Bóbr:
Ciężko było przy dziesiątkach kucharzy znaleźć jednego konkretnego. I pozostać niezauważonym.
‐ Hej Ty! Wynocha! Jeszcze nie ma jedzenia! ‐ krzyczał jeden z kucharzy.
Bóbr:
Sala jak sala. Lśniąca podłoga wyłożona kafelkami, stół pod ścianą na długi tak jak ściana, dziesiątki gości i żyrandole na 12 świec nad sufitem dające sporo światła.
Bóbr:
Nic się nie działo. Aż przybył Lord. Wszedł na specjalne podwyższenie, żeby było go widać i zaczął wznosić toast. Potem kucharze przynieśli przekąski, zaczęła grać muzyka i wszyscy zaczęli dziko densać.
Bóbr:
Stół pełnił tylko funkcję miejsca gdzie stoją pucharki z winem i przekąski. Zaczęła grać muzyka, a szlachta ruszyła do tańca. Co ciekawe Lord właśnie wtedy opuścił salę balową.