Las Vegas
-
//Okej.//
Ochroniarz zaśmiał się.
- Niech będzie. Idziemy dalej? -
— Idziemy dalej, dawaj. — Odparł ochroniarzowi, po czym poszedł za nim.
Musiał przyznać, że całkiem równy gość był z tego Vito.
-
- Ostatni przystanek. - powiadomił cię mężczyzna, gdy dotarliście pod kolejne kasyno. To nie wyróżniało się niczym szczególnym z zewnątrz, nawet nazwę miało niezbyt oryginalną: “Kasyno Jerry’ego i Janelle”. - Tu ci nie opowiem wiele, właściwie to ty poopowiadasz o nim mi, kiedy stąd wrócisz. Są nowi w mieście, pojawili się tu trzy miesiące temu, kasyno działa od miesiąca. Przy takiej konkurencji nie postawiłbym na ich sukces nawet złamanego centa, a oni prosperują tak, że stali się w ten miesiąc czwartym największym hazardowym graczem w okolicy. Jest jeszcze jeden lokal. No, powiedzmy. To tor wyścigowy i arena do walk Mutantów, gladiatorów i dzikich zwierząt. Położony jakieś trzy kilometry stąd, poza ruinami miasta. Niezbyt przyjemne miejsce, mówi się, że właściciele są tak samo zdziczali jak ich gladiatorzy i maskotki. Powinieneś się cieszyć, że szef ni dobił z nimi umowy, bo tam też musiałbyś grać.
-
— Brrr. — Dice’a przeszedł dreszcz, gdy wyobraził sobie jak musiała ta arena się prezentować, widział wiele, ale obrzydzało go, że 3 lata wystarczyły, by ludzie wrócili do prymitywnej rozrywki sprzed setek lat. — Święte słowa brachu, nie chciałbym musieć tam grać. Breh. — Jeszcze raz wstrząsnął ramionami. — Ale skoro to tyle na razie… To teraz wracamy, ta?
-
- Chyba że masz jakieś zaskórniaki i chcesz coś kupić, mamy tu spore targowisko i trochę zwykłych sklepów.
-
— Jestem spłukany, brachu. — Pokazowo wywinął kieszenie na wierzch.
-
- Jeśli się spiszesz to szef cię ozłoci. - powiedział tylko Vito i odszedł w kierunku Asa Trefl.
-
// Przypomnisz mi proszę, gdzie znajduje się lokum Dice’a? Bo wiem, że w Asie Trefl miał spędzić tylko jedną noc. Czy wrócić do kasyna by obgadać szczegóły? //
-
@kubeł1001 napisał w Las Vegas:
Zatrzymaliście się najpierw przed jakimś sporym, czteropiętrowym budynkiem.- Motel Starego Joe. - wyjaśnił ci Vito. - Nic wielkiego, żadnych luksusów. Dopóki nie pokażesz szefowi, że jesteś jebanym królem estrady, to właśnie tutaj będziesz mieszał. Do Asa Trefl jest jakieś sto pięćdziesiąt metrów, więc radzę uważać. Możesz zginąć na tej trasie co najmniej sześć razy, w nocy z dziesięć. Jak skończymy zwiedzanie, to będziesz mógł się zameldować.
-
Ten post został usunięty!
-
— Vito, czekaj! — Podbiegł w kierunku ochroniarza, zapominając o ponownym włożeniu kieszeni na swoje miejsce. — O której ja mam jutro stawić się w kasynie? Albo dzisiaj jeszcze? I w którym?
-
- Do końca dnia masz dziś wolne. - odparł goryl. - Rano masz przyjść do Asa Trefl i pogadać z szefem, on ci opowie o wszystkich szczegółach.
-
— Kumam! — Kiwnął głową, zatrzymując się. — To… Dzięki. I dzięki za oprowadzenie, brachu. Do zobaczenia.
-
Skinął ci głową na pożegnanie i ruszył w kierunku kasyna, z rękoma zatkniętymi za paskiem, w pobliżu broni, bo choć Vegas było dla ciebie największą namiastką cywilizacji od początku apokalipsy, to wciąż mogłeś stracić tu życie prawie tak samo łatwo, jak na Pustyni Śmierci czy w jakimkolwiek innym mieście (bądź w tym, co z niego zostało).
-
Dice za to prędko podreptał do Motelu Starego Joe. Po odejściu Vito zniknęło pozorne poczucie bezpieczeństwa, jakim cieszył się dotychczas. Wolał nie nadwyrężać awojefo szczęścia i zostawać na ulicach po zmroku dłużej niż trzeba.
-
Do zmroku było jeszcze trochę czasu, ale zginąć mogłeś też i teraz, w biały dzień, bo miasto wciąż nie było w pełni cywilizowane, a tym bardziej bezpieczne czy przyjazne nowoprzybyłym. Tobie na szczęście udało się dostać pod motel bez jakiegokolwiek uszczerbku na życiu lub zdrowiu, co wbrew pozorom możesz policzyć sobie za niemały sukces.
-
Ruszył do swojego pokoju, by odświeżyć się nieco przed snem. Musiał wypocząć, jutro czekał go pracowity dzień.
-
Wchodząc przez dwuskrzydłowe drzwi wejściowe do recepcji, gdzie poza kilkoma fotelami stojącymi w rzędzie pod ścianą oraz sporym kontuarem, za którym znajdowały się drzwi i kilkanaście różnych szafek, a także schody na lewo i prawo, prowadzące na górę, zdałeś sobie sprawę, że właściwie to nie wiesz, gdzie dokładnie masz ten pokój, jak on wygląda, kiedy go dostaniesz ani czy aby z kimś go nie dzielisz.
-
Cóż, no, więc… Śmieszna sprawa. Ale w Motelach zwykle bywali recepcjoniści, nie? U niego mógłby zasięgnąć informacji. Podszedł do kontuaru, gdzie przynajmniej wedle logiki powinien znajdować się recepcjonista. Widział gdzieś w okolicy dzwonek lub coś w tym rodzaju?
-
Fakt, ktoś tu powinien być, ale to jeszcze nie oznacza, że rzeczywiście będzie. Nie zastałeś nikogo za kontuarem, pod nim lub gdzieś indziej w pobliżu też nie, tak w gwoli ścisłości, podobnie jak dzwonka.