Miasto Gilgasz.
-
-
Kuba1001
Max:
Daleko Ci było do wielkopańskiego sączenia, tak więc nim się obejrzałeś, opróżniłeś kufel.
Wiewiur:
Pokiwał głowa i przyjrzał się.
‐ Część zadań jest nieaktualna, ale kilka moglibyśmy wykonać bez problemu. ‐ powiedział w końcu i schował rzeczy na podróż, aby ruszyć lasem w jakimś kierunku.Piwo? Cóż, to co dostał, zdecydowanie piwem nie było, ale konkretnym trunkiem z sączącą się zeń białą pianą, która na myśl przywodziła jakiś żrący kwas, oraz bąbelkami.
‐ Osiemdziesiąt złota. ‐ powiedział barman, dla pewności wskazując na kieliszek. ‐ Ostatnia butelka w mieście. -
-
wiewiur500kuba
Tarn
Położył odpowiednią ilość złota.
‐ No, masz się czym napić, to opowiedz coś o sobie.Troyus
‐ Poradzisz sobie pieszo? W sensie czy nas, mężny człecze dogonisz, bo jak zauważyłeś mój ogier//Nie pamiętam miana tego ogiera :V // jest szybki niczym wicher i możesz nie zdążyć. I tak po za tym, to jaki jest pierwszy nasz cel? -
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Sam Cię znajdę, starcze. ‐ odparł i dźwignął swoją kuszę, odchodząc. ‐ Inni najemnicy też. ‐ dodał przez ramię na odchodnym.
Max:
Kufel otrzymałeś taki sam, piwo to samo, a nawet cena za owy trunek była taka sama… No, kelnerka w sumie też, ale byłeś zbyt trzeźwy żeby próbować jakichś miłosnych podbojów.
Wiewiur:
‐ Ponury Opój, Krasnolud, najemnior z dziada‐pradziada, najlepszy sku*wiel na kontynencie, przez kilka dekad najemniczego żywota zarżnąłem od cholery konkurencji, Ogrów, Trolli, Cyklopów i innych monstrów, a raz nawet Smoka. No i jeszcze więcej jakichś byle wypi**dków myślących, że mają ze mną jakieś szanse. ‐ wyjaśnił i po zakończeniu wypowiedzi uśmiechnął się, ukazując zadziwiająco białe, choć niekompletne, uzębienie i łykając na raz dostarczony trunek.
‐ Pali suka. ‐ mruknął, uderzając ciężko pięścią o stół. ‐ To czego chcesz?//Hawir, albo jakoś tak.//
‐ Banda rabusiów niedaleko. Widziałem ich, gdy przechodziłem obok, idąc do miasta. ‐ odparł i uśmiechnął się, chyba po raz pierwszy od Waszego spotkania. ‐ Prześcignę głodnego Warga w pełnym galopie, osioł nie jest dla mnie wyzwaniem. -
wiewiur500kuba
Tarn
// Kłamać nie umiem ;‐; //
‐ Powiem Ci szczerze, bo w zasadzie chciałem już iść. Na Tablicy wisi zgłoszenie na Ciebie, akurat potrzebowałem kasy to myślałem że pójdzie mi łatwo, a tu taki klops. Teraz zapewne mam przesrane, ale wolę nie zadzierać z Tobą patrząc a Twoje umiejętności jak i sławę którą się okryłeś…Troyus
//Ten uśmiech to dlatego że nie traktuje Troyusa poważnie, czy dlatego że Troyus tak wyolbrzymia? //
‐ To nie jakiś osioł! To jest Hawir//Tak, właśnie tak.//, osioł czystej Królewskiej krwi, prześcignie każdego kto tylko będzie miał ochotę się z nim ścigać! -
-
Kuba1001
Max:
‐ Przecież to jest kufel. ‐ odparła zdziwiona kelnerka. ‐ Czego pan niby oczekuje?
