Miasto Gilgasz.
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
Tak jak chciałeś, nieniepokojony spędziłeś resztę czasu na zdrowym śnie, który przerwałeś kilka chwil po świcie.
Max:
//Nie, masz już wolne, i jest bardziej noc lub późny wieczór, niż dzień.//
Znalazłeś go przy jednej z barierek otaczających areny, gdzie oglądał walkę Elfa z dwoma Orkologami, choć sądząc po licznych trupach, musiała to być walka trzech na trzech, a przynajmniej na początku. Poza tym w jednej ręce trzymał półpełny kufel piwa, a drugą otaczał dość urodziwą kelnerkę, z którą od czasu do czasu zamienił kilka słów. -
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
W tym czasie na swouch produktach zarobiłeś ledwie dwadzieścia sztuk złota, ale to lepsze niż nic, prawda?
Max:
‐ Wyjdziesz tą samą drogą, którą tu wszedłeś. ‐ odburknął. ‐ I nawet nie próbują chwalić się komukolwiek, że tu byłeś. A tym bardziej, że byłem tu z Tobą.
Taczka:
Nic, choć może to i dobrze, biorąc pod uwagę ilość substancji, które mogą ewentualnie wybuchnąć. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
CC4:
Zawsze coś, acz pod adresem znajdował się spory kram, ale nie dom, choć rozstawiono go przed budynkiem, który funkcję owego lokum może pełnić. Niemniej, zastałeś tam mężczyznę o bujnych bokobrodach, odzianego w czerwone ubrania, który właśnie dobijał handlu z jakimś Elfem. Nieco dalej dostrzegłeś też grupę uzbrojonych po zęby kiziorów różnych ras, najpewniej najemników, których także skusiło to zlecenie.
Max:
Chyba coś jeszcze mruknął, z pewnością nic przyjemnego, ale już nie dosłyszałeś, a i wracać się sensu nie było, więc dość szybko opuściłeś lokal.
Wiatrowiej:
Pracowałeś nieco ponad półgodziny, ale zdołałeś zrobić sporą porcję owego specyfiku. -
-
-