śmierci sprawiły, że do czystych osób nie należałeś, więc po wymoczeniu się w pierwszej kąpieli dalsze leżenie w wannie nie było zbyt przyjemne. Za to druga służyła już jedynie relaksowi, a nie doprowadzeniu się do porządku. Trwała jednak dużo krócej, bo po ledwie dwóch kwadransach ktoś zapukał do twoich drzwi.
-
— Daj mi chwilę! — Odkrzyknął, gorączkowo szukając wzrokiem jakiegoś ręcznika. Wstał, kilkoma ruchami zakrył nim swoje biodra i dopiero wtedy krzyknął znów. — Proszę!
-
Pierwsze, co zobaczyłeś w środku pokoju, to metalowa taca, a na niej dzbanek pełen kawy, butelka wina, filiżanki, cukier, mleko, kieliszki, miska sałaty, świeże pieczywo i spora porcja makaronu z sosem, czyli obiecana ci przez Vito kolacja. A dalej to, czego sam sobie zażyczyłeś, czyli dziwka, która ci tę kolację przyniosła. Widywałeś w życiu piękniejsze kobiety, ale fakt, że ta miała na sobie obcisły i skąpy strój, a przy tym była zadbana i użyła kosmetyków oraz perfum (o czym nie myślało wiele kobiet podczas apokalipsy) sprawił, że wydała ci się wyuzdanym aniołem, który zstąpił do tego smutnego jak pizda kurwidołka. Bez słowa postawiła kolację na stoliku, stojąc do ciebie tyłem i schylając się bardziej, niż było to potrzebne. Później zajęła miejsce przy stoliku, na jednym ze stołków, zakładając nogę na nogę i czekając na jakąkolwiek twoją reakcję.
-
Dice stanął w miejscu jak wryty. Właśnie widział przed sobą najcudowniejszy widok z tych, o jakie mógł prosić po trzech latach swojej odysei: piękna kobieta i jeszcze piękniejsza kolacja.
— O mamo — jęknął tylko i doczłapał do stolika, siadając przy nim.
— No… — mruknął, biorąc się za odkorkowywanie wina. Spojrzał na prostytutkę. — Arcadio rzeczywiście wie jak zrobić zajebiste pierwsze wrażenie. -
- To jego specjalność, kotku. - odparła z zalotnym uśmiechem, gdy tobie udało się poradzić z winem. - Pewnie minęło sporo czasu odkąd widziałeś coś takiego, hm?
-
— Żebyś wiedziała. — Odpowiedział, nalewając sobie wina, a po krótkim namyśle także kurtyzanie. —— I odkąd widziałem kogoś takiego. — Uśmiechnął się chytrze.
-
- Romantyk się znalazł. - upiła łyk wina. - Pewnie mówiłeś tak każdej dziwce, którą spotkałeś.
-
— Hmm… Właściwie to masz rację. — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Bo Ciebie spotykam jako pierwszą.
-
- Dalej jest tam tak źle? Czy może… jeszcze gorzej? - zapytała nagle, gdy opróżniła już kieliszek, mając pewnie na myśli tereny poza Las Vegas, może tylko Pustynię Śmierci, może USA, a może i cały świat.
-
— Jeszcze gorzej? — Dice uciekł na chwilę wzrokiem, zastanawiając się o co jej dokładnie chodzi. — Nie. — Odpowiedział pewnie. — Jest i będzie tylko lepiej.
-
Prychnęła pod nosem.
- Ta, jasne. Kiedy dawałam tu dupy Z-Com wyzwolił chociaż jedno miasto z łap Zombie? Albo ktoś łebski wynalazł szczepionkę, która chroni przed przemienieniem się? Jakoś mi się nie wydaje. -
Dice mrugnął dwukrotnie, spoglądając na nią z zaskoczeniem.
— Właściwie… To tak. Lekarstwo istnieje, przecież spotykałem na pustyni takich, których dziabnął trup, a przeżyli, bo mieli je. Nawet kiedyś widziałem je na własne oczy, u takiego jednego handlarza. -
//Jeśli chodzi o szczepionkę, to tak, jest jedna, ale działa ona tylko na śmiertelnego wirusa i chroni przed wyciągnięciem kopyt z jego powodu. Nie chroni przed jego zmutowaną wersją, która doprowadza do przemiany i odpowiada za reanimowanie zwłok.//
Mruknęła pod nosem coś, czego nie dosłyszałeś i dolała sobie trunku, ponownie szybko opróżniając kieliszek.
- Zmieńmy temat. Albo przejdźmy po prostu do rzeczy, co? -
— Nie musisz mnie dwa razy o to pytać. — Odpowiedział, chwytając za róg zasłaniającego go dotychczas ręcznika.