Wiewiur:
Pokiwał ze zrozumieniem głową i pogłaskał swą czarną jak smoła brodę jedną dłonią, aby drugą, zwiniętą w pięść, nagle uderzyć Cię prosto w nos. Zatoczyłeś się na krześle, a głośne chrupnięcie i fontanna krwi dość jasno dały Ci do zrozumienia, że jest złamany i bez profesjonalnego medyka lub Maga Leczenia się nie obejdzie.
Widzący to przedstawienie klienci karczmy początkowo nie reagowali, aby w końcu posłać dwóch, którzy chwycili Cię z ubrania i wyrzucili z karczmy na bruk.//I to, i to.//
‐ Spróbujmy. Dam Wam kilka minut forów. -
maxmaxi123
Pokazał ręką na stole, wielkość mniej więcej od blatu, aż do wielkości, którą można określić, jako czubek głowy siedzącego minotaura., a na szerokość, rozciągnął swe ramiona na pełną szerokość.
‐ Ło toki to je kufel. To tutaj ledwo kliesecek jest.
//Jeżeli nie rozumiesz tej wielkości, to postaram się lepiej wyjaśnić.// -
-
Ether
Powoli otworzyłem oczy i zacząłem sobie przypominać wydarzenia dnia wczorajszego. Przybyłem tutaj na zlecenie mojego mistrza ‐ Oriona, aby przekazać wiadomość. Jestem pewien, że po prostu sprawdza moją lojalność ‐ to czy jej nie przeczytam.
Powoli wstałem z brudnego posłania. Podszedłem do misy z wodą i przemyłem twarz. Przez całą noc gryzły mnie pluskwy. Ubrałem się i zastanawiałem co zrobić.
Miałem jeszcze trochę pieniędzy, które dostałem na podróż ‐ spokojnie wystarczy, abym zszedł na dół, zjadł coś i wypił.
Przypomniałem sobie także, że zapłaciłem za oporządzenie konia ‐ o to nie musiałem się martwić. -
Kuba1001
Max:
‐ Nie mamy nic takiego. ‐ wyjaśniła, odchodząc, gdyż z racji sporego ruchu w karczmie nie miała czasu na pogaduszki z klientami, zwłaszcza spitą ciemnotą.
Taczka:
Było tylko kilka, do tego takich, do których widoku nie nawykłeś: Chudych i skąpych. Cóż, nic dziwnego, w końcu to bardzo tajemniczy rejon Elarid.
Ether:
Owszem.
//Nie wiem czy wiesz na czym to polega, ale powinieneś napisać coś, co ja mogę rozwinąć i na co mogę odpowiedzieć, także wiesz… Nie licz na jakiekolwiek inne odpisy z mojej strony, dopóki się nie zastosujesz.// -
-
-
Ether
//Oczywiście, po prostu… nie wiedziałem jak to wygląda…
Jak pomyślałem ‐ tak uczyniłem. Zgarnąłem cały szpej do torby, płaszcz zwinąłem i położyłem na wierzchu. Nie wiedziałem jak szybko będę musiał wychodzić. Zarzuciłem ją na ramię i ostatni raz spojrzałem na mały, brudny pokoik. Przez okna zasłonięte błonami wpadało światło. Zapowiadał się wspaniały dzień. Jak każdy początek.
Zszedłem po skrzypiących, drewnianych schodach do głównego pomieszczenia karczmy. Skinąłem głową karczmarzowi na przywitanie i podszedłem do lady.
-
Kuba1001
Max:
‐ Niewiele się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. ‐ powiedział strażnik, powoli sącząc piwo. ‐ A jak tam Twój trening czy co to miało być?
Taczka:
Zebrałeś w ten sposób niewiele wiedzy, bo nawet sadzając duże litery nie zapisałbyś nimi całego zwitka pergaminu. Ale to zawsze coś, choć trzeba też brać pod uwagę, że sporo z tych faktów może okazać się w rzeczywistości mitami i legendami.
Ether:
‐ Czego? ‐ spytał karczmarz, zajęty zwyczajową czynnością właściciela takiego przybytku, czyli wycieraniem kontuaru jakąś szmatką. -
-
-