Miasto Gilgasz.
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Zero:
Chyba dobrze, że nie patrzyłeś, bo pełno było tam typów co za patrzenie w oczy potrafiło zabić.
Barmanem okazał się czarno brody Krasnolud.
FD_God:
No dotarło, dotarło, a więc trzeba i coś z tym zrobić.Tłum krzyknął entuzjastycznie, a po chwili zaczęli obstawiać. Nagle kilku krzyknęło ze strachu, gdy zobaczyli jak mały Goblin spadł na arenę, kilka metrów przed Jednookim.
-
FD_God
Lorenzo:
No skądś musiał spaść to najpierw postanowił rozejrzeć się nieco wyżej patrząc czy ktoś go nie zrzucił, a następnie ewentualnie obejrzał się jakoś za sobą, bo raczej zauważyłby jakby to ktoś obok lub przed nim go rzucił.Jin:
‐Wyczuwam teraz lekką pustkę… Ciekawe ogólnie jak długo kapitan wraz z resztą marynarzy będą tu tkwić, tak to zdążę jeszcze się nieco przejść.‐ Myślał tak idąc właśnie w jego stronę. -
Kuba1001
Raczej to Goblin za bardzo się wychylił. Spadł i leżał na piasku, aż Raptor podszedł do niego, postawił stopę na jego piersi i postukał w nią swoim wielkim i zakrzywionym pazurem.
Goblin obudził się z krzykiem przerażenia, który szybko ucichł, gdy Jednooki najpierw wbił mu pazur w okolice serca, a później zacisnął szczęki na jego szyi.Kapitana znalazłeś szybko, bo na nadbrzeżu.
-
FD_God
Lorenzo:
‐No i po facecie…‐ Rzekł nie wzruszając nawet ramionami czekając aż dostanie to za co zapłacił czyli walkę raptorów.Jin:
‐Kapitanie, jak widać udało nam się wrócić cało i zdrowo… To co teraz? Pić i jeść w okolicznych karczmach oraz sprzedać ten cały akwamaryn?‐ Spytał mężczyzny, gdy był już blisko.