Nowe Gilgasz
-
Ruszyła za nimi ze sztyletem w dłoni.
-
Dalsza podróż przez jakiś czas nie była zbyt uciążliwa, dopóki spod wody nagle nie wystrzelił harpun, który z łatwością przebił pancerz jednego ze strażników. Wtedy spod wody wyskoczyły kolejne Murloki, tym razem było ich o wiele więcej, ale tylko część miała broń białą, choćby noże, sztylety i krótkie miecze. To jednak wystarczało, bo pozostałe rzucały się na miejskich strażników, których męczył długi marsz w ciężkiej zbroi, rynsztunku i przemoczonych ubraniach, przygniatając ich na tyle, żeby pozostałe, uzbrojone, potworki dały radę dostać się tam i zaatakować nieosłonięte miejsca za pomocą swojej broni. I na Ciebie rzuciło się pięć nieuzbrojonych Murloków i jeden z krótkim mieczem, trzymający się, póki co, daleko, dopóki jego pobratymcy nie umożliwią mu ataku.
-
Odskoczyła do tyłu i wyciągnęła łuk, po czym spróbowała zastrzelić Murloków.
-
O wiele lepszym pomysłem byłoby wykorzystanie sztyletu, bo w tak ciasnej przestrzeni i, co ważniejsze, na tak krótkim dystansie, nie zdołałaś nawet napiąć cięciwy i wystrzelić, gdy oblazły Cię pierwsze Murloki, którym okrutnie śmierdziało rybami i zgniłym mięsem, być może ludzkim, z pysków, a ich wilgotne, lepiące się łapy próbowały jakoś Cię unieruchomić, aby ułatwić robotę temu uzbrojonemu, który zaczął się powoli zbliżać.
-
Spróbowała wyciągnąć sztylet, aby zadźgać nim atakujących ją Murloków.
-
Xavier Waasi
- Jak nie po dobroci, to będzie ból i płacz.
Ruszył za Vigo, starając się go dogonić. Przy okazji sprawdził na najbliższym z walczących przeciwników, czy jego pierścień jeszcze działał i mógł zrobić krzywdę przeciwnikom. -
Taczka:
Bez problemu zabiłaś kilka, ale ten uzbrojony nie miał zamiaru odpuścić sobie ataku, więc nagle zanurkował, a po chwili wynurzył się tuż przed Tobą, wyskakując z wzniesioną bronią i bojowym okrzykiem.
Vader:
Możesz sprawdzić to na trzech spośród ochroniarzy głowy Czarnego Słońca, bowiem tylu zostawił, aby Cię zabili lub spowolnili, a on sam kontynuował ucieczkę wraz z ostatnim spośród nich. -
Spróbowała uniknąć ataku Murloka, po czym dźgnąć go sztyletem w tułów.
-
Udało Ci się, ale Murloków było coraz więcej, w tym tych uzbrojonych. Dostrzegałaś, jak kolejni strażnicy giną lub zostają ogłuszani przez podobne do żab stwory. Jedynie towarzyszący Ci od niemalże samego początku tej misji najemnik stał spokojnie na uboczu, nawet nie dobył broni, a Murloki zdawały się go ignorować.
-
-Haldrin! Czemu ty nie walczysz?! - Krzyknęła na najemnika zdenerwowana.
-
On jedynie zaśmiał się w odpowiedzi na Twoje pytanie, a Ciebie zaatakowały kolejne Murloki. Ze zdziwieniem zdałaś sobie sprawę, że zostałaś sama na polu bitwy, nie licząc Haldrina, inni byli już martwi bądź ogłuszeni i nie mogli Ci pomóc. A Murloków pozostało około półtora tuzina, może nawet więcej, co nie stawia Cię w zbyt dobrej pozycji.
-
Spróbowała uciec z tej jaskini, jeśli miała możliwość.
-
Murloki nie miały zamiaru Ci tego ułatwić, podobnie jak wciąż stojący w miejscu z rękoma skrzyżowanymi na piersi najemnik. Pokonałaś pierwsze dziesięć metrów bez problemów, ale tam dognały Cię podobne do żab potworki, a jeden pochwycił za kostkę. Upadając i ślizgając się na mokrych od wody kamieniach uderzyłaś o coś głową, tracąc przytomność. Odzyskiwałaś ją z rzadka i na krótko, ale czułaś, że stado Murloków wlokło Cię, zanurzoną niemalże po szyję w wodzie, wgłąb jaskini. Po tych kilku przebłyskach straciłaś przytomność na dłużej, a gdy ją odzyskałaś, zdałaś sobie sprawę, że żyjesz, ale była to jedna z nielicznych pozytywnych rzeczy, na jakie wpadłaś. Poza tym wiedziałaś, że leżysz na chropowatej i wilgotnej podłodze jaskini, ale jest tu sucho, przynajmniej w tym sensie, że nie ma wody, tak jak wcześniej. Początkowo myślałaś, że jest tu aż tak ciemno, ale zaraz zdałaś sobie sprawę, że to wina materiałowej opaski na oczach, która uniemożliwiała Ci dostrzeżenie czegokolwiek. Nie sposób jej było jednak zerwać, bo ręce miałaś ciasno skrępowane za plecami, w nadgarstkach, ramionach i przedramionach. Nogi były wolne, ale to raczej niewielkie pocieszenie, zwłaszcza, że nie mogłaś zawołać o pomoc, bo Twoje usta były wypchane jakąś szmatą, a wokół nich obwiązano kolejną, aby uniemożliwić Ci wypchnięcie knebla. Po jakimś czasie zdałaś sobie też sprawę, że nie jesteś tu sama, słyszałaś ściszone głosy i kroki, zarówno mokre plaśnięcia stóp Murloków, jak i zwykłe kroki ludzi lub innych istot, które zwykły zakładać buty. Nie byli oni jednak w tym samym pomieszczeniu, w którym tkwiłaś chyba dłuższy czas, bo Twoje ubrania w większości już wyschły, ale w innym, co zrozumiałaś, gdy usłyszałaś skrzypienie otwieranych drzwi, zapewne prowadzących do tej prowizorycznej celi.
-
Czekała na to, co się wydarzy dalej.
-
Xavier Waasi
Toteż to sprawdził, chwilę później ściągając z pleców łuk i wystrzeliwując kilka strzał w pozostałych. -
Taczka:
Nogi najwidoczniej pozostawiono wolne nie z braku liny, ale konkretnego powodu, gdy kilka mokrych, błoniastych łap z ostrymi pazurami postawiło Cię na równe nogi, a przyłożone do pleców groty włóczni i ostrza sztyletów miały zmotywować do marszu w nieznanym kierunku i celu, póki co ciągle przed siebie.
Vader:
Walka łukiem na bliski dystans to raczej pomysł chybiony, dlatego żadnego z nich nie ustrzeliłeś, acz trzeba przyznać, że pierścień wykonał swoją robotę i bez trudu pozbyłeś się jednego strażnika. Dwóch pozostałych osiłków, nie zwlekając, rzuciło się na Ciebie, wymachując potężnym toporem i maczugą. -
Szła w kierunku, w którym ją kierowano.
-
Gdziekolwiek byłaś, na pewno nie mieszkały tu tylko Murloki, znowu słyszałaś kroki obutych stóp oraz rozmowy, które nie były prowadzone w bulgoczącej mowie tych podobnych do żab potworków, ale zwykłej, choć były zbyt daleko, abyś mogła cokolwiek zrozumieć. Po jakimś czasie, idąc wciąż prosto, przy okazji dwa razy skręcając w lewo, gdzie weszliście do kolejnego pomieszczenia i posadzono na krześle.
- Won! - krzyknął znajomy głos, głos Haldira, domniemanego najemnika, który chciał najwidoczniej pozbyć się Murloków, a sądząc po tym, co słyszałaś, to jednego chyba nawet wykopał i może zabił, z racji jego cherlawej sylwetki.
- Z góry mówię, że ja też nie spodziewałem się, że to tak się skończy. - powiedział, gdy najpewniej zostaliście sami, zamykając drzwi, którymi Cię tu wprowadzono. -
Więc czekała na to, co się wydarzy.
-
- Aż tak Ci to przeszkadza? - zapytał retorycznie, ale wreszcie odwiązał szmatę, którą miałaś owinięte usta, a później wyciągnął z nich kolejną, abyś mogła wreszcie mówić.