Miasto Gilgasz.
-
Kuba1001
Taczka:
Ostrze przecięło jego gardło w tym samym momencie, kiedy zwów stałeś się widoczny.W końcu flagowiec zaczął się zbliżać, Ty zaś możesz już zauważyć bogate zdobienia na burtach, figurę na dziobie przedstawiająca rekina, oraz trzy maszty. No i uzbrojenie czyli balista na obrotowej platformie ustawiona na rufie, dwa skorpiony na dziobie i kolejne cztery dalej, po dwa na burtę. Widziałaś także krzątających się wokół marynarzy o typowej dla pustynnego Nirgaldu karnacji, podobnej do tej, jaką miał Twój znajomy.
Wiewiur:
Wreszcie zapadł zmierzch.‐ A to nie lepiej po jakiegoś łowcę potworów się zgłosić?
Max:
‐ Gleba i czterdzieści, łazęgi. ‐ krzyknął oficer na zbiórce, zaś szereg strażników momentalnie padł, wykonując polecenie jakim było wykonanie czterech dziesiątek pompek w pełnym rynsztunku. Ten sam oficer podszedł zaś do Ciebie i był nim ten sam z gabinetu, kiedy to się wczoraj zaciągnąłeś.
‐ Do kwatermistrza, po ekwipunek, ale raz! Masz tu być z powrotem za kwadrans albo Ci skórę wygarbuję! -
-
-
Kuba1001
Max:
‐ Tam gdzie wcześniej! ‐ warknął. ‐ Won!
Wiewiur:
‐ Po karczmach się z reguły szlajają, a jak nie, to można ogłoszenie napisać.Strażników z wieży jest w sumie więcej, prawie że tuzin, czterech przy bramie, zaś reszta chodzi po terenie wieży patrolami po dwóch. A w okolicach wieży kręcą się miejscy strażnicy, oni również parami, acz jest ich tylko sześciu.
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Trafiłeś tam bez problemów. Co dalej?Musiałbyś przejść przez ogrodzenie z dala od bramy, co trudne nie jest, wcześniej ominąć miejskie straże, co też trudne nie jest, a później między obchodem jednego i drugiego patrolu jakoś wleźć do środka.
Max:
Skinął głową i wskazał na jakąś skrzynkę, aby później zniknąć gdzieś na zapleczu, zapewne w poszukiwaniu reszty. -
-
wiewiur500kuba
** Gdurb **
Szukał jakiegoś typa co to wygląda na takiego co zabija potwory. Siwe włosy, blizna przy lewym oku, oraz to co najważniejsze: dwa miecze na plecach. Gdyby takiego nie było, to kogokolwiek kto ma kilka blizn i jakąś broń.** Tarn **
Więc ustawił się tak żeby dał radę przejść przez ogrodzenie. Wybrał część gdzie akurat strażników nie ma, lub się tam nie patrzą. Kiedy już przeskoczył, to czekał na właściwą okazję żeby móc podbiec do okna i przez nie wejść. -
-
bulorwas
Wrota karczmy się roztworzyły i zza nich wyszedł potężny i mroczny… niziołek. Właściwie to nie mroczny i nie potężny. Niziołek jak Niziołek z tym że ubrany jak najemnik. Zaraz po wstąpieniu do karczmy zaczął się rozglądać za czarodziejem który wcześniej chwalił swe zlecenie dużą ilością złota i wieczną chwałą.
-
Kuba1001
Max:
‐ To ubieraj pancerz i nie narzekaj! ‐ krzyknął, choć nadal szukał tego, co wcześniej.
Wiewiur:
Jesteś już pod oknem, ale teraz musisz się sprężać. Właściwie to masz tylko jedną szansę.Właściwie bronią dysponowała większość klientów karczmy, acz blizny miało już tylko kilku.
Taczka:
Nie robił nic, widać że nie mógł się nawet ruszać przez ból.I dopłynął, cumując na nadbrzeżu niedaleko Was. Teraz wydawał się jeszcze piękniejszy, zaś na dziobie jednostki pojawił się mężczyzna, typowy Nirgaldczyk, który zakrzyknął coś do Was. I o ile Ty nic nie zrozumiałaś, to szlachcic odpowiedział coś i to krzykiem, radosnym krzykiem, a podobny okrzyk poniósł się wśród wszystkich marynarzy na statku.
Bulwa:
Był tam, gdzie mówił, że będzie, czyli samotnie przy stoliku w kącie karczmy, gdzie też rzeczywiście był, w szarej szacie z kapturem i drinkiem w dłoni. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
Nie odpowiedział, bo w sumie nie musiał, wynurzając się z powrotem. Podał Ci natychmiast resztę wyposażenia, czyli hełm, tarczę, włócznię, miecz i sztylet.
Wiewiur:
‐ Zależy. ‐ odrzekł enigmatycznie, nawet nie zaszczycając Cię spojrzeniem.Jeśli potrafisz skakać na wysokość ponad dziesięciu metrów to nie w sumie problemu. Ale że nie potrafisz, to musisz wymyślić coś innego.
Bulwa:
Nie dostrzegłeś jego reakcji, bowiem kaptur skutecznie zasłaniał jego twarz, a nawet bez niego niewiele byś dojrzał, a to z racji rzuconego na twarz zaklęcia, przez co wydawało Ci się, że pod kapturem jest czarna, bezdenna otchłań. Otchłań, do której co chwila wpadały kolejne łyczki trunku trzymanego przez Maga.
‐ Bywało lepiej. ‐ odrzekł krótko, machając ręką w stronę karczmarza, zapewne w celu zapewnienia sobie dolewki. -
-