Nowe Gilgasz
-
Vader0PL
Xavier Waasi
Oparł dłoń na drzwiach w celu ich otworzenia. Rivert w ogóle go nie powiadomił, żeby gdzieś skręcił, czy coś, więc jeżeli teraz powiadomiłby go, że to głupi pomysł tam tak po prostu wejść, lub że jest inne wejście, to mógł się pie**olić. Po przyjacielsku, oczywiście. Wracając jednak do drzwi, otworzył je, spodziewając się natychmiastowego ataku. W razie braku takowego, jak i też pułapek pod drzwiami, naszła pora, żeby wejść do środka. -
Kuba1001
Taczka:
Pokiwał głową z uznaniem, gdy przeczytał oba.
‐ Za młodu, wychowując się jeszcze w mroźniej ojczyźnie, polowałem na różne bestie. Powinienem poradzić sobie z tymi Młotogłowami. Uważasz, że dasz radę z drugim zleceniem? W ten sposób zarobilibyśmy o wiele więcej w tym samym czasie, jeśli nie szybciej.
Vader:
//Nie musisz już tego pisać, ale daj mi tylko znać: Wchodzisz tam sam, z kilkoma kompanami czy całą wesołą ekipą?// -
-
-
Kuba1001
Vader:
//Masz tutaj sporo i nazwanych, ważnych, NPC, jak i postaci tła, więc napisz mi, kto powinien znajdować się w tej małej grupce.//
Taczka:
‐ A więc spróbuj, ale pamiętaj, że jeśli będzie trzeba, to mogę rzucić swoje zadanie, żeby Ci pomóc. A Ty zawsze możesz przerwać swoje, żeby się niepotrzebnie nie narażać. -
-
-
Kuba1001
Taczka:
Skinął głową i towarzyszył Ci do miejskiej bramy, którą przekroczył i ruszył na zewnątrz, aby zapolować na tamte bestie. Tobie za to pozostało zajrzenie do koszar straży miejskiej, które znajdują się nieopodal głównej bramy miejskiej, aby dowiedzieć się czegoś więcej o zadaniu i przekazać im, że chcesz z nimi współpracować.
Vader:
Część z tych, którzy zostali, była zawiedziona, reszta próbowała ukryć swoją ulgę, pozostali wręcz przeciwnie, w końcu miałeś tu wielu najemników, którzy równie dobrze mogliby walczyć przeciwko Tobie, gdyby Vigo zapłacił im więcej, nie chcieli ginąć w walce o władzę, w której i tak nic nie zyskają.
W środku komnaty było ciemno, ale nagle wszystkie pochodnie na ścianach i świecie w żyrandolach pod sufitem rozbłysły oślepiającym blaskiem. Dopiero wtedy zauważyłeś, że jak na osobę tak wpływową, Vigo nie otacza się luksusami, a przynajmniej nie tutaj, w swojej sali tronowej, gdzie poza owym meblem nie znajdowało się właściwie nic, nawet on sam. -
-
-
Kuba1001
Vader:
Z każdej strony, poza sufitem, a to przecież właśnie z góry zaskoczyli Cię po raz pierwsi strażnicy przy wejściu, w tym Rivert. Tym razem było ich aż tuzin, wszyscy uzbrojeni w sztylety, długie noże, włócznie z długimi grotami, jednoręczne miecze, szable, czy egzotyczne bułaty, a nawet łańcuchy z ostrzami i kulami po przeciwnych stronach.
‐ Zawiodłeś nas, Rivert. ‐ powiedział jeden ze skrytobójców. ‐ Gdybyś wybrał właściwą stronę, stałbyś tu teraz z nami. Dalej bylibyśmy braćmi. A teraz wszyscy musicie umrzeć.
‐ Braci się nie wybiera, tak jak reszty rodziny. ‐ odparł tamten, dobywając swoich mieczy, podobnie jak Bell i para Łaków. ‐ A ja wolę tę bandę pawianów od takich braci, którzy poderżnęliby mi gardło we śnie.
‐ Gdy z Wami skończymy, będziesz modlić się o taką łaskawą śmierć. ‐ wysyczał skrytobójca i w tej chwili niemalże wszyscy ruszyli do ataku.
Taczka:
Nie odpowiedział, wskazał Ci jedynie drogę do odpowiedniego pomieszczenia w całych koszarach, więc to dopiero tam poznasz odpowiedź na swoje pytanie. -
-
Kuba1001
Z łatwością zablokował Twoje ciosy, przyjmując je na swoją włócznię. Szybko odepchnął obie klingi i cofnął się o kilka kroków, kręcąc efektywny młynek swoją bronią, aby po chwili wyprowadzić szybkie pchnięcie na wysokości Twojego brzucha.
Rivert w tym czasie nawiązał jednoczesną walkę z trzema oponentami i radził sobie całkiem nieźle, pozostali rzucili się na Bella i jego Łaki, którzy zwarli szyk, stając do siebie plecami i próbując odpierać całe to natarcie. -
-
-
Kuba1001
Vader:
Takiego zagrania się nie spodziewał, więc wyzionął ducha z wyrazem autentycznego zdziwienia na twarzy. Ale zabicie jednego nie przybliżyło Cię zbytnio do celu, musicie położyć trupem wszystkich zabójców, aby móc iść dalej, bo oni nie mają zamiaru odpuścić.
Taczka:
Już od progu uderzył Cię zapach krasnoludzkiego ziela i tytoniu, których opary wciąż wypełniały pomieszczenie. Gabinet był skromnie urządzony, z mebli stało tu jedynie biurko, dwa krzesła, fotel naprzeciwko i szafka pełna książek, zwojów i przyborów do pisania. To właśnie na fotelu siedział mężczyzna w średnim wieku, już łysiejący, o krzywym nosie i małych oczkach, które wwierciły się w Ciebie od pierwszej chwili, w której Cię zauważył.
‐ No, proszę, proszę. A kogo my tu mamy? ‐ zapytał, odsłaniając w uśmiechu żółte zęby, efekt palonych namiętnie używek. -
-
-
-