Miasto Gilgasz.
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
CC4:
Zawsze coś, acz pod adresem znajdował się spory kram, ale nie dom, choć rozstawiono go przed budynkiem, który funkcję owego lokum może pełnić. Niemniej, zastałeś tam mężczyznę o bujnych bokobrodach, odzianego w czerwone ubrania, który właśnie dobijał handlu z jakimś Elfem. Nieco dalej dostrzegłeś też grupę uzbrojonych po zęby kiziorów różnych ras, najpewniej najemników, których także skusiło to zlecenie.
Max:
Chyba coś jeszcze mruknął, z pewnością nic przyjemnego, ale już nie dosłyszałeś, a i wracać się sensu nie było, więc dość szybko opuściłeś lokal.
Wiatrowiej:
Pracowałeś nieco ponad półgodziny, ale zdołałeś zrobić sporą porcję owego specyfiku. -
-
-
-
-
wiewiur500kuba
Kuba1001 pisze:
Wiewiur:
Udało się, choć poczułeś ból, ale nie na tyle, żeby jakoś szczególnie utrudniał Ci cokolwiek, acz ten medyk to jednak dobry pomysł.
‐ Łap! ‐ krzyknął w Twoim kierunku strażnik, który pobiegł za rabusiami, a następnie rzucił Ci Twoją skradzioną sakiewkę.
‐ Udało mi się ją odzyskać, rabusie spanikowali i jeden cisnął nią we mnie. ‐ wyjaśnił, choć możesz przypuszczać, że zrobili to specjalnie, byleby tylko zgubić pościg strażnika.I właściwie wszystko było wartościowe, choć Twoją uwagę przykuł elegancki młot, choć nie bojowy, a kowalski. Poza tym miałeś do wyboru narzędzia, broń, ubrania, sukno, jedzenie, wodę, wino i tym podobne.
Tarm
Spróbował złapać sakiewkę.
‐ Tak z ciekawości… Jak się w ogóle walczy z przestępczością?‐ Zwrócił się do jednego strażnika.Troyus
Brał to co miało najwięcej klejnotów, ewentualnie mógł łatwo unieść. -
-
-
-
Kuba1001
Max:
Trafiłeś tam bez problemów, a po chwili uwaliłeś się na łóżko i zasnąłeś. Obudziłeś się dopiero rankiem, podczas pobudki granej na trąbce, przy okazji z lekkim kacem.
CC4:
‐ Czego chcesz? ‐ zapytał kupiec, przyglądając Ci się z podniesioną brwią. ‐ Zamykam już kram, bo muszę ruszać w drogę do Hammer. A jeśli chcesz zaciągnąć się do eskorty wozu, to nie wezmę już byle kogo, mam wystarczająco dużo drabów, którym muszę zapłacić.
Wiatrowiej:
Obie czynności powiodły się, a w międzyczasie zastało Cię już późne popołudnie.
Bulwa:
Trafiłeś tam dość łatwo, trudniej zaczęło robić się pod samą bramą, gdzie dwie skrzyżowane przez strażników halabardy skutecznie uniemożliwiły Ci wejście do bogate zdobionego i sporego ratusza.
‐ A Ty tu czego? ‐ spytał jeden dość ostro.
‐ Jest zebranie rady miasta, mamy rozkaz nikogo nie wpuszczać. ‐ uzupełnił nieco łagodniej ten drugi.
Wiewiur:
‐ Bandytów się zabija albo wsadza do pierdla, proste, co nie? ‐ odparł, gdy chwyciłeś swoją własność. ‐ Nie gadaj, że chcesz się zaciągnąć…Klejnotów praktycznie nie miało tu nic, a przynajmniej nic nie zostało. Tobie do zabrania pozostał owy młot, nieco broni w postaci jednoręcznych mieczy i toporów oraz włóczni, oszczepów, najróżniejszych maczug i innych obuchów, łuków, kusz, noży i sztyletów. Uzupełniało to złoto, srebro i miedź w postaci monet oraz napoje i prowiant. A przynajmniej to mogłeś unieść i było praktyczne, w końcu ciężko byłoby Ci zanieść taką belę sukna do miasta, choć z drugiej strony z pewnością dostałbyś za nią kilkadziesiąt złotników…
-
-
-
-
-