Miasto Ur
-
- Odpocznij, przygotuj się do rozmowy, wybierz sama miejsce i czas, pokaż mu, kto tu rządzi. Tylko załatw to jeszcze dziś, jeśli negocjacje się przeciągną, to najpóźniej jutro. Przybył tu sam, jego wojska stoją bezczynnie w Verden. Minie wiele czasu, nim tu przybędą, a potrzeba mi ich jak najszybciej.
-
-Skoro to jest ważne, to mogę z nim porozmawiać nawet teraz.
-
- Przygotuj się i daj znać komuś ze służby, gdy będziesz gotowa, a wtedy po niego poślę. - odpowiedział i albo nie chcąc ci przeszkadzać, albo wracając do swoich zajęć, odszedł brukowaną ścieżką do pałacu.
-
Żeby się odstresować przed tą rozmową poszła chociaż wziąć kąpiel i się jakoś ładnie uczesać. Po tym poinformowała kogoś ze służby, że może porozmawiać z tym najemnikiem.
-
//Nie jest to jakoś wybitnie ważne, ale jednak spytam: gdzie z nim będzie rozmawiać? W jakim pomieszczeniu? Czy może w ogrodzie?//
-
//może być ogród//
-
Służka pokiwała głową i odeszła. Nim zjawił się Drow, minęło prawie pół godziny, najwidoczniej miał kwaterę daleko od murów pałacu, jednak zjawił się tak szybko, jak tylko mógł, bo i po co miałby się spóźniać?
- Pani. - powiedział, gdy w milczeniu przypatrywał ci się kilka chwil. Zgiął lekko kark i nim zaprotestowałaś, ujął twoją dłoń, którą ucałował i od razu puścił. - Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? -
-Chciałabym z tobą trochę porozmawiać. - Chociaż z bliska wyglądał jeszcze straszniej, to próbowała zachować spokój. -Co mogłoby cię zadowolić, żebyś wsparł nasz kraj w wojnie?
-
- Gdy zabijam lub się targuję mam zwyczaj, że przeważnie nie zaczynam pierwszy. - odparł z lekkim uśmieszkiem, a właściwie grymasem, który miał go przypominać. W tym momencie mogłaś zastanowić się, czy on właściwie odczuwa jakieś pozytywne emocje?
-
-To może inaczej… - Podeszła trochę bliżej Drowa patrząc się w jego oczy, żeby być bardziej przekonująca. - Czego najbardziej pragniesz?
-
Wyszczerzył w twoim kierunku zęby w kolejnej parodii uśmiechu. Ze zdziwieniem i przerażeniem zdałaś sobie sprawę, że miał je spiłowane na kształt kłów dzikiego zwierza.
- Wielu rzeczy, moja pani. Bardzo, bardzo wielu. Żadnej z nich nie możesz mi dać, więc powiedz, co sama oddasz, aby zyskać na swoje usługi klingi moje i moich ludzi? -
//nie wiem czy to dużo, nie umiem negocjować ._.//
-Pięćdziesiąt tysięcy sztuk złota na zachętę. Po wojnie otrzymacie też posiadłości i tytuły, jeśli będziecie chcieli tu zostać. -
- Brzmi dobrze. Wręcz za dobrze. Gdzie tkwi haczyk?
-
-Nie ma ukrytych haczyków, ale chcę żebyś wiedział, że zdobycze wojenne trafiają do państwa, więc chciałabym żebyś pilnował swoich ludzi, żeby nie rozkradali wszystkiego dla własnego zysku.
-
- Łupienie, branie w niewolę, gwałty i tym podobne to nieodłączne elementy wojny. Ale moi ludzie są na tyle karni, że wystarczy jedno moje słowo, aby przestali. Nie odbiorę im prawa do łupów, z tego żyją. A co do haczyków to doskonale wiem, że są. Zawsze są, nawet jeśli teraz o tym nie wiesz. Weźmy te tytuły i posiadłości. Znasz już jakieś konkrety? Łatwo jest rozdawać coś, czego jeszcze twój mąż nie zdołał zdobyć, prawda?
-
-Cóż… - Odwróciła wzrok. - Jeśli o to chodzi, to musiałabym jeszcze porozmawiać z Zimtarrą w tej sprawie, bo on na pewno lepiej wie jakie posiadłości mógłby oddać.
-
Znów wykrzywił usta w grymasie uśmiechu.
- Tak jak myślałem… Powiedz mu, że wezwę swoich ludzi, stawią się najszybciej za miesiąc, może dłużej, jeśli pustynia będzie im łaskawa. -
Kiwnęła głową.
-Mam nadzieję, że ta współpraca będzie owocna dla obu stron. -
Kolejny raz wyszczerzył kły i ukłonił ci się dwornie, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
-
Poszła więc poszukać Zimtarry.