Miasto Gilgasz.
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
Zaczęła opowiadać, ale z jej słów nie wyniosłeś nic ponadto, co już masz, a właściwie to miałeś nieco więcej informacji dzięki swojej eskapadzie w kanalizacji.
Max:
//Mogę zagwarantować, że będzie zabawnie, to na pewno.//
Nie widziałeś go, ale to nic dziwnego z racji sporego tłumu oraz licznych aren, na których rozgrywały się różne walki.
CC4:
Jakiś Hobbit zgarnął Ci sprzed nosa takie opiewające na czterysta sztuk złota, zostały dwa po ćwierć tysiące, które opiewały na eliminację szajki bandytów na czele z jej przywódcą, choć to właściwie na nim skupiało się owe zlecenie, a drugie opiewało na zatrudnienia się w charakterze ochroniarza pewnego kupca i jego wozu z dobrami podczas drogi stąd do Hammer.
Wiewiur:
Udało się, choć poczułeś ból, ale nie na tyle, żeby jakoś szczególnie utrudniał Ci cokolwiek, acz ten medyk to jednak dobry pomysł.
‐ Łap! ‐ krzyknął w Twoim kierunku strażnik, który pobiegł za rabusiami, a następnie rzucił Ci Twoją skradzioną sakiewkę.
‐ Udało mi się ją odzyskać, rabusie spanikowali i jeden cisnął nią we mnie. ‐ wyjaśnił, choć możesz przypuszczać, że zrobili to specjalnie, byleby tylko zgubić pościg strażnika.I właściwie wszystko było wartościowe, choć Twoją uwagę przykuł elegancki młot, choć nie bojowy, a kowalski. Poza tym miałeś do wyboru narzędzia, broń, ubrania, sukno, jedzenie, wodę, wino i tym podobne.
-
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
Tak jak chciałeś, nieniepokojony spędziłeś resztę czasu na zdrowym śnie, który przerwałeś kilka chwil po świcie.
Max:
//Nie, masz już wolne, i jest bardziej noc lub późny wieczór, niż dzień.//
Znalazłeś go przy jednej z barierek otaczających areny, gdzie oglądał walkę Elfa z dwoma Orkologami, choć sądząc po licznych trupach, musiała to być walka trzech na trzech, a przynajmniej na początku. Poza tym w jednej ręce trzymał półpełny kufel piwa, a drugą otaczał dość urodziwą kelnerkę, z którą od czasu do czasu zamienił kilka słów. -
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
W tym czasie na swouch produktach zarobiłeś ledwie dwadzieścia sztuk złota, ale to lepsze niż nic, prawda?
Max:
‐ Wyjdziesz tą samą drogą, którą tu wszedłeś. ‐ odburknął. ‐ I nawet nie próbują chwalić się komukolwiek, że tu byłeś. A tym bardziej, że byłem tu z Tobą.
Taczka:
Nic, choć może to i dobrze, biorąc pod uwagę ilość substancji, które mogą ewentualnie wybuchnąć. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
CC4:
Zawsze coś, acz pod adresem znajdował się spory kram, ale nie dom, choć rozstawiono go przed budynkiem, który funkcję owego lokum może pełnić. Niemniej, zastałeś tam mężczyznę o bujnych bokobrodach, odzianego w czerwone ubrania, który właśnie dobijał handlu z jakimś Elfem. Nieco dalej dostrzegłeś też grupę uzbrojonych po zęby kiziorów różnych ras, najpewniej najemników, których także skusiło to zlecenie.
Max:
Chyba coś jeszcze mruknął, z pewnością nic przyjemnego, ale już nie dosłyszałeś, a i wracać się sensu nie było, więc dość szybko opuściłeś lokal.
Wiatrowiej:
Pracowałeś nieco ponad półgodziny, ale zdołałeś zrobić sporą porcję owego specyfiku. -