Nowe Gilgasz
-
Nie powiedział, jedynie się gapił, po czym zwinnie zeskoczył ze stołu i zniknął gdzieś w pomieszczeniu. Po chwili drzwi znów się otworzyły i wkroczyły nimi najpierw dwa Murloki, a przynajmniej tak mogłaś przypuszczać, bo choć były tak paskudne, jak wszystkie inne, to te tutaj o głowę przewyższały typowego Krasnoluda, dorównując mu przy tym krzepkością i muskulaturą, co pozwalało im nosić ze sobą większą broń i czyniło z nich autentyczne zagrożenie. Mimo to stwory wyglądały dość komicznie, głównie przez głowy, które pozostały normalnych rozmiarów, podczas gdy reszta ciała się powiększyła. Za nimi wkroczył człowiek, zapewne ten Mutagenista, o którym mówił najemnik. Nie ubierał się jak typowy Mag, miał na sobie proste spodnie, koszulę, buty i fartuch, zapewne po to, aby łatwiej mu było obcować z różnorakimi składnikami alchemicznymi, a i za taki strój ciężej złapać, niż za długą i powłóczystą szatę, co też nie było bez wpływu, biorąc pod uwagę żyjące w klatkach stwory. Sam Mag był wysokim, chudym i wysuszonym staruszkiem o twarzy pokrytej zmarszczkami i o długich, siwych włosach opadających swobodnie na plecy. Jedynie jego oczy wydawały się młode, przez widoczne w nich iskierki pasji, zaciekawienia, a także obłędu… Podszedł on do stołu, a jeden z Murloków odsunął mu krzesło, po czym usiadł i zaczął zajadać jakiś stek z warzywami, jakby zupełnie nie przejmując się Twoją obecnością. Lub, co bardziej prawdopodobne, jedynie udawał, ciekaw Twojej relacji.
-
Zmarszczyła brwi i przymrużyła oczy, żeby pokazać mu swoją złość.
-
Pomysł dobry, ale nic z niego wyszło, bo Mutagenista nawet nie patrzył w Twoją stronę, więc nie mógł nic dostrzec.
-
Zaczynał ją irytować, więc tupnęła, żeby zwrócił na nią uwagę, a jeśli to nic nie dało, to kopnęła w stół.
-
Albo ty miałaś tyle siły, albo mebel był lichy, bo po kopnięciu nieco się zatrząsł, w wyniku czego spadły z niego przystawki w małych miskach, na które od razu rzuciło się kilka cherlawych Murloków. Ale dało to odpowiedni efekt, bo Mag westchnął i podniósł na Ciebie wzrok, obserwując Cię przez chwilę.
- Wypłać najemnikowi premię, jeśli będzie chciał, Dergo. - powiedział, kierując swoje słowa do Goblina, bo to on właśnie wrócił i ochoczo skinął swemu panu głową. - Faktycznie, nie kłamał, gdy mówi, że tym razem postara się sprowadzić ciekawe okazy do eksperymentów. -
Otworzyła szeroko oczy i prawie się popłakała, ponieważ jeszcze nigdy nie czuła takiego strachu o swoje życie.
-
Mag skinął na Goblina, a ten podszedł do Ciebie i pozbawił Cię knebla.
-
-Co ty chcesz ze mną zrobić? - Zapytała z drżącym głosem.
-
- Nie wiem. - odparł, rozkładając ręce po skończonym posiłku. - Może zabić, kto wie? Ale bardziej przydasz mi się żywa. Jak już pewnie tamten najemnik Ci zdradził, jestem Mutagenistą. Pracowałem na osobisty kontrakt samego Vigo Czarnego Słońca, ale ten nie doceniał moich starań. Zerwałem go, a on o tym jeszcze nie wie. Nikomu innemu też nie mówił. Dość mam ukrywania się, chcę władzy dla siebie. I moje stwory mi w tym pomogą. Nie zawsze są udane, ale dbam o to, aby je ulepszyć. Stworzyć nowe, lepsze życie.
-
-I po co ci ta cała władza?
-
- Żeby nie kryć się po jaskiniach, takich jak ta. Żeby wyjść z ukrycia. Zemścić się. Uznaję to za odpowiednie motywy. I Ty mi w tym pomożesz, tak jak inni jeńcy, których schwytały moje Murloki, a na których przeprowadzam eksperymenty.
-
-Wydaje mi się, że bardziej przydam się w tej twojej armii w mojej normalnej postaci, a nie jako jakiś mutant.
-
- A czemu tak sądzisz? - zapytał, opierając się na krześle i składając dłonie w piramidkę.
-
-Myślę, że podczas walki ważniejsze są umiejętności oraz doświadczenie niż siła i bezmyślność jakiejś pokraki…
-
- Po ulepszeniu te… Pokraki są mi wierne. Bezwarunkowo. Co do Ciebie nie miałbym takiej pewności. Doskonale wiem, że przy pierwszej okazji uciekniesz, żeby powiadomić kogoś, kto zniszczy moją prace, moje stworzenia i mnie samego. A na to nie mogę pozwolić.
-
-Ja też mogę być tobie wierna! - Wciąż próbowała przekonać mutagenistę. - Wystarczy, że nie zmienisz mnie w mutanta…
-
- Mam już jednego niezmienionego na utrzymaniu i on mi wystarczy. Przyznam, że wtedy, gdy sprowadził tu Ciebie i strażników, miałem go zabić, ale sprawił się na tyle dobrze, że będzie mógł żyć… Co do Ciebie nie mam takiej pewności. Nie masz żadnego interesu, żeby mi służyć.
-
-Dlaczego uważasz, że przydam ci się tylko jako mutant? Mogę zrobić wszystko, ale pozwól mi żyć…
-
Westchnął i pokręcił głową, jakby tłumaczył coś prostego opornemu na wiedzę dziecku.
- Nie ufam Ci. I nie zaufam, bo więcej na tym stracę, niż zyskam. Rozumiesz? A bezwolna kreatura nie może zdradzić. -
-Ale naprawdę mogę ci się przydać! Proszę, nie zmieniaj mnie w mutanta…