Nowe Gilgasz
-
Czekała na to, co się wydarzy dalej.
-
Xavier Waasi
Toteż to sprawdził, chwilę później ściągając z pleców łuk i wystrzeliwując kilka strzał w pozostałych. -
Taczka:
Nogi najwidoczniej pozostawiono wolne nie z braku liny, ale konkretnego powodu, gdy kilka mokrych, błoniastych łap z ostrymi pazurami postawiło Cię na równe nogi, a przyłożone do pleców groty włóczni i ostrza sztyletów miały zmotywować do marszu w nieznanym kierunku i celu, póki co ciągle przed siebie.
Vader:
Walka łukiem na bliski dystans to raczej pomysł chybiony, dlatego żadnego z nich nie ustrzeliłeś, acz trzeba przyznać, że pierścień wykonał swoją robotę i bez trudu pozbyłeś się jednego strażnika. Dwóch pozostałych osiłków, nie zwlekając, rzuciło się na Ciebie, wymachując potężnym toporem i maczugą. -
Szła w kierunku, w którym ją kierowano.
-
Gdziekolwiek byłaś, na pewno nie mieszkały tu tylko Murloki, znowu słyszałaś kroki obutych stóp oraz rozmowy, które nie były prowadzone w bulgoczącej mowie tych podobnych do żab potworków, ale zwykłej, choć były zbyt daleko, abyś mogła cokolwiek zrozumieć. Po jakimś czasie, idąc wciąż prosto, przy okazji dwa razy skręcając w lewo, gdzie weszliście do kolejnego pomieszczenia i posadzono na krześle.
- Won! - krzyknął znajomy głos, głos Haldira, domniemanego najemnika, który chciał najwidoczniej pozbyć się Murloków, a sądząc po tym, co słyszałaś, to jednego chyba nawet wykopał i może zabił, z racji jego cherlawej sylwetki.
- Z góry mówię, że ja też nie spodziewałem się, że to tak się skończy. - powiedział, gdy najpewniej zostaliście sami, zamykając drzwi, którymi Cię tu wprowadzono. -
Więc czekała na to, co się wydarzy.
-
- Aż tak Ci to przeszkadza? - zapytał retorycznie, ale wreszcie odwiązał szmatę, którą miałaś owinięte usta, a później wyciągnął z nich kolejną, abyś mogła wreszcie mówić.
-
Zajęło jej to dłuższą chwilę, ale w końcu namyśliła się.
-Dlaczego? - Mruknęła w odpowiedzi. -
- Dlaczego co? - odparł pytaniem na pytanie, choć pewnie wiedział, co masz na myśli, ale pragnął się tylko z tobą podrażnić. - To tylko praca, a ja jestem najemnikiem. Dziwi Cię, że zmieniłem stronę, gdy okazało się, że płacą lepiej i pozwalają więcej osiągnąć?
-
-A czemu pozwoliłeś mi żyć?
-
- Bo nie łamie się rozkazów tych, którzy mi płacą. Zwłaszcza, że mogę mnie zabić. Albo gorzej. Cholerni Mutageniści.
-
-To po co tutaj jesteś?
-
- Żeby zarobić. - odparł prosto, jak to najemnik. - I może zyskać coś więcej, kto wie?
-
-A ściągnąć mi opaskę z oczu pewnie ci zabronili… - Pomyślała, że podroczy się trochę z najemnikiem. - Chociaż mi to nie przeszkadza i tak nie chciałabym widzieć twojej szpetnej mordy.
-
- Mogłem nie ściągać Ci knebla. - odparł, nie dając się zbytnio sprowokować. - Charakterna jesteś, to trzeba przyznać. Dobrze, może mu się spodobasz. A jeśli nie, to trafisz do mnie.
-
-Nie jestem niczyją własnością, a na pewno nie będę twoją…
-
- Przykro mi, bo choć to o Ciebie idzie, to nie masz tu nic do powiedzenia. I uwierz, że lepiej, jeśli trafisz do mnie, a nie tego zwariowanego Mutagenisty. Cholera wie, na jaką chorą wizję wpadnie tym razem.
-
-Co masz na myśli? - Zdziwiła się.
-
- Ja cenię u Ciebie ciało i ładną buzię, on to, że jeszcze nigdy nie eksperymentował na takich jak Ty, miał tylko Murloki i pechowych ludzi. Jak tamci z wioski.
-
-Na przykład jak eksperymentował?