Nowe Gilgasz
-
-Nie jestem niczyją własnością, a na pewno nie będę twoją…
-
- Przykro mi, bo choć to o Ciebie idzie, to nie masz tu nic do powiedzenia. I uwierz, że lepiej, jeśli trafisz do mnie, a nie tego zwariowanego Mutagenisty. Cholera wie, na jaką chorą wizję wpadnie tym razem.
-
-Co masz na myśli? - Zdziwiła się.
-
- Ja cenię u Ciebie ciało i ładną buzię, on to, że jeszcze nigdy nie eksperymentował na takich jak Ty, miał tylko Murloki i pechowych ludzi. Jak tamci z wioski.
-
-Na przykład jak eksperymentował?
-
- Nigdy nie miałem tyle odwagi, aby przyjrzeć się jego paskudom z bliska, ale uwierz, że to nic urokliwego ani przyjemnego.
-
-T-to może jakoś się dogadamy? Zrobię wszystko, co zechcesz.
-
- Wszystko? - powtórzył, kładąc Ci dłoń na biuście. - Wiesz, mógłbym spróbować się jakoś za Tobą wstawić, ale jestem tu tylko pionkiem…
-
-Proszę, tylko nie pozwól, żebym trafiła w jego ręce, a ja za to zrobię co tylko zechcesz.
-
- I to mi się podoba. - powiedział zadowolony, klepiąc Cię w policzek. - Zrobię co się da, ale dobrze wiesz, czego będę oczekiwać w zamian. Ale i tak musisz się z nim spotkać, więc otwórz usta, żebym mógł Cię zakneblować, i nie utrudniaj, jeśli chcesz mieć to za sobą.
-
-No dobra… - Otworzyła usta, tak jak powiedział najemnik.
-
Haldrin od razu wepchnął do nich zwiniętą w kulkę szmatę, a później obwiązał wokół kolejną. Potem podniósł Cię z krzesła i obrócił w kierunku wejścia, jedną ręką otwierając drzwi, a drugą łapiąc Cię za pośladek.
- Nie odzywaj się niepytana, nie okazuj zbytniej arogancji, ale nie bądź też za bardzo uległa. Kłam, jeśli Ci to pomoże. Uważaj na to, żeby go nie obrazić, jeśli się wścieknie nawet ja Ci nie pomogę. Uważaj też na Goblina, jego przydupasa, potrafi zaleźć za skórę. - poinstruował Cię podczas krótkiej podróży korytarzami jaskini, a następnie klepnął i otworzył kolejne drzwi, wpychając Cię do środka i zamykając je za Twoimi plecami. -
Czekała na to, co się wydarzy dalej.
-
O dziwo, przez kilka minut nie działo się nic. Ty, przez opaskę na oczach pozbawiona chwilowo zmysłu wzroku, musiałaś wysilić pozostałe, aby powoli rozpoznawać otoczenie, w jakim się znalazłaś. Słyszałaś ogień trzaskający w palenisku, bulgotanie jakichś wywarów i cieczy, plusk wody, syczenie pary, a także czułaś wiele woni, znanych, jak zgniła ryba, czysty alkohol lub ohydna woń Murloków, i nieznane. Usłyszałaś też dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili poczułaś też mokre, błoniaste łapy Murloków, które poprowadziły Cię dalej, wgłąb pomieszczenia, ponownie sadzając na jakimś krześle. Po chwili poczułaś, jak coś, a raczej ktoś, obmacuje Cię i obwąchuje, a po chwili również ściągnął Ci z oczu opaskę. Chwilę zajęło Ci przyzwyczajenie wzroku do światła pochodni, ale gdy to się stało ujrzałaś, że siedzisz przy suto zastawionym rozmaitymi potrawami stole, na którym siedzi również niewielki, pokraczny nawet jak na standardy własnej rasy, Goblin w ciężkiej szacie z kapturem, wpatrujący się w Ciebie żółtawymi ślepiami. Nieco dalej dostrzegłaś wiszące na chropowatych ścianach jaskini pochodnie oraz rozmaite przyrządy i naczynia alchemiczne, których nigdy wcześniej nie widziałaś, a przeznaczenia mogłaś się tylko domyślać. Gdzieniegdzie migały Ci też Murloki. Poza tym roiło się tu od różnorakich składników alchemicznych i nie tylko, a wysoko, gdzie ledwo sięgało światło pochodni, widziałaś wiszące na łańcuchach klatki, w których pewnie coś się kryło, sądząc po cichym sapaniu czy urywanych rykach.
-
Spojrzała się na Goblina i czekała aż coś powie.
-
Nie powiedział, jedynie się gapił, po czym zwinnie zeskoczył ze stołu i zniknął gdzieś w pomieszczeniu. Po chwili drzwi znów się otworzyły i wkroczyły nimi najpierw dwa Murloki, a przynajmniej tak mogłaś przypuszczać, bo choć były tak paskudne, jak wszystkie inne, to te tutaj o głowę przewyższały typowego Krasnoluda, dorównując mu przy tym krzepkością i muskulaturą, co pozwalało im nosić ze sobą większą broń i czyniło z nich autentyczne zagrożenie. Mimo to stwory wyglądały dość komicznie, głównie przez głowy, które pozostały normalnych rozmiarów, podczas gdy reszta ciała się powiększyła. Za nimi wkroczył człowiek, zapewne ten Mutagenista, o którym mówił najemnik. Nie ubierał się jak typowy Mag, miał na sobie proste spodnie, koszulę, buty i fartuch, zapewne po to, aby łatwiej mu było obcować z różnorakimi składnikami alchemicznymi, a i za taki strój ciężej złapać, niż za długą i powłóczystą szatę, co też nie było bez wpływu, biorąc pod uwagę żyjące w klatkach stwory. Sam Mag był wysokim, chudym i wysuszonym staruszkiem o twarzy pokrytej zmarszczkami i o długich, siwych włosach opadających swobodnie na plecy. Jedynie jego oczy wydawały się młode, przez widoczne w nich iskierki pasji, zaciekawienia, a także obłędu… Podszedł on do stołu, a jeden z Murloków odsunął mu krzesło, po czym usiadł i zaczął zajadać jakiś stek z warzywami, jakby zupełnie nie przejmując się Twoją obecnością. Lub, co bardziej prawdopodobne, jedynie udawał, ciekaw Twojej relacji.
-
Zmarszczyła brwi i przymrużyła oczy, żeby pokazać mu swoją złość.
-
Pomysł dobry, ale nic z niego wyszło, bo Mutagenista nawet nie patrzył w Twoją stronę, więc nie mógł nic dostrzec.
-
Zaczynał ją irytować, więc tupnęła, żeby zwrócił na nią uwagę, a jeśli to nic nie dało, to kopnęła w stół.
-
Albo ty miałaś tyle siły, albo mebel był lichy, bo po kopnięciu nieco się zatrząsł, w wyniku czego spadły z niego przystawki w małych miskach, na które od razu rzuciło się kilka cherlawych Murloków. Ale dało to odpowiedni efekt, bo Mag westchnął i podniósł na Ciebie wzrok, obserwując Cię przez chwilę.
- Wypłać najemnikowi premię, jeśli będzie chciał, Dergo. - powiedział, kierując swoje słowa do Goblina, bo to on właśnie wrócił i ochoczo skinął swemu panu głową. - Faktycznie, nie kłamał, gdy mówi, że tym razem postara się sprowadzić ciekawe okazy do eksperymentów.