Miasto Ur
-
-To może inaczej… - Podeszła trochę bliżej Drowa patrząc się w jego oczy, żeby być bardziej przekonująca. - Czego najbardziej pragniesz?
-
Wyszczerzył w twoim kierunku zęby w kolejnej parodii uśmiechu. Ze zdziwieniem i przerażeniem zdałaś sobie sprawę, że miał je spiłowane na kształt kłów dzikiego zwierza.
- Wielu rzeczy, moja pani. Bardzo, bardzo wielu. Żadnej z nich nie możesz mi dać, więc powiedz, co sama oddasz, aby zyskać na swoje usługi klingi moje i moich ludzi? -
//nie wiem czy to dużo, nie umiem negocjować ._.//
-Pięćdziesiąt tysięcy sztuk złota na zachętę. Po wojnie otrzymacie też posiadłości i tytuły, jeśli będziecie chcieli tu zostać. -
- Brzmi dobrze. Wręcz za dobrze. Gdzie tkwi haczyk?
-
-Nie ma ukrytych haczyków, ale chcę żebyś wiedział, że zdobycze wojenne trafiają do państwa, więc chciałabym żebyś pilnował swoich ludzi, żeby nie rozkradali wszystkiego dla własnego zysku.
-
- Łupienie, branie w niewolę, gwałty i tym podobne to nieodłączne elementy wojny. Ale moi ludzie są na tyle karni, że wystarczy jedno moje słowo, aby przestali. Nie odbiorę im prawa do łupów, z tego żyją. A co do haczyków to doskonale wiem, że są. Zawsze są, nawet jeśli teraz o tym nie wiesz. Weźmy te tytuły i posiadłości. Znasz już jakieś konkrety? Łatwo jest rozdawać coś, czego jeszcze twój mąż nie zdołał zdobyć, prawda?
-
-Cóż… - Odwróciła wzrok. - Jeśli o to chodzi, to musiałabym jeszcze porozmawiać z Zimtarrą w tej sprawie, bo on na pewno lepiej wie jakie posiadłości mógłby oddać.
-
Znów wykrzywił usta w grymasie uśmiechu.
- Tak jak myślałem… Powiedz mu, że wezwę swoich ludzi, stawią się najszybciej za miesiąc, może dłużej, jeśli pustynia będzie im łaskawa. -
Kiwnęła głową.
-Mam nadzieję, że ta współpraca będzie owocna dla obu stron. -
Kolejny raz wyszczerzył kły i ukłonił ci się dwornie, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
-
Poszła więc poszukać Zimtarry.
-
Odnalazłaś go bez trudu, bo sam kręcił się po ogrodzie, zamyślony nad jakąś kwestią tak bardzo, że nawet cię nie zauważył.
-
Podbiegła do niego, żeby dotrzymać mu kroku i uśmiechnęła się do niego, jak tylko ją zauważył.
-
Zaskoczyło go twoje pojawienie się, widocznie wyrwałaś go z głębokiej zadumy, ale na twój uśmiech odpowiedział swoim.
- Widzę, że szybko poszło. Mam nadzieję, że udało ci się go przekonać. -
-Powiedział, że jego ludzie przybędą tu najszybciej za miesiąc.
-
- A czego zażądał w zamian? - zapytał, bo oczywistym było, że żaden najemnik nie pracuje bezinteresownie i z dobroci serca.
-
-Zaoferowałam mu pięćdziesiąt tysięcy złotych monet i obiecałam posiadłości.
-
Pokiwał głową.
- Bardzo dobrze, że nie mówiłaś jakie konkretnie. Gdy będzie po wszystkim, dostanie jakiś marny karawanseraj na pograniczu Morza Wydm lub nie dostanie nic, bo może zginie… Dziękuję ci, że się tym zajęłaś. -
-Miło, że mogłam ci znowu pomóc. - Zarumieniła się lekko.
-
- I jestem ci za to bardzo wdzięczny. Jesteś prawdziwą podporą tego państwa. I moją.