Miasto Ur
- 
-Skoro tak uważasz, to chyba mogę zostać tym ambasadorem. - Uśmiechnęła się. 
- 
Skinął głową. 
 - Doskonale. Jeśli nie masz nic przeciwko, wyruszysz jeszcze dziś. Zadbam o to, abyś miała odpowiednie zapasy na podróż oraz najlepszą możliwą ochronę, w tym moich najbardziej zaufanych ludzi. Jest coś, o co chcesz zapytać?
- 
-A jak długo zajmie ta podróż? 
- 
- Ruszysz w karawanie najlepszych wielbłądów, jakie mogą zaoferować stajnie w Ur, po jednym ze szlaków handlowych, omijającym najtrudniejsze przeszkody, jak choćby Morze Wydm czy Plugawe Ziemie. Jeśli polecisz odpowiednio się pospieszyć, to w najpewniej potrwa to około tygodnia. I o ile nie natraficie po drodze na jakieś problemy, ale w to wątpię. 
- 
-To naprawdę długo… Jesteś pewny, że przeżyjesz tyle beze mnie? - Zaśmiała się pod nosem. 
- 
- Czasem trzeba poświęcić własne dobro dla dobra całego miasta. I kraju. 
- 
-Jesteś dumny jak zawsze… Powinnam się już zacząć zbierać do drogi? 
- 
- Im szybciej wyruszysz, tym szybciej powrócisz, ale nie musisz się szczególnie spieszyć. 
- 
-A co powinnam ze sobą wziąć w tą podróż? 
- 
- Zadbam o wszystko, chyba że masz jakieś specjalne życzenia. 
- 
-Nie mam… Dziękuję, że się zawsze o mnie troszczysz. - Przytuliła się do Zimtarry. - Będę już iść. 
- 
Skinął głową, nie miał więc nic do dodania i mogłaś się swobodnie oddalić. 
- 
Poszła więc rozejrzeć się po pałacu, dopóki ktoś jej nie zawoła, że powinna wyruszać. 
- 
//Chcesz sama spakować coś szczególnego czy służba ma się tym zająć?// 
- 
//Niech służba się tym zajmie.// 
- 
Powoli przyzwyczajałaś się do ogromu i przepychu tego luksusowego budynku, ale wciąż większość jego komnat wzbudzała w Tobie niemały podziw, w końcu w Verden nie nawykłaś do takich warunków. Po niecałej godzinie jedna ze służących oznajmiła Ci, że wszystko gotowe, a później zaprowadziła na plac przed pałacem, gdzie widziałaś powóz zaprzęgnięty w dwa wielbłądy, specjalnie dla Ciebie, oraz trzy wozy z zapasami, Twoimi rzeczami i podarkami dla władcy Minteled. Poza tym był tam też ten Nord i Rodo, a poza nimi również tuzin wojowników, również na wielbłądach, uzbrojonych w krótkie łuki, jednoręczne bułaty i szable, małe tarcze czy długie włócznie, mający stanowić Waszą obstawę. 
 - Wszystko gotowe, moja pani. - powiedział Rodo, kłaniając Ci się lekko. - Możemy wyruszać, jeśli chcesz.
- 
-Wyruszajmy więc… - Weszła do swojego powozu. 
- 
//Zmiana tematu. Zacznę Ci na Morzu Wydm, gdy będziesz na miejscu.// 
- 
Ozel “Ślepiec” Golton 
 Uznał, że wybierze ten całkowicie pusty, więc jak na razie, z użyciem swoich magicznych oczu z artefaktów, skierował się do barmana, przy okazji starając się o to, by na nikogo nie nadepnąć. Chociaż mógł sobie na to pozwolić, bo był ślepy, to wolał nie zaczynać bójki na dzień dobry w nowym mieście.Drumen “Ogórek” al‐Malik 
 - To jak, mój ty bracho w boju? - zapytał. - Wchodzimy i realizujemy nasz plan?
- 
Pozostali bywalcy karczmy zwracali na Ciebie albo minimalną uwagę, albo jej kompletny brak, więc bez trudu dotarłeś do kontuaru. - Ta. - potwierdził krótko, a Ty pomyślałeś, że choć nie ma w nadmiarze inteligencji i raczej nie jest zbyt subtelny, to ten najemnik mógłby Ci się przydać, jeśli przeżyje, zgodzi się na współpracę no i sam go wcześniej nie zabijesz. 
 


