Nowe Gilgasz
-
-
-
Kuba1001
Vader:
//Masz tutaj sporo i nazwanych, ważnych, NPC, jak i postaci tła, więc napisz mi, kto powinien znajdować się w tej małej grupce.//
Taczka:
‐ A więc spróbuj, ale pamiętaj, że jeśli będzie trzeba, to mogę rzucić swoje zadanie, żeby Ci pomóc. A Ty zawsze możesz przerwać swoje, żeby się niepotrzebnie nie narażać. -
-
-
Kuba1001
Taczka:
Skinął głową i towarzyszył Ci do miejskiej bramy, którą przekroczył i ruszył na zewnątrz, aby zapolować na tamte bestie. Tobie za to pozostało zajrzenie do koszar straży miejskiej, które znajdują się nieopodal głównej bramy miejskiej, aby dowiedzieć się czegoś więcej o zadaniu i przekazać im, że chcesz z nimi współpracować.
Vader:
Część z tych, którzy zostali, była zawiedziona, reszta próbowała ukryć swoją ulgę, pozostali wręcz przeciwnie, w końcu miałeś tu wielu najemników, którzy równie dobrze mogliby walczyć przeciwko Tobie, gdyby Vigo zapłacił im więcej, nie chcieli ginąć w walce o władzę, w której i tak nic nie zyskają.
W środku komnaty było ciemno, ale nagle wszystkie pochodnie na ścianach i świecie w żyrandolach pod sufitem rozbłysły oślepiającym blaskiem. Dopiero wtedy zauważyłeś, że jak na osobę tak wpływową, Vigo nie otacza się luksusami, a przynajmniej nie tutaj, w swojej sali tronowej, gdzie poza owym meblem nie znajdowało się właściwie nic, nawet on sam. -
-
-
Kuba1001
Vader:
Z każdej strony, poza sufitem, a to przecież właśnie z góry zaskoczyli Cię po raz pierwsi strażnicy przy wejściu, w tym Rivert. Tym razem było ich aż tuzin, wszyscy uzbrojeni w sztylety, długie noże, włócznie z długimi grotami, jednoręczne miecze, szable, czy egzotyczne bułaty, a nawet łańcuchy z ostrzami i kulami po przeciwnych stronach.
‐ Zawiodłeś nas, Rivert. ‐ powiedział jeden ze skrytobójców. ‐ Gdybyś wybrał właściwą stronę, stałbyś tu teraz z nami. Dalej bylibyśmy braćmi. A teraz wszyscy musicie umrzeć.
‐ Braci się nie wybiera, tak jak reszty rodziny. ‐ odparł tamten, dobywając swoich mieczy, podobnie jak Bell i para Łaków. ‐ A ja wolę tę bandę pawianów od takich braci, którzy poderżnęliby mi gardło we śnie.
‐ Gdy z Wami skończymy, będziesz modlić się o taką łaskawą śmierć. ‐ wysyczał skrytobójca i w tej chwili niemalże wszyscy ruszyli do ataku.
Taczka:
Nie odpowiedział, wskazał Ci jedynie drogę do odpowiedniego pomieszczenia w całych koszarach, więc to dopiero tam poznasz odpowiedź na swoje pytanie. -
-
Kuba1001
Z łatwością zablokował Twoje ciosy, przyjmując je na swoją włócznię. Szybko odepchnął obie klingi i cofnął się o kilka kroków, kręcąc efektywny młynek swoją bronią, aby po chwili wyprowadzić szybkie pchnięcie na wysokości Twojego brzucha.
Rivert w tym czasie nawiązał jednoczesną walkę z trzema oponentami i radził sobie całkiem nieźle, pozostali rzucili się na Bella i jego Łaki, którzy zwarli szyk, stając do siebie plecami i próbując odpierać całe to natarcie. -
-
-
Kuba1001
Vader:
Takiego zagrania się nie spodziewał, więc wyzionął ducha z wyrazem autentycznego zdziwienia na twarzy. Ale zabicie jednego nie przybliżyło Cię zbytnio do celu, musicie położyć trupem wszystkich zabójców, aby móc iść dalej, bo oni nie mają zamiaru odpuścić.
Taczka:
Już od progu uderzył Cię zapach krasnoludzkiego ziela i tytoniu, których opary wciąż wypełniały pomieszczenie. Gabinet był skromnie urządzony, z mebli stało tu jedynie biurko, dwa krzesła, fotel naprzeciwko i szafka pełna książek, zwojów i przyborów do pisania. To właśnie na fotelu siedział mężczyzna w średnim wieku, już łysiejący, o krzywym nosie i małych oczkach, które wwierciły się w Ciebie od pierwszej chwili, w której Cię zauważył.
‐ No, proszę, proszę. A kogo my tu mamy? ‐ zapytał, odsłaniając w uśmiechu żółte zęby, efekt palonych namiętnie używek. -
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
W jednym wypadku przeciwnik zdążył wykonać unik i spudłowałeś haniebnie. Jeśli chodzi o drugi nóż, to trafił on herszta skrytobójców prosto w żebra, ale odbił się od nich, co sugeruje, że to albo jakichś cholerny Mutant, albo na ma sobie jakiś lekki i przy tym bardzo wytrzymały pancerz, który nie krępuje ruchów, podobny do drowskich kolczug z sieci Wielkich Pająków z Mrocznej Puszczy.
Taczka:
Mężczyzna wydawał się trochę zawiedziony tym, że jednak nie zostałaś na dłużej, ale nie miał też ochoty Cię zatrzymywać, więc spokojnie opuściłaś miasto, a kierując się jego wskazówkami dotarłaś do małej wioski nad rzeką. Z pozoru nic wielkiego, mała przystań rybacka dla kilku łódek, w jej pobliżu sieci, wiosła, wędki, podbieraki i tym podobne, warsztat garncarski, kuźnia, spichlerz, kilka obór, chlewów i szop, a także kilkanaście krytych strzechą wiejskich chat. To, co dziwiło, to brak mieszkańców, bo choć widziałaś jakichś ludzi i nie tylko kręcących się w okolicach zabudowy, to na pewno nie byli chłopami, sądząc po ich uzbrojeniu, to albo przedstawiciele rady miasta, czyli marionetki Czarnego Słońca, bądź miejskiej straży, albo zwykli najemnicy, których zakontraktowano w celu rozwiązania tej sprawy, podobnie jak i Ciebie. -