Nowe Gilgasz
-
-Co ty chcesz ze mną zrobić? - Zapytała z drżącym głosem.
-
- Nie wiem. - odparł, rozkładając ręce po skończonym posiłku. - Może zabić, kto wie? Ale bardziej przydasz mi się żywa. Jak już pewnie tamten najemnik Ci zdradził, jestem Mutagenistą. Pracowałem na osobisty kontrakt samego Vigo Czarnego Słońca, ale ten nie doceniał moich starań. Zerwałem go, a on o tym jeszcze nie wie. Nikomu innemu też nie mówił. Dość mam ukrywania się, chcę władzy dla siebie. I moje stwory mi w tym pomogą. Nie zawsze są udane, ale dbam o to, aby je ulepszyć. Stworzyć nowe, lepsze życie.
-
-I po co ci ta cała władza?
-
- Żeby nie kryć się po jaskiniach, takich jak ta. Żeby wyjść z ukrycia. Zemścić się. Uznaję to za odpowiednie motywy. I Ty mi w tym pomożesz, tak jak inni jeńcy, których schwytały moje Murloki, a na których przeprowadzam eksperymenty.
-
-Wydaje mi się, że bardziej przydam się w tej twojej armii w mojej normalnej postaci, a nie jako jakiś mutant.
-
- A czemu tak sądzisz? - zapytał, opierając się na krześle i składając dłonie w piramidkę.
-
-Myślę, że podczas walki ważniejsze są umiejętności oraz doświadczenie niż siła i bezmyślność jakiejś pokraki…
-
- Po ulepszeniu te… Pokraki są mi wierne. Bezwarunkowo. Co do Ciebie nie miałbym takiej pewności. Doskonale wiem, że przy pierwszej okazji uciekniesz, żeby powiadomić kogoś, kto zniszczy moją prace, moje stworzenia i mnie samego. A na to nie mogę pozwolić.
-
-Ja też mogę być tobie wierna! - Wciąż próbowała przekonać mutagenistę. - Wystarczy, że nie zmienisz mnie w mutanta…
-
- Mam już jednego niezmienionego na utrzymaniu i on mi wystarczy. Przyznam, że wtedy, gdy sprowadził tu Ciebie i strażników, miałem go zabić, ale sprawił się na tyle dobrze, że będzie mógł żyć… Co do Ciebie nie mam takiej pewności. Nie masz żadnego interesu, żeby mi służyć.
-
-Dlaczego uważasz, że przydam ci się tylko jako mutant? Mogę zrobić wszystko, ale pozwól mi żyć…
-
Westchnął i pokręcił głową, jakby tłumaczył coś prostego opornemu na wiedzę dziecku.
- Nie ufam Ci. I nie zaufam, bo więcej na tym stracę, niż zyskam. Rozumiesz? A bezwolna kreatura nie może zdradzić. -
-Ale naprawdę mogę ci się przydać! Proszę, nie zmieniaj mnie w mutanta…
-
Prychnął, jakbyś przestała go rozwścieczać, a zamiast tego bawić i skinął na Goblina, a ten dwiema szmatkami znów zakneblował Ci usta, kolejną zaś zawiązał oczy.
- Zabierz ją i dostarcz temu najemnikowi… Rzeczywiście nie jest nic warta, przynajmniej teraz. - powiedział Mutagenista, a cherlawy Goblin spróbował Cię zmusić do powstania swoimi mizernymi siłami. -
Wstała, tak jak chciał Goblin i szła tak jak ją prowadził.
-
Niezbyt daleko, bo do ostatniego miejsca, w jakim byłaś, czyli komnaty najemnika.
- I jak? - zapytał, otaczając Cię ramieniem i sadzając na skórach, które zapewne przykrywały jego łóżko. -
Nie odpowiedziała mu, bo przecież nie miała jak.
-
Najemnik westchnął i pozbawił Cię knebla.
- Lepiej? -
-Nie pozwolisz mi na siebie spojrzeć?
-
- Aż taki przystojny jestem